Rozdział 64
*per. Dominiki* Otwieram powoli oczy, czując dziwną rześkość i wyspanie. Kendalla nie ma już obok mnie, a przez okno sypialni wpadają mocne promienie słoneczne, zupełnie nieprzypominające tych promieni, które widzę codziennie o 6. rano. Ze zdziwieniem sięgam po telefon, przeciągając się. Zaspana włączam smartfona, na którego ekranie z przerażeniem dostrzegam mnóstwo nieodebranych połączeń i wiadomości od Browna. Chwilę potem z jeszcze większą zgrozą dostrzegam, że jest już 12. w południe. Zrywam się z łóżka i z prędkością światła wybiegam z sypialni Kendalla, pędząc do swojego pokoju. Wpadam tam i od razu gnam do łazienki, gdzie w mgnieniu oka wykonuję poranną toaletę i ubieram się. Wybiegam czym prędzej z toalety, łapiąc w rękę buty, stojące przy drzwiach mojego pokoju, a następnie wypadam z sypialni i gnam co sił w nogach do wyjścia. - Hej Domi. Jak się spało? - słyszę nagle głos Kendalla za plecami. - Dobrze, tylko trochę zbyt długo. - odwracam się w jego stronę, zakładając buty