Rozdział 70
*per. ?* Wycie syren, krzyki, chaos i ja, wyglądający zza rogu ulicy. Obserwuję to, co dzieje się w domu, w którym spędziłem ostatnie dziesięć lat. Z budynku wychodzi policja, wyprowadzając w kajdankach ludzi, którzy się mną opiekowali. Tak znajome, a jednocześnie obce mi osoby, szarpią się i awanturują, za wszelką cenę chcąc uniknąć więzienia. Kilka chwil później zostają jednak obezwładnieni i wrzuceni do radiowozów, odjeżdżających z włączonymi syrenami w stronę najbliższego komisariatu. Osuwam się po ścianie budynku i chowam twarz w dłonie. Ten dom, to jedyne miejsce, gdzie mogłem wrócić. Nie mam pojęcia, co teraz zrobię. Nie mam kompletnie żadnej alternatywy, żadnego mieszkania, żadnych większych funduszy. W plecaku mam ledwie sto dolarów i kilka par ubrań, co może starczyć mi najwięcej na tydzień przy maksymalnym oszczędzaniu, a teraz nie mogę wrócić nawet po resztę ubrań, bo cała posesja otoczona jest żółtą, policyjną taśmą. Wstaję niepewnie z ziemi, kierując się do jednego z