Rozdział 19
*per. Kendalla*
Patrzę z niedowierzaniem na Carlosa, dzierżącego w ręku płytę, o której istnieniu nie powinien mieć pojęcia. Latynos opowiada mi, jakim cudem znalazł te nagrania i zdjęcia. Faktem jest, że mogłem to lepiej schować, ale po prostu nie zwróciłem na to uwagi. Nie sądziłem, że ktokolwiek kiedykolwiek to znajdzie.
- Powiesz nam, o co z tym chodzi? - pyta Logan, siadając obok mnie, a ja spuszczam wzrok. Nie chcę im tego opowiadać. Nie chcę do tego wracać.
- Kendall, naprawdę się martwimy. - twierdzi James, siadając po mojej drugiej stronie.
- Nie macie o co. - mówię cicho, nie podnosząc wzroku.
- Właśnie, że mamy. Spójrz, jak zareagowałeś na wieść o tym, że znalazłem tę płytę. Stary, przecież wiesz, że możesz nam powiedzieć wszystko. Zrozumiemy i pomożemy. - zapewnia mnie Carlos, siadając na krześle biurowym, naprzeciwko mnie.
- Nie odpuścicie, prawda? - wzdycham cicho, podnosząc na nich wzrok.
- Nie. Przecież wiesz, że jesteśmy uparci. - śmieje się Logan, na co odpowiadam lekkim uśmiechem. To prawda, w niektórych sprawach są nieugięci.
- Więc? Powiesz, o co chodzi? - pyta z nadzieją James. Widzę, że bardzo chcą się tego dowiedzieć. Może lepiej będzie jak im powiem? Może mi ulży? W końcu, to chyba jedyna tajemnica jaką przed nimi mam.
- Nawet nie wiem, od czego zacząć. - wyznaję, spoglądając na nich.
- Od początku. Co ma wspólnego z Tobą ta dziewczynka? Po co Ci jej zdjęcia? Jak w ogóle ją poznałeś? - dopytuje Carlos, próbując pomóc mi w rozpoczęciu historii, więc poprawiam się na łóżku i zaczynam niechętnie opowiadać.
- Kiedy miałem 2 latka, wyjechałem z rodzicami i braćmi do Polski, bo tata dostał tam dobrą pracę. Moi rodzice dość szybko zaaklimatyzowali się tam i zaprzyjaźnili się z małżeństwem z naprzeciwka, którzy jako jedyni sąsiedzi mówili płynnie po angielsku i pomogli moim rodzicom w poznaniu miasta. Na początku nie czułem się tam zbyt dobrze. Większość czasu spędzałem z rodzicami albo braćmi, ewentualnie czasami, kiedy rodzice byli bardzo zajęci, a bracia zajmowali się sobą, zaprzyjaźnieni sąsiedzi brali mnie na spacery, na lody, pokazywali mi miasto. Lubiłem ich, a oni mnie. Spędzałem z nimi coraz więcej czasu, bo mama znalazła pracę, Kenneth poszedł do szkoły, a Kevin do przedszkola. Kilka miesięcy przed moimi trzecimi urodzinami, sąsiadka zaszła w pierwszą ciążę. Wtedy nie rozumiałem jeszcze, co to znaczy. Rodzice wyjaśnili mi, że sąsiedzi będą mieli córeczkę albo synka, a oni zapewniali mnie, że pomimo tego, nadal będę mógł spędzać u nich tyle czasu, ile będę chciał. Obiecali też, że będę mógł pomagać im przy dziecku, więc tym bardziej się cieszyłem. Po dziewięciu miesiącach, w kwietniową noc, sąsiadka pojechała do szpitala i urodziła córeczkę. Rano pojechaliśmy z rodzicami w odwiedziny. Kiedy dorośli zaczęli rozmawiać, podszedłem niepewnie do szpitalnego łóżeczka, w którym leżała dziewczynka. Była naprawdę malutka. Spojrzała na mnie swoimi wielkimi, niebieskim oczkami i już wiedziałem, że będziemy nierozłączni. Tak też się stało. Przez kilka następnych lat przychodziłem do małej, opiekowałem się nią, bawiłem się z nią i patrzyłem, jak rośnie. Kiedy dziewczynka weszła w wiek szkolny, jej rodzice wysłali ją do podstawówki, do której uczęszczałem. Pomogłem jej zaaklimatyzować się i często pomagałem jej przy zadaniach domowych. Uczyłem ją też różnych sportów, a nawet grania na gitarze, bo, jak na mój wiek, umiałem to już całkiem dobrze. Byliśmy ze sobą zżyci do tego stopnia, że ledwo bez siebie wytrzymywaliśmy. Traktowaliśmy się jak rodzeństwo. Byliśmy praktycznie nierozłączni, ale wszystko, co dobre, musi się kiedyś skończyć. Dokładnie po siedmiu latach i pół roku, rodzice oznajmili mi i braciom, że planują przeprowadzkę za granicę. Załamałem się. Nie wyobrażałem sobie życia bez mojej przyjaciółki. Nigdy nie powiedziałem jej o planach moich rodziców, ale ona wiedziała, że coś jest nie tak. Jak na swój wiek, była bardzo bystra. Od dnia, w którym zauważyła, że coś jest nie w porządku, często pytała mnie, co się stało, ale ja milczałem. Milczałem nawet pomimo tego, że wręcz błagała mnie, żebym powiedział jej prawdę. Po jakimś czasie zauważyła, że nie ugnę się, więc przestała pytać, a ja starałem się spędzać z nią jak najwięcej czasu. Nieraz błagałem też rodziców o zmianę zdania i próbowałem jakkolwiek na nich wpłynąć, ale bezskutecznie, a oni dokładnie w dniu ósmych urodzin małej oznajmili mi, że wylatujemy z kraju za kilka dni. Dwa dni później nocowałem u mojej przyjaciółki. To był nasz ostatni dzień, ale mała nadal o tym nie wiedziała. Kiedy szykowaliśmy się do spania, ona nagle rozpłakała się i zaczęła mnie przepraszać. W szoku zapytałem ją, co się stało, bo kompletnie nie miałem pojęcia, o co jej chodzi. Wtedy wyznała mi, że kiedy u mnie była, podsłuchała rozmowę moich rodziców o wyjeździe. Błagała, żebym został, więc powiedziałem jej, że rodzice tylko żartowali, bo wiedzieli o jej obecności. Nie miałem serca powiedzieć jej, że to prawda i za kilka godzin już nie będzie mnie w Polsce, ale widziałem, że nie do końca mi uwierzyła. Kazała mi wtedy obiecać, że rano, kiedy się obudzi, będę przy niej. Obiecać obiecałem, ale słowa nie dotrzymałem. Około pierwszej w nocy przyszli po mnie rodzice. Mieliśmy jechać. Malutka już spała. Pocałowałem ją w czoło i spojrzałem na nią po raz ostatni, a potem wyszedłem, zostawiając ją na łóżku skuloną i zapłakaną. Te zdjęcia i nagrania są pamiątką po naszej przyjaźni. - mówię cicho, ze wzrokiem wbitym w ziemię. Przez kilka minut siedzimy w ciszy. Widzę, że chłopaki nie mają pojęcia, co powiedzieć. Zresztą, nie dziwię im się. Gdybym usłyszał tę historię od kogoś innego, nie przeżywając tego na własnej skórze, też nie wiedziałbym, co powiedzieć.
- Od jak dawna nie masz z nią kontaktu? - pyta w końcu Logan, który jako pierwszy otrząsnął się po tym, co usłyszał.
- Od 11 lat. - odpowiadam zgodnie z prawdą, powstrzymując cisnące się do moich oczu łzy.
- A nie próbowałeś jej znaleźć? Przecież jest mnóstwo możliwości. - odzywa się Carlos.
- Myślisz, że nie wiem? Próbowałem już chyba wszystkiego. Kiedy 11 lat temu przyjechałem do Los Angeles, pisałem do niej SMSy, maile na konto jej rodziców, a nawet wysyłałem listy na jej adres, ale nic to nie dało. Nigdy nie dostałem odpowiedzi. Kilka lat później, kiedy popularny stał się Facebook, zacząłem szukać jej tam, ale nie było nikogo o takim imieniu i nazwisku. Zresztą, do tej pory sprawdzam, ale nadal nie ma takiego konta. - wyznaję, nie podnosząc wzroku.
- A może spróbuj do niej zadzwonić? W końcu mówiłeś, że wysyłałeś do niej SMSy, więc masz jej numer, tak? - proponuje James.
- Teoretycznie tak, praktycznie taki numer nie istnieje od kilku lat. - mówię zrezygnowany.
- I naprawdę nie da się już nic zrobić? - pyta zamyślony Logan.
- Jedynym wyjściem byłby wyjazd do Polski, a i to pewnie nic by nie dało, bo w ciągu jedenastu lat mogła się pięć razy przeprowadzić. Poza tym, ja też nie pamiętam już miasta i prędzej sam bym się zgubił niż znalazłbym ją. - twierdzę, podciągając nogi pod brodę.
- No przecież musi być jakieś wyjście. Nie masz w Polsce żadnych znajomych, z którymi utrzymujesz kontakt? Ani jednego? - dopytuje z niedowierzaniem Carlos.
- Nie. Chociaż w sumie z tego, co pamiętam, Bridgit miała niezły kontakt z kuzynem małej, ale z nią też nie mam kontaktu od wyprowadzki. - stwierdzam po dłuższym namyśle.
- Jaka Bridgit? Mendler? - zadaje kolejne pytanie zszokowany Logan, a ja to potwierdzam. - Przecież kiedy jesteśmy razem na jakichś galach czy imprezach, ona unika Cię jak może. Jeszcze chyba nie widziałem, żeby zamieniła z Tobą chociaż jedno słowo.
- I w tym problem. Nie mam do niej numeru telefonu, nie wiem, gdzie mieszka i nawet nie mogę porozmawiać z nią, kiedy jakimś cudem znajdziemy się w tym samym miejscu i czasie, bo kiedy mnie widzi, od razu odchodzi najdalej, jak może. - mówię smutny, tracąc resztki nadziei.
- Kurczę, trzeba się z nią jakoś skontaktować, jeśli chcesz odzyskać tę swoją przyjaciółkę. - Carlos jest już gotowy do działania.
- Stary, to nie ma sensu. Dominika już i tak pewnie o mnie zapomniała. - wzdycham, patrząc ze smutkiem na płytę.
- Dominika, to ta mała, tak? - upewnia się Los.
- Tak, ale wiesz, miała osiem lat, wątpię, żeby pamiętała. - uśmiecham się smutno, uświadamiając sobie, jak bardzo zawaliłem.
- Dobra, daj mi kilka dni. Jakoś skontaktuję się z Bridgit i pogadam z nią o tym. - twierdzi Pena, kierując się do drzwi.
- Serio? Dzięki. - uśmiecham się do niego z wdzięcznością.
- Nie ma za co. W końcu od tego ma się przyjaciół. - mówi i wychodzi z pokoju, a za nim kierują się James i Logan, zapewniając, że też będą szukać informacji o teraźniejszym miejscu zamieszkania Mendler. Śmieję się cicho, widząc ich zapał, a zwłaszcza Carlosa, który już wsadza nos w telefon i zaczyna przeszukiwać sieć. Są naprawdę wspaniałymi przyjaciółmi i jestem im okropnie wdzięczny za to, że mnie wysłuchali i starają się pomóc. Wiem, że ich plan może nie wypalić, ale liczą się chęci, prawda? Poza tym, marzyć zawsze można.
_______________________________________________________________________________________________________________________
Hej!
Tak, jak obiecałam, w tym rozdziale dowiedzieliście się więcej o zdjęciach i płycie. W sumie poznaliście całą historię Kendalla i Domi, co nie znaczy, że to już koniec sekretów. Co to, to nie. Będzie ich o wiele więcej i zapewniam, że nie wszystkie będą związane z tą dwójką (ale tajemnic ich dotyczących będzie jeszcze kilka, więc spokojnie).
Chciałabym też pogratulować Rose, która odgadła tożsamość dziewczynki ze zdjęcia. Nie wiem czy jako jedyna na to wpadła, ale jako jedyna to napisała, więc gratulacje.
A teraz przejdźmy do odpowiadania na komentarze spod ostatniego rozdziału, do czego chcę wrócić, ponieważ ostatnio bardzo to zaniedbałam.
Marta, widzę, że niezbyt spodobało Ci się to, że Logana męczy kacyk. W sumie, mało komu by się to spodobało. Może w następnych rozdziałach go ogarnę. Może... (wyobraź sobie teraz szatański uśmieszek :3). Tak, zrobiłam z Losa zwolennika teorii spiskowych. Nie wiem, czemu, ale właśnie tak go sobie wyobraziłam, kiedy wymyślałam to opowiadanie. Jamesa w sumie można porównać w pewnym stopniu do Slendermana. Pojawia się i znika. Nigdy nie wiesz, gdzie i kiedy. A tak swoją drogą, kim jest Mariana's Web?
Rose, cieszę się, że się cieszysz (masło maślane, wiem xD). Poza tym, też uważam, że szczera rozmowa jest najlepszym rozwiązaniem w tym przypadku. W sumie, w każdym przypadku jest najlepsza, przynajmniej według mnie.
Dobra, kończę już tę notkę, bo mam zbyt dobry humor i zaraz zacznę pisać głupoty. Widzimy się w poniedziałek na domischmidt.blogspot.com ("ukryta" (ta, bardzo...) pseudo-reklama xD).
P.S. Ten rozdział przez opowieść Kendalla jest oficjalnie najdłuższym rozdziałem na tym blogu.
Do następnego.
Patrzę z niedowierzaniem na Carlosa, dzierżącego w ręku płytę, o której istnieniu nie powinien mieć pojęcia. Latynos opowiada mi, jakim cudem znalazł te nagrania i zdjęcia. Faktem jest, że mogłem to lepiej schować, ale po prostu nie zwróciłem na to uwagi. Nie sądziłem, że ktokolwiek kiedykolwiek to znajdzie.
- Powiesz nam, o co z tym chodzi? - pyta Logan, siadając obok mnie, a ja spuszczam wzrok. Nie chcę im tego opowiadać. Nie chcę do tego wracać.
- Kendall, naprawdę się martwimy. - twierdzi James, siadając po mojej drugiej stronie.
- Nie macie o co. - mówię cicho, nie podnosząc wzroku.
- Właśnie, że mamy. Spójrz, jak zareagowałeś na wieść o tym, że znalazłem tę płytę. Stary, przecież wiesz, że możesz nam powiedzieć wszystko. Zrozumiemy i pomożemy. - zapewnia mnie Carlos, siadając na krześle biurowym, naprzeciwko mnie.
- Nie odpuścicie, prawda? - wzdycham cicho, podnosząc na nich wzrok.
- Nie. Przecież wiesz, że jesteśmy uparci. - śmieje się Logan, na co odpowiadam lekkim uśmiechem. To prawda, w niektórych sprawach są nieugięci.
- Więc? Powiesz, o co chodzi? - pyta z nadzieją James. Widzę, że bardzo chcą się tego dowiedzieć. Może lepiej będzie jak im powiem? Może mi ulży? W końcu, to chyba jedyna tajemnica jaką przed nimi mam.
- Nawet nie wiem, od czego zacząć. - wyznaję, spoglądając na nich.
- Od początku. Co ma wspólnego z Tobą ta dziewczynka? Po co Ci jej zdjęcia? Jak w ogóle ją poznałeś? - dopytuje Carlos, próbując pomóc mi w rozpoczęciu historii, więc poprawiam się na łóżku i zaczynam niechętnie opowiadać.
- Kiedy miałem 2 latka, wyjechałem z rodzicami i braćmi do Polski, bo tata dostał tam dobrą pracę. Moi rodzice dość szybko zaaklimatyzowali się tam i zaprzyjaźnili się z małżeństwem z naprzeciwka, którzy jako jedyni sąsiedzi mówili płynnie po angielsku i pomogli moim rodzicom w poznaniu miasta. Na początku nie czułem się tam zbyt dobrze. Większość czasu spędzałem z rodzicami albo braćmi, ewentualnie czasami, kiedy rodzice byli bardzo zajęci, a bracia zajmowali się sobą, zaprzyjaźnieni sąsiedzi brali mnie na spacery, na lody, pokazywali mi miasto. Lubiłem ich, a oni mnie. Spędzałem z nimi coraz więcej czasu, bo mama znalazła pracę, Kenneth poszedł do szkoły, a Kevin do przedszkola. Kilka miesięcy przed moimi trzecimi urodzinami, sąsiadka zaszła w pierwszą ciążę. Wtedy nie rozumiałem jeszcze, co to znaczy. Rodzice wyjaśnili mi, że sąsiedzi będą mieli córeczkę albo synka, a oni zapewniali mnie, że pomimo tego, nadal będę mógł spędzać u nich tyle czasu, ile będę chciał. Obiecali też, że będę mógł pomagać im przy dziecku, więc tym bardziej się cieszyłem. Po dziewięciu miesiącach, w kwietniową noc, sąsiadka pojechała do szpitala i urodziła córeczkę. Rano pojechaliśmy z rodzicami w odwiedziny. Kiedy dorośli zaczęli rozmawiać, podszedłem niepewnie do szpitalnego łóżeczka, w którym leżała dziewczynka. Była naprawdę malutka. Spojrzała na mnie swoimi wielkimi, niebieskim oczkami i już wiedziałem, że będziemy nierozłączni. Tak też się stało. Przez kilka następnych lat przychodziłem do małej, opiekowałem się nią, bawiłem się z nią i patrzyłem, jak rośnie. Kiedy dziewczynka weszła w wiek szkolny, jej rodzice wysłali ją do podstawówki, do której uczęszczałem. Pomogłem jej zaaklimatyzować się i często pomagałem jej przy zadaniach domowych. Uczyłem ją też różnych sportów, a nawet grania na gitarze, bo, jak na mój wiek, umiałem to już całkiem dobrze. Byliśmy ze sobą zżyci do tego stopnia, że ledwo bez siebie wytrzymywaliśmy. Traktowaliśmy się jak rodzeństwo. Byliśmy praktycznie nierozłączni, ale wszystko, co dobre, musi się kiedyś skończyć. Dokładnie po siedmiu latach i pół roku, rodzice oznajmili mi i braciom, że planują przeprowadzkę za granicę. Załamałem się. Nie wyobrażałem sobie życia bez mojej przyjaciółki. Nigdy nie powiedziałem jej o planach moich rodziców, ale ona wiedziała, że coś jest nie tak. Jak na swój wiek, była bardzo bystra. Od dnia, w którym zauważyła, że coś jest nie w porządku, często pytała mnie, co się stało, ale ja milczałem. Milczałem nawet pomimo tego, że wręcz błagała mnie, żebym powiedział jej prawdę. Po jakimś czasie zauważyła, że nie ugnę się, więc przestała pytać, a ja starałem się spędzać z nią jak najwięcej czasu. Nieraz błagałem też rodziców o zmianę zdania i próbowałem jakkolwiek na nich wpłynąć, ale bezskutecznie, a oni dokładnie w dniu ósmych urodzin małej oznajmili mi, że wylatujemy z kraju za kilka dni. Dwa dni później nocowałem u mojej przyjaciółki. To był nasz ostatni dzień, ale mała nadal o tym nie wiedziała. Kiedy szykowaliśmy się do spania, ona nagle rozpłakała się i zaczęła mnie przepraszać. W szoku zapytałem ją, co się stało, bo kompletnie nie miałem pojęcia, o co jej chodzi. Wtedy wyznała mi, że kiedy u mnie była, podsłuchała rozmowę moich rodziców o wyjeździe. Błagała, żebym został, więc powiedziałem jej, że rodzice tylko żartowali, bo wiedzieli o jej obecności. Nie miałem serca powiedzieć jej, że to prawda i za kilka godzin już nie będzie mnie w Polsce, ale widziałem, że nie do końca mi uwierzyła. Kazała mi wtedy obiecać, że rano, kiedy się obudzi, będę przy niej. Obiecać obiecałem, ale słowa nie dotrzymałem. Około pierwszej w nocy przyszli po mnie rodzice. Mieliśmy jechać. Malutka już spała. Pocałowałem ją w czoło i spojrzałem na nią po raz ostatni, a potem wyszedłem, zostawiając ją na łóżku skuloną i zapłakaną. Te zdjęcia i nagrania są pamiątką po naszej przyjaźni. - mówię cicho, ze wzrokiem wbitym w ziemię. Przez kilka minut siedzimy w ciszy. Widzę, że chłopaki nie mają pojęcia, co powiedzieć. Zresztą, nie dziwię im się. Gdybym usłyszał tę historię od kogoś innego, nie przeżywając tego na własnej skórze, też nie wiedziałbym, co powiedzieć.
- Od jak dawna nie masz z nią kontaktu? - pyta w końcu Logan, który jako pierwszy otrząsnął się po tym, co usłyszał.
- Od 11 lat. - odpowiadam zgodnie z prawdą, powstrzymując cisnące się do moich oczu łzy.
- A nie próbowałeś jej znaleźć? Przecież jest mnóstwo możliwości. - odzywa się Carlos.
- Myślisz, że nie wiem? Próbowałem już chyba wszystkiego. Kiedy 11 lat temu przyjechałem do Los Angeles, pisałem do niej SMSy, maile na konto jej rodziców, a nawet wysyłałem listy na jej adres, ale nic to nie dało. Nigdy nie dostałem odpowiedzi. Kilka lat później, kiedy popularny stał się Facebook, zacząłem szukać jej tam, ale nie było nikogo o takim imieniu i nazwisku. Zresztą, do tej pory sprawdzam, ale nadal nie ma takiego konta. - wyznaję, nie podnosząc wzroku.
- A może spróbuj do niej zadzwonić? W końcu mówiłeś, że wysyłałeś do niej SMSy, więc masz jej numer, tak? - proponuje James.
- Teoretycznie tak, praktycznie taki numer nie istnieje od kilku lat. - mówię zrezygnowany.
- I naprawdę nie da się już nic zrobić? - pyta zamyślony Logan.
- Jedynym wyjściem byłby wyjazd do Polski, a i to pewnie nic by nie dało, bo w ciągu jedenastu lat mogła się pięć razy przeprowadzić. Poza tym, ja też nie pamiętam już miasta i prędzej sam bym się zgubił niż znalazłbym ją. - twierdzę, podciągając nogi pod brodę.
- No przecież musi być jakieś wyjście. Nie masz w Polsce żadnych znajomych, z którymi utrzymujesz kontakt? Ani jednego? - dopytuje z niedowierzaniem Carlos.
- Nie. Chociaż w sumie z tego, co pamiętam, Bridgit miała niezły kontakt z kuzynem małej, ale z nią też nie mam kontaktu od wyprowadzki. - stwierdzam po dłuższym namyśle.
- Jaka Bridgit? Mendler? - zadaje kolejne pytanie zszokowany Logan, a ja to potwierdzam. - Przecież kiedy jesteśmy razem na jakichś galach czy imprezach, ona unika Cię jak może. Jeszcze chyba nie widziałem, żeby zamieniła z Tobą chociaż jedno słowo.
- I w tym problem. Nie mam do niej numeru telefonu, nie wiem, gdzie mieszka i nawet nie mogę porozmawiać z nią, kiedy jakimś cudem znajdziemy się w tym samym miejscu i czasie, bo kiedy mnie widzi, od razu odchodzi najdalej, jak może. - mówię smutny, tracąc resztki nadziei.
- Kurczę, trzeba się z nią jakoś skontaktować, jeśli chcesz odzyskać tę swoją przyjaciółkę. - Carlos jest już gotowy do działania.
- Stary, to nie ma sensu. Dominika już i tak pewnie o mnie zapomniała. - wzdycham, patrząc ze smutkiem na płytę.
- Dominika, to ta mała, tak? - upewnia się Los.
- Tak, ale wiesz, miała osiem lat, wątpię, żeby pamiętała. - uśmiecham się smutno, uświadamiając sobie, jak bardzo zawaliłem.
- Dobra, daj mi kilka dni. Jakoś skontaktuję się z Bridgit i pogadam z nią o tym. - twierdzi Pena, kierując się do drzwi.
- Serio? Dzięki. - uśmiecham się do niego z wdzięcznością.
- Nie ma za co. W końcu od tego ma się przyjaciół. - mówi i wychodzi z pokoju, a za nim kierują się James i Logan, zapewniając, że też będą szukać informacji o teraźniejszym miejscu zamieszkania Mendler. Śmieję się cicho, widząc ich zapał, a zwłaszcza Carlosa, który już wsadza nos w telefon i zaczyna przeszukiwać sieć. Są naprawdę wspaniałymi przyjaciółmi i jestem im okropnie wdzięczny za to, że mnie wysłuchali i starają się pomóc. Wiem, że ich plan może nie wypalić, ale liczą się chęci, prawda? Poza tym, marzyć zawsze można.
_______________________________________________________________________________________________________________________
Hej!
Tak, jak obiecałam, w tym rozdziale dowiedzieliście się więcej o zdjęciach i płycie. W sumie poznaliście całą historię Kendalla i Domi, co nie znaczy, że to już koniec sekretów. Co to, to nie. Będzie ich o wiele więcej i zapewniam, że nie wszystkie będą związane z tą dwójką (ale tajemnic ich dotyczących będzie jeszcze kilka, więc spokojnie).
Chciałabym też pogratulować Rose, która odgadła tożsamość dziewczynki ze zdjęcia. Nie wiem czy jako jedyna na to wpadła, ale jako jedyna to napisała, więc gratulacje.
A teraz przejdźmy do odpowiadania na komentarze spod ostatniego rozdziału, do czego chcę wrócić, ponieważ ostatnio bardzo to zaniedbałam.
Marta, widzę, że niezbyt spodobało Ci się to, że Logana męczy kacyk. W sumie, mało komu by się to spodobało. Może w następnych rozdziałach go ogarnę. Może... (wyobraź sobie teraz szatański uśmieszek :3). Tak, zrobiłam z Losa zwolennika teorii spiskowych. Nie wiem, czemu, ale właśnie tak go sobie wyobraziłam, kiedy wymyślałam to opowiadanie. Jamesa w sumie można porównać w pewnym stopniu do Slendermana. Pojawia się i znika. Nigdy nie wiesz, gdzie i kiedy. A tak swoją drogą, kim jest Mariana's Web?
Rose, cieszę się, że się cieszysz (masło maślane, wiem xD). Poza tym, też uważam, że szczera rozmowa jest najlepszym rozwiązaniem w tym przypadku. W sumie, w każdym przypadku jest najlepsza, przynajmniej według mnie.
Dobra, kończę już tę notkę, bo mam zbyt dobry humor i zaraz zacznę pisać głupoty. Widzimy się w poniedziałek na domischmidt.blogspot.com ("ukryta" (ta, bardzo...) pseudo-reklama xD).
P.S. Ten rozdział przez opowieść Kendalla jest oficjalnie najdłuższym rozdziałem na tym blogu.
Do następnego.
Rety, a coś sobie przysięgali? Że niby nie wolno im mieć własnych tajemnic? Rety, o co oni go podejrzewają.
OdpowiedzUsuńCoś za szybko wymiękł. Z resztą, czego ja się spodziewałam? Że zamknie się w łazience i nie będzie chciał otworzyć? A ci w końcu się do niego dobiją?
No dobra, tego się nie spodziewałam. Tata Kendalla miał pracę w Polsce? A dowiem się jako kto?
A coś mi podpowiadało, że to ona... Ta, jasne. Nawet debil by się domyślił.
Rozdział super! Czekam na nn!
Ale James nie będzie porywał dzieci, prawda?
A co się będę produkować... Zobacz sobie: https://www.youtube.com/watch?v=AZ_pG-n7ZTo Tak, lubię ten kanał. Problem?
A ja Cię zapraszam na Koniczynkę, gdzie wstawiłam odcinek, z którego na serio jestem dumna.
Trzymaj się! Cześć!
Hej. Fajnie ze Kendall opowiedział chłopakom historię. Ale ze mnie detektyw ze zgadłam xD, ze to Dominika. Mam nadzieje , ze chłopacy odnajdą ją i Kendall porozmawia z nią po latach.
OdpowiedzUsuńRozdział ekstra . Pozdrawiam i czekam na następny
Rose.