Rozdział 69
2 DNI PÓŹNIEJ
*per. Dominiki*
Ze snu wyrywa mnie głośny dźwięk budzika, dochodzący z mojego telefonu, który powinien leżeć gdzieś obok mnie. Po omacku próbuję znaleźć źródło denerwującego dźwięku, ale niestety nie udaje mi się to. Uchylam lekko powieki, dzięki czemu lokalizuję w końcu telefon, zaplątany w zmiętą kołdrę, leżącą na drugim końcu łóżka. Niechętnie podnoszę się do pozycji siedzącej, sięgając w końcu smartfona i wyłączam budzik.
Przecieram zaspane oczy, po czym zwlekam się z posłania, a następnie idę do łazienki, gdzie wykonuję poranne czynności. Staram się zrobić to porządnie, ale niezbyt mi to wychodzi, zważywszy na to, że zasypiam na stojąco. Nie chcę jednak, żeby ktokolwiek zorientował się, że spałam zaledwie przez pół godziny, więc w to, co właśnie robię, wkładam wszystkie swoje siły, jakie mi jeszcze zostały.
Kilka minut później wchodzę do kuchni, gdzie zaczynam przygotowywać śniadanie. Wszyscy jeszcze śpią, ale już niewiele czasu zostało mi na przygotowanie posiłku. Budziki moich współlokatorów zaczną bowiem dzwonić już za kilkadziesiąt minut. Z racji tego, że czasu jest już coraz mniej, a ja ledwo patrzę na oczy, nie chcę ryzykować pożarem i stawiam na zwykłe kanapki. Talerz z przygotowanym jedzeniem stawiam na stole dokładnie w momencie, kiedy pierwszy z lokatorów wchodzi do kuchni.
- Hej kochanie. - Kendall daje mi buziaka w policzek.
- Cześć. - uśmiecham się lekko, nie chcąc pokazać, że coś jest nie tak, jednak zamiast uśmiechu wychodzi mi dziwny grymas.
- Wszystko w porządku? Jesteś strasznie blada i masz podkrążone oczy. Spałaś w ogóle? - no to pięknie.
- Ledwo. - przyznaję niechętnie. - Miałam ciężką noc.
- Koszmary? - zgaduje chłopak, na co przytakuję, znowu musząc go okłamać. - Mogłaś do mnie przyjść.
- Nie chciałam cię budzić. - twierdzę, a Kend patrzy na mnie ze zmartwieniem.
- Może idź się zdrzemnąć, co? Wyglądasz na naprawdę zmęczoną.
- Nie mogę. Kami zaraz przyjeżdża, a potem robimy sobie babski dzień. - wciskam mojemu chłopakowi kolejną ściemę.
- Domi, wykończysz się.
- Bez przesady, jedna nieprzespana noc naprawdę mi nie zaszkodzi.
- Niech ci będzie. - wzdycha chłopak. - Ale jeśli coś będzie się działo, masz do mnie przyjść, jasne?
- Jasne, jasne. - przewracam oczami, a Kendall bierze się w końcu za kanapki.
Jakiś czas potem dołącza do niego reszta naszych współlokatorów. Spokojnie jemy razem śniadanie, po którym większość zaczyna zbierać się do pracy. Koniec końców w domu zostaję tylko z Moniką, a po chwili dołącza do nas Kamila, z którą wsiadamy do służbowego auta, stojącego na rogu ulicy i jedziemy pod budynek, gdzie kręcony jest serial Big Time Rush.
Podczas drogi Kami opowiada nam o tym, co działo się w Nowym Jorku. Szczerze mówiąc, jestem pod wrażeniem jej pomysłu, żeby wykorzystać do tej akcji małoletnich cwaniaczków z Domu Dziecka. Chociaż w sumie, dlaczego ja się temu dziwię? To przecież ta sama Kamila, która jako dzieciak... Zresztą nieważne, nie warto do tego wracać. Ważne, że sobie poradziła i załatwiła to, co miała załatwić.
Kiedy parkujemy niedaleko studia filmowego, Monika wyciąga z plecaka swój tablet i pisze do agencji, która daje nam dostęp do obrazu z kamer, znajdujących się w budynku. Dzięki temu możemy obserwować chłopaków, nie wysiadając nawet z auta. Widzimy wszystko, co dzieje się w studio i możemy dowolnie przełączać kamery, przybliżając obraz, jeśli zauważymy coś niepokojącego, czemu będziemy chciały się przyjrzeć.
Tego dnia, o dziwo, jest jednak bardzo spokojnie, więc ja i dziewczyny możemy nadrobić dni, kiedy nie spędzałyśmy razem zbyt dużo czasu. Szczerze mówiąc, odkąd wprowadziłyśmy się do chłopaków, przebywałyśmy ze sobą tylko sporadycznie, o rozmowach nie wspominając. Wszystko w ostatnich tygodniach kręciło się wokół agencji, a ostatnio też wokół mojego związku z Kendallem. Nie ukrywam, brakowało mi spędzania czasu oraz rozmów tylko z moimi przyjaciółkami, więc mam nadzieję, że po zakończeniu tego całego chaosu, wyjdziemy gdzieś na spokojnie i wróci choć cząstka tego, co było w Polsce.
W samochodzie siedzimy z dziewczynami do wieczora. Na całe szczęście pamiętałyśmy o prowiancie, więc na tylnym siedzeniu leżą już dwie paczki po chipsach i kilka pustych butelek po wodzie mineralnej. Kiedy chłopaki wychodzą ze studia, kończymy akurat paczkę chrupek kukurydzianych, a następnie ruszamy do domu, jadąc wszystkimi skrótami, jakie pokazał nam Brown w pierwszych dniach naszego pobytu w Los Angeles. Swoją drogą, zaczynam zastanawiać się nad dziwnym zachowaniem Mike'a, o którym mówiła Kamila. Z jednej strony nie chciałabym wtrącać się w jego sprawy, a z drugiej martwię się, że mężczyzna za dużo wie i nie powinnam była mówić mu niektórych rzeczy. Chociaż jakoś nie chce mi się wierzyć, że Brown ma jakiekolwiek złe zamiary. Sama nie wiem, czemu. Po prostu intuicja podpowiada mi, że Mike naprawdę jest po naszej stronie i niczego nie udawał. Mam nadzieję, że moje przeczucie się nie myli.
Do domu docieramy kilka minut przed chłopakami. Ledwie zdążamy włączyć telewizor, a auto boysbandu już zatrzymuje się pod posiadłością. Najszybciej jak mogę biegnę do swojego pokoju, podczas gdy Kami pędzi do kuchni, żeby zrobić kolację. Monika również idzie do swojej sypialni, skąd po chwili daje się słyszeć szybką muzykę. Uśmiecham się lekko pod nosem, domyślając się, że właśnie powstaje jakaś nowa choreografia.
Siadam zmęczona na łóżku i spoglądam na zegarek. Jest ósma wieczorem, czyli mam jeszcze kilka godzin do rozpoczęcia kolejnego treningu. Szczerze mówiąc, chętnie bym się teraz zdrzemnęła, ale muszę przejrzeć jeszcze informacje, jakie Kamila przywiozła z Nowego Jorku. Wyciągam więc z plecaka akta z Domu Dziecka, a następnie wkładam je w pierwszą lepszą książkę i zaczynam udawać, że czytam, na wypadek, gdyby Kendall postanowił wpaść. Na ten moment zapominam jednak na chwilę o domownikach i skupiam się w stu procentach na analizowaniu informacji, dzięki czemu dowiaduję się o wiele więcej niż było mi potrzebne. Teraz w zasadzie wystarczy już tylko namierzyć biologicznych rodziców przestępcy i schwytać ich, a resztą zajmie się już policja.
Po zapoznaniu się z aktami chowam je z powrotem do plecaka, po czym zamykam go, wkładając do szafy od stos ubrań. Muszę go tak zabezpieczać ze względu na jego zupełnie normalny wygląd. Plecak, pomimo wbudowanych gadżetów i niebezpiecznego wyposażenia, wygląda niestety tak zwyczajnie, jak tylko się da. Niewtajemniczeni pomyślą więc po prostu, że kupiłam go w sklepie, jakich wiele. Wiem, że taki był cel agencji, kiedy plecak był projektowany, ale nikt chyba nie pomyślał, że właśnie przez to ludzie mogą nieświadomie zajrzeć do wnętrza plecaka i dowiedzieć się całej prawdy. Ukrywanie zawartości agencja zostawiła już niestety pracownikom.
Wzdycham ciężko, zauważając że z godziny ósmej zrobiła się już niemal dziesiąta. Czas leci zdecydowanie zbyt szybko i jest go zdecydowanie zbyt mało. Mam szczerą nadzieję, że po odejściu z agencji będę miała o wiele więcej wolnych chwil i w końcu będę mogła skupić się na życiu prywatnym. Odkąd przyjechałam do Los Angeles niemal w ogóle nie rozmawiałam z moją rodziną. Strasznie za nimi tęsknię i chciałabym poświęcić im więcej uwagi. Kto wie, może nawet udałoby mi się namówić Kendalla na wizytę w Polsce? A może pojechałabym sama? Nie mam pojęcia, ale to nie jest istotne. Najważniejsze jest to, żebym po prostu wiedziała, co słychać u najważniejszych dla mnie osób.
Z zamyślenia wyrywa mnie dźwięk otwieranych drzwi, w których po chwili staje Kamila. Dziewczyna wchodzi do pokoju i, jak gdyby nigdy nic, bez słowa rozwala się na moim łóżku.
- Co ty robisz? - pytam, patrząc na przyjaciółkę ze zdziwieniem.
- Czekam. - odpowiada, wzruszając ramionami.
- Na co?
- Na twój trening. - Kami jest wyraźnie zła. - Dlaczego nie powiedziałaś mi, że przez to gówno zarywasz nocki?
- Po co miałam mówić? I tak nic by to nie zmieniło, a ty byłabyś zła, tak jak właśnie teraz.
- Wykończysz się, wiesz o tym? - dziewczyna podnosi się do pozycji siedzącej. - Wzięłaś sobie kurs przyspieszony, czyli mega intensywny. Brak snu naprawdę w niczym ci nie pomoże.
- Dlatego pocieszam się, że zostało jeszcze kilka dni.
- Nadal uważam, że to popieprzony pomysł.
- W takim razie chodź dzisiaj ze mną. Zobaczysz, że nic mi nie jest.
- Wow, ty naprawdę myślałaś, że puściłabym cię tam samą? - Kamila patrzy na mnie z wyraźnym rozbawieniem. - Myślałam, że lepiej mnie znasz.
Ze snu wyrywa mnie głośny dźwięk budzika, dochodzący z mojego telefonu, który powinien leżeć gdzieś obok mnie. Po omacku próbuję znaleźć źródło denerwującego dźwięku, ale niestety nie udaje mi się to. Uchylam lekko powieki, dzięki czemu lokalizuję w końcu telefon, zaplątany w zmiętą kołdrę, leżącą na drugim końcu łóżka. Niechętnie podnoszę się do pozycji siedzącej, sięgając w końcu smartfona i wyłączam budzik.
Przecieram zaspane oczy, po czym zwlekam się z posłania, a następnie idę do łazienki, gdzie wykonuję poranne czynności. Staram się zrobić to porządnie, ale niezbyt mi to wychodzi, zważywszy na to, że zasypiam na stojąco. Nie chcę jednak, żeby ktokolwiek zorientował się, że spałam zaledwie przez pół godziny, więc w to, co właśnie robię, wkładam wszystkie swoje siły, jakie mi jeszcze zostały.
Kilka minut później wchodzę do kuchni, gdzie zaczynam przygotowywać śniadanie. Wszyscy jeszcze śpią, ale już niewiele czasu zostało mi na przygotowanie posiłku. Budziki moich współlokatorów zaczną bowiem dzwonić już za kilkadziesiąt minut. Z racji tego, że czasu jest już coraz mniej, a ja ledwo patrzę na oczy, nie chcę ryzykować pożarem i stawiam na zwykłe kanapki. Talerz z przygotowanym jedzeniem stawiam na stole dokładnie w momencie, kiedy pierwszy z lokatorów wchodzi do kuchni.
- Hej kochanie. - Kendall daje mi buziaka w policzek.
- Cześć. - uśmiecham się lekko, nie chcąc pokazać, że coś jest nie tak, jednak zamiast uśmiechu wychodzi mi dziwny grymas.
- Wszystko w porządku? Jesteś strasznie blada i masz podkrążone oczy. Spałaś w ogóle? - no to pięknie.
- Ledwo. - przyznaję niechętnie. - Miałam ciężką noc.
- Koszmary? - zgaduje chłopak, na co przytakuję, znowu musząc go okłamać. - Mogłaś do mnie przyjść.
- Nie chciałam cię budzić. - twierdzę, a Kend patrzy na mnie ze zmartwieniem.
- Może idź się zdrzemnąć, co? Wyglądasz na naprawdę zmęczoną.
- Nie mogę. Kami zaraz przyjeżdża, a potem robimy sobie babski dzień. - wciskam mojemu chłopakowi kolejną ściemę.
- Domi, wykończysz się.
- Bez przesady, jedna nieprzespana noc naprawdę mi nie zaszkodzi.
- Niech ci będzie. - wzdycha chłopak. - Ale jeśli coś będzie się działo, masz do mnie przyjść, jasne?
- Jasne, jasne. - przewracam oczami, a Kendall bierze się w końcu za kanapki.
Jakiś czas potem dołącza do niego reszta naszych współlokatorów. Spokojnie jemy razem śniadanie, po którym większość zaczyna zbierać się do pracy. Koniec końców w domu zostaję tylko z Moniką, a po chwili dołącza do nas Kamila, z którą wsiadamy do służbowego auta, stojącego na rogu ulicy i jedziemy pod budynek, gdzie kręcony jest serial Big Time Rush.
Podczas drogi Kami opowiada nam o tym, co działo się w Nowym Jorku. Szczerze mówiąc, jestem pod wrażeniem jej pomysłu, żeby wykorzystać do tej akcji małoletnich cwaniaczków z Domu Dziecka. Chociaż w sumie, dlaczego ja się temu dziwię? To przecież ta sama Kamila, która jako dzieciak... Zresztą nieważne, nie warto do tego wracać. Ważne, że sobie poradziła i załatwiła to, co miała załatwić.
Kiedy parkujemy niedaleko studia filmowego, Monika wyciąga z plecaka swój tablet i pisze do agencji, która daje nam dostęp do obrazu z kamer, znajdujących się w budynku. Dzięki temu możemy obserwować chłopaków, nie wysiadając nawet z auta. Widzimy wszystko, co dzieje się w studio i możemy dowolnie przełączać kamery, przybliżając obraz, jeśli zauważymy coś niepokojącego, czemu będziemy chciały się przyjrzeć.
Tego dnia, o dziwo, jest jednak bardzo spokojnie, więc ja i dziewczyny możemy nadrobić dni, kiedy nie spędzałyśmy razem zbyt dużo czasu. Szczerze mówiąc, odkąd wprowadziłyśmy się do chłopaków, przebywałyśmy ze sobą tylko sporadycznie, o rozmowach nie wspominając. Wszystko w ostatnich tygodniach kręciło się wokół agencji, a ostatnio też wokół mojego związku z Kendallem. Nie ukrywam, brakowało mi spędzania czasu oraz rozmów tylko z moimi przyjaciółkami, więc mam nadzieję, że po zakończeniu tego całego chaosu, wyjdziemy gdzieś na spokojnie i wróci choć cząstka tego, co było w Polsce.
W samochodzie siedzimy z dziewczynami do wieczora. Na całe szczęście pamiętałyśmy o prowiancie, więc na tylnym siedzeniu leżą już dwie paczki po chipsach i kilka pustych butelek po wodzie mineralnej. Kiedy chłopaki wychodzą ze studia, kończymy akurat paczkę chrupek kukurydzianych, a następnie ruszamy do domu, jadąc wszystkimi skrótami, jakie pokazał nam Brown w pierwszych dniach naszego pobytu w Los Angeles. Swoją drogą, zaczynam zastanawiać się nad dziwnym zachowaniem Mike'a, o którym mówiła Kamila. Z jednej strony nie chciałabym wtrącać się w jego sprawy, a z drugiej martwię się, że mężczyzna za dużo wie i nie powinnam była mówić mu niektórych rzeczy. Chociaż jakoś nie chce mi się wierzyć, że Brown ma jakiekolwiek złe zamiary. Sama nie wiem, czemu. Po prostu intuicja podpowiada mi, że Mike naprawdę jest po naszej stronie i niczego nie udawał. Mam nadzieję, że moje przeczucie się nie myli.
Do domu docieramy kilka minut przed chłopakami. Ledwie zdążamy włączyć telewizor, a auto boysbandu już zatrzymuje się pod posiadłością. Najszybciej jak mogę biegnę do swojego pokoju, podczas gdy Kami pędzi do kuchni, żeby zrobić kolację. Monika również idzie do swojej sypialni, skąd po chwili daje się słyszeć szybką muzykę. Uśmiecham się lekko pod nosem, domyślając się, że właśnie powstaje jakaś nowa choreografia.
Siadam zmęczona na łóżku i spoglądam na zegarek. Jest ósma wieczorem, czyli mam jeszcze kilka godzin do rozpoczęcia kolejnego treningu. Szczerze mówiąc, chętnie bym się teraz zdrzemnęła, ale muszę przejrzeć jeszcze informacje, jakie Kamila przywiozła z Nowego Jorku. Wyciągam więc z plecaka akta z Domu Dziecka, a następnie wkładam je w pierwszą lepszą książkę i zaczynam udawać, że czytam, na wypadek, gdyby Kendall postanowił wpaść. Na ten moment zapominam jednak na chwilę o domownikach i skupiam się w stu procentach na analizowaniu informacji, dzięki czemu dowiaduję się o wiele więcej niż było mi potrzebne. Teraz w zasadzie wystarczy już tylko namierzyć biologicznych rodziców przestępcy i schwytać ich, a resztą zajmie się już policja.
Po zapoznaniu się z aktami chowam je z powrotem do plecaka, po czym zamykam go, wkładając do szafy od stos ubrań. Muszę go tak zabezpieczać ze względu na jego zupełnie normalny wygląd. Plecak, pomimo wbudowanych gadżetów i niebezpiecznego wyposażenia, wygląda niestety tak zwyczajnie, jak tylko się da. Niewtajemniczeni pomyślą więc po prostu, że kupiłam go w sklepie, jakich wiele. Wiem, że taki był cel agencji, kiedy plecak był projektowany, ale nikt chyba nie pomyślał, że właśnie przez to ludzie mogą nieświadomie zajrzeć do wnętrza plecaka i dowiedzieć się całej prawdy. Ukrywanie zawartości agencja zostawiła już niestety pracownikom.
Wzdycham ciężko, zauważając że z godziny ósmej zrobiła się już niemal dziesiąta. Czas leci zdecydowanie zbyt szybko i jest go zdecydowanie zbyt mało. Mam szczerą nadzieję, że po odejściu z agencji będę miała o wiele więcej wolnych chwil i w końcu będę mogła skupić się na życiu prywatnym. Odkąd przyjechałam do Los Angeles niemal w ogóle nie rozmawiałam z moją rodziną. Strasznie za nimi tęsknię i chciałabym poświęcić im więcej uwagi. Kto wie, może nawet udałoby mi się namówić Kendalla na wizytę w Polsce? A może pojechałabym sama? Nie mam pojęcia, ale to nie jest istotne. Najważniejsze jest to, żebym po prostu wiedziała, co słychać u najważniejszych dla mnie osób.
Z zamyślenia wyrywa mnie dźwięk otwieranych drzwi, w których po chwili staje Kamila. Dziewczyna wchodzi do pokoju i, jak gdyby nigdy nic, bez słowa rozwala się na moim łóżku.
- Co ty robisz? - pytam, patrząc na przyjaciółkę ze zdziwieniem.
- Czekam. - odpowiada, wzruszając ramionami.
- Na co?
- Na twój trening. - Kami jest wyraźnie zła. - Dlaczego nie powiedziałaś mi, że przez to gówno zarywasz nocki?
- Po co miałam mówić? I tak nic by to nie zmieniło, a ty byłabyś zła, tak jak właśnie teraz.
- Wykończysz się, wiesz o tym? - dziewczyna podnosi się do pozycji siedzącej. - Wzięłaś sobie kurs przyspieszony, czyli mega intensywny. Brak snu naprawdę w niczym ci nie pomoże.
- Dlatego pocieszam się, że zostało jeszcze kilka dni.
- Nadal uważam, że to popieprzony pomysł.
- W takim razie chodź dzisiaj ze mną. Zobaczysz, że nic mi nie jest.
- Wow, ty naprawdę myślałaś, że puściłabym cię tam samą? - Kamila patrzy na mnie z wyraźnym rozbawieniem. - Myślałam, że lepiej mnie znasz.
Przewracam tylko oczami, a następnie siadam obok dziewczyny, zmieniając temat. Zaczynam wypytywać ją, czy nie wie przypadkiem, co teraz robi Kendall. Okazuje się jednak, że mój chłopak poszedł już spać, a Kamila wmówiła mu, że ja też odpłynęłam już do krainy snów. Zanim jednak zdążam dowiedzieć się czegoś jeszcze, moja przyjaciółka żąda, żebym opowiedziała, co działo się, kiedy nie było jej w L.A. Z chęcią zaczynam wspominać wspaniałe chwile spędzone z Kendallem, wręcz rozpływając się ze szczęścia i zachwytu.
Około pół godziny później musimy niestety przerwać rozmowę i zacząć zbierać się na szkolenie. Zamykam drzwi sypialni na klucz, a następnie zarzucam na ramię plecak, wyciągnięty z szafy. Otwieram okno i staję na parapecie, sięgając do torby po pistolet, ukrywający w swoim wnętrzu linę z hakiem. Kieruję urządzenie w stronę dachu, a kiedy naciskam spust, lina zahacza idealnie o elewację budynku, wciągając mnie na górę. Chwilę później dołącza do mnie Kami ze swoim plecakiem na ramieniu i obie zaczynamy pędzić przez miasto, skacząc na dachy kolejnych budynków. Ciekawe, czy to też liczy się jako część treningu...
Do agencji docieramy punktualnie o północy,a szef, nadzorujący mój przyspieszony kurs prowadzi nas do drugiej części budynku, przystosowanej specjalnie do ćwiczeń. Następnie zostaję zamknięta w dużym, przestronnym pomieszczeniu o zielonych ścianach, podłodze oraz suficie, które mają robić za green screen. W rogach pokoju znajdują się również kamerki, dzięki którym mój przełożony oraz Kamila mogą obserwować poczynania.
Tym razem jednak w pomieszczeniu dodatkowo znajduje się też czarny samochód z dwoma mężczyznami w środku.
Biorę głęboki oddech, po czym pokazuję do kamery uniesione kciuki, co znaczy, że jestem gotowa. W tym samym momencie na green screenie pojawia się obraz przypominający kompletne od ludzie, a za moimi plecami daje się słyszeć warkot odpalonego auta.
Odwracam się, sprawdzając, czy mężczyźni wysiadają z samochodu. Już kilka sekund później panowie zaczynają mnie atakować, a ja bronić się. Używam resztek swoich sił, aby powalić pierwszego gościa i zaczynam bronić się przed drugim, próbując wytrzymać do końca. Niestety jeden z ciosów mężczyzny jest tak silny, że mój organizm nie wytrzymuje, a ja z impetem uderzam w ścianę i bezwładnie osuwam się na podłogę, zamykając oczy. Potem jest już tylko ciemność.
*per. Kendalla*
Ze smacznego snu wyrywa mnie dźwięk dzwonka, dochodzący z mojego telefonu. Niechętnie otwieram oczy i biorę do ręki smartfona, a na wyświetlaczu dostrzegam numer Kamili oraz godzinę, wskazującą na to, że jest już wpół do pierwszej w nocy. Lekko zaniepokojony odbieram połączenie.
- Halo? Kendall? - słyszę spanikowany, dziewczęcy głos. Zaraz, zaraz... Kami i panika?
- Wszystko w porządku? - pytam niepewnie. - Dlaczego dzwonisz o takiej godzinie, będąc zaledwie kilka pokoi dalej.
- Jestem z Dominiką w parku, kilka ulic dalej. Ona zasłabła. - twierdzi dziewczyna, a ja blednę, automatycznie rozbudzając się. - Możesz tutaj przyjechać? Nie mam żadnego innego transportu. Nie wiem, co zrobić.
- Zaraz będę! - rzucam do słuchawki, po czym rozłączam się, a następnie narzucam na siebie pierwsze lepsze ubrania i pędzę do samochodu.
Wsiadam do auta, żeby po chwili zacząć jak wariat gnać przez ulice Los Angeles, nie zwracając uwagi na żadne ograniczenia prędkości. Jedyne, o czym teraz myślę, to Domi. Mam nadzieję, że nic jej nie jest, a zasłabnięcie było jednorazowe. Zastanawiam si,ę tylko, co moja dziewczyna robiła o tej godzinie w parku. Przecież to niedorzeczne. Poza tym, ostatnio sama przypominała mi o grasujących paparazzich, a teraz sama się naraziła? Coś mi tu nie gra... Liczę jedynie na to, że na miejscu nie spotkam tego całego Mike'a, bo chyba za siebie nie ręczę.
Z piskiem opon hamuję przy wejściu do najbliższego parku. Wysiadam z samochodu i biegnę przez alejki w poszukiwaniu Dominiki i Kamili. Na całe szczęście znajduję je bardzo szybko, bo już na jednej z pierwszych ławek w pierwszej alejce. Domi siedzi blada ze zwieszoną głową, opierając się o Kami, która podaje jej butelkę wody. Podbiegam do nich i kucam naprzeciwko mojej dziewczyny. Delikatnie łapię ją za podbródek, po czym lekko podnoszę jej głowę. Dominika patrzy na mnie zamglonym wzrokiem, a oczy same jej się zamykają. Bez słowa podnoszę dziewczynę z ławki, biorąc ją na ręce, a ona resztkami sił wtula się we mnie, zasypiając.
- Co się tutaj stało? Skąd w ogóle wzięłyście się tutaj o takiej godzinie? - pytam Kamilę, kierując się do auta.
- Chciałyśmy pooglądać sobie jakieś filmy, ale w domu nie było żadnych przekąsek, więc postanowiłyśmy pójść do sklepu. No i niby wszystko spoko, tylko że postanowiłyśmy wrócić przez park, żeby było szybciej, no i nas napadli.
- Że co?! - zatrzymuję się gwałtownie, patrząc na Kami z przerażeniem, a jednocześnie niedowierzaniem. - Kto was napadł?!
- Nie wiem, jakieś typki w kapturach. Trochę oberwałyśmy, ale oni też ucierpieli. Nie zadziera się z dziewczyną, która nosi w kieszeni nóż.
- Może lepiej zawiozę was do szpitala, a potem na policję? - proponuję, naprawdę wystraszony całą sytuacją. Boję się po prostu, że dziewczyny zostały zaatakowane przez ludzi, którzy atakowali też mnie. Boję się, że teraz wzięli się za Domi.
- Daj spokój, to tylko kilka siniaków.
- W takim razie dlaczego Dominika zasłabła?
- Ostatniej nocy prawie w ogóle nie spała, a jej organizm po prostu nie wytrzymał. Dziwisz się?
- A co, jeśli to przez ten napad? Co, jeśli ci goście zrobili Domi większą krzywdę niż tylko siniaki?
- Przestań, okay? - Kami przewraca oczami ze zirytowaniem. - Znam swoją przyjaciółkę i naprawdę nic jej nie jest, mówię ci.
Wzdycham zmartwiony, wsadzając moją dziewczynę na tylne siedzenie samochodu, a Kamila siada obok niej. Ja natomiast wsiadam za kierownicę i odpalam auto, ruszając prosto do domu. Co jakiś czas zerkam w tylne lusterku, patrząc na Domi. Ona jednak cały czas śpi i nie budzi jej nawet warkot silnika. Z jednej strony trochę mnie to martwi, ale z drugiej mam nadzieję, że dziewczyna wreszcie porządnie się wyśpi.
Kiedy dojeżdżamy do domu, biorę Dominikę z powrotem na ręce i wysiadam z auta, kierując się do mieszkania. Kamila cały czas idzie gdzieś z tyłu, ale nie odzywa się ani słowem, podczas gdy ja wchodzę z Domi na rękach do swojego pokoju. Kładę dziewczynę na łóżko i przykrywam ją kołdrą, a następnie siadam obok niej. Wiem, że mogłem zanieść Dominikę do jej sypialni, ale chyba wolę mieć ją dzisiaj przy sobie, tak na wszelki wypadek.
*per. Kendalla*
Ze smacznego snu wyrywa mnie dźwięk dzwonka, dochodzący z mojego telefonu. Niechętnie otwieram oczy i biorę do ręki smartfona, a na wyświetlaczu dostrzegam numer Kamili oraz godzinę, wskazującą na to, że jest już wpół do pierwszej w nocy. Lekko zaniepokojony odbieram połączenie.
- Halo? Kendall? - słyszę spanikowany, dziewczęcy głos. Zaraz, zaraz... Kami i panika?
- Wszystko w porządku? - pytam niepewnie. - Dlaczego dzwonisz o takiej godzinie, będąc zaledwie kilka pokoi dalej.
- Jestem z Dominiką w parku, kilka ulic dalej. Ona zasłabła. - twierdzi dziewczyna, a ja blednę, automatycznie rozbudzając się. - Możesz tutaj przyjechać? Nie mam żadnego innego transportu. Nie wiem, co zrobić.
- Zaraz będę! - rzucam do słuchawki, po czym rozłączam się, a następnie narzucam na siebie pierwsze lepsze ubrania i pędzę do samochodu.
Wsiadam do auta, żeby po chwili zacząć jak wariat gnać przez ulice Los Angeles, nie zwracając uwagi na żadne ograniczenia prędkości. Jedyne, o czym teraz myślę, to Domi. Mam nadzieję, że nic jej nie jest, a zasłabnięcie było jednorazowe. Zastanawiam si,ę tylko, co moja dziewczyna robiła o tej godzinie w parku. Przecież to niedorzeczne. Poza tym, ostatnio sama przypominała mi o grasujących paparazzich, a teraz sama się naraziła? Coś mi tu nie gra... Liczę jedynie na to, że na miejscu nie spotkam tego całego Mike'a, bo chyba za siebie nie ręczę.
Z piskiem opon hamuję przy wejściu do najbliższego parku. Wysiadam z samochodu i biegnę przez alejki w poszukiwaniu Dominiki i Kamili. Na całe szczęście znajduję je bardzo szybko, bo już na jednej z pierwszych ławek w pierwszej alejce. Domi siedzi blada ze zwieszoną głową, opierając się o Kami, która podaje jej butelkę wody. Podbiegam do nich i kucam naprzeciwko mojej dziewczyny. Delikatnie łapię ją za podbródek, po czym lekko podnoszę jej głowę. Dominika patrzy na mnie zamglonym wzrokiem, a oczy same jej się zamykają. Bez słowa podnoszę dziewczynę z ławki, biorąc ją na ręce, a ona resztkami sił wtula się we mnie, zasypiając.
- Co się tutaj stało? Skąd w ogóle wzięłyście się tutaj o takiej godzinie? - pytam Kamilę, kierując się do auta.
- Chciałyśmy pooglądać sobie jakieś filmy, ale w domu nie było żadnych przekąsek, więc postanowiłyśmy pójść do sklepu. No i niby wszystko spoko, tylko że postanowiłyśmy wrócić przez park, żeby było szybciej, no i nas napadli.
- Że co?! - zatrzymuję się gwałtownie, patrząc na Kami z przerażeniem, a jednocześnie niedowierzaniem. - Kto was napadł?!
- Nie wiem, jakieś typki w kapturach. Trochę oberwałyśmy, ale oni też ucierpieli. Nie zadziera się z dziewczyną, która nosi w kieszeni nóż.
- Może lepiej zawiozę was do szpitala, a potem na policję? - proponuję, naprawdę wystraszony całą sytuacją. Boję się po prostu, że dziewczyny zostały zaatakowane przez ludzi, którzy atakowali też mnie. Boję się, że teraz wzięli się za Domi.
- Daj spokój, to tylko kilka siniaków.
- W takim razie dlaczego Dominika zasłabła?
- Ostatniej nocy prawie w ogóle nie spała, a jej organizm po prostu nie wytrzymał. Dziwisz się?
- A co, jeśli to przez ten napad? Co, jeśli ci goście zrobili Domi większą krzywdę niż tylko siniaki?
- Przestań, okay? - Kami przewraca oczami ze zirytowaniem. - Znam swoją przyjaciółkę i naprawdę nic jej nie jest, mówię ci.
Wzdycham zmartwiony, wsadzając moją dziewczynę na tylne siedzenie samochodu, a Kamila siada obok niej. Ja natomiast wsiadam za kierownicę i odpalam auto, ruszając prosto do domu. Co jakiś czas zerkam w tylne lusterku, patrząc na Domi. Ona jednak cały czas śpi i nie budzi jej nawet warkot silnika. Z jednej strony trochę mnie to martwi, ale z drugiej mam nadzieję, że dziewczyna wreszcie porządnie się wyśpi.
Kiedy dojeżdżamy do domu, biorę Dominikę z powrotem na ręce i wysiadam z auta, kierując się do mieszkania. Kamila cały czas idzie gdzieś z tyłu, ale nie odzywa się ani słowem, podczas gdy ja wchodzę z Domi na rękach do swojego pokoju. Kładę dziewczynę na łóżko i przykrywam ją kołdrą, a następnie siadam obok niej. Wiem, że mogłem zanieść Dominikę do jej sypialni, ale chyba wolę mieć ją dzisiaj przy sobie, tak na wszelki wypadek.
RANO
Cały czas siedzę przy Dominice, która pomimo już dość późnej godziny, jeszcze się nie obudziła. Nie spałem całą noc i ciągle sprawdzałem, czy na pewno nic jej nie jest, ale teraz zaczynam się coraz bardziej martwić. Domi zawsze była rannym ptaszkiem, w zasadzie nie było dnia, żeby nie wstała około szóstej rano, a może nawet i wcześniej. Nawet w dzieciństwie dziewczyna nie potrafiła spać dłużej niż do ósmej rano. Tymczasem jest już dziesiąta rano, a on nadal śpi i nie wygląda na to, żeby miała się w najbliższym czasie obudzić. Ja też nie chciałbym ściągać jej z łóżka na siłę, ale chyba będę musiał, bo naprawdę się martwię. Z drugiej jednak strony zdaję sobie sprawę z tego, że Domi powinna odespać poprzednią, koszmarną noc.
Wzdycham ciężko, zaczynając głaskać dziewczynę po głowie. Dopiero wtedy Dominika zaczyna lekko się ruszać, chyba w końcu się budząc. Uśmiecham się lekko i składam na jej ustach pocałunek na powitanie, co Dominika odwzajemnia, przytulając się do mnie.
- Hej. - mówi cicho dziewczyna, lekko ziewając.
- Hej, jak się czujesz?
- Dobrze, ale w zasadzie, nie do końca pamiętam, co się wczoraj stało.
- Wiesz, umm... - nie do końca wiem, jak to powiedzieć, żeby nie wystraszyć Domi. - Wczoraj razem z Kami zostałyście, tak jakby, trochę napadnięte w parku, ale poza kilkoma siniakami jest raczej okay.
- W parku? - pyta zaspana, powoli się rozbudzając.
- Tak mówiła Kami.
- Aaa, no tak, rzeczywiście. - dziewczyna przeciąga się, siadając. - Dobrze, że Kami miała nóż. Przynajmniej nie oberwałyśmy mocniej.
- Zawsze to jakiś plus. - cały czas się uśmiecham, ciesząc się, że z Dominiką jednak wszystko jest w porządku. - Ale dzisiaj masz zostać cały dzień w łóżku i odpoczywać, jasne?
- Misiu, jestem głodna. - zaczyna marudzić Domi. - Poza tym muszę iść po telefon, bo mój brat miał dzisiaj zadzwonić.
- Zaraz wszystko ci przyniosę. - wstaję z łóżka, całując Dominikę w czoło. - Telefon jest w twoim pokoju?
- Tak, powinien gdzieś tam być.
- W takim razie wracam za chwilę. - obiecuję i, nadal się uśmiechając, idę do sypialni mojej dziewczyny. Drzwi od mojego pokoju zostawiam jednak otwarte, na wypadek, gdybym nie zdołał znaleźć telefonu.
Wchodzę do sypialni Dominiki i zaczynam szukać jej smartfona. Przeszukuję niemal wszystkie kąty, ale nigdzie nie widzę własności dziewczyny. Trochę to dziwne, zważywszy na to, że w jej pokoju panuje niemal idealny porządek, a co za tym idzie, znalezienie telefonu powinno być pestką.
- Nigdzie go nie ma! - krzyczę, wzdychając i raz jeszcze zaczynam przeszukiwać sypialnię Domi.
- Już idę! - odkrzykuje mi zza ściany dziewczyna.
- Ej, a może jest w tym plecaku?! - sięgam po stojącą obok łóżka torbę i otwieram ją.
- Nie, nie dotykaj tego! - Dominika wbiega do pokoju, ale jest już za późno.
Wpatruję się w zawartość plecaka, czując jak cała moja twarz przybiera biały kolor. W torbie znajduje się broń, dokumenty i jakieś okulary, ale przede wszystkim znajduje się tam różowa bandanka. Ta sama bandanka, którą widziałem na twarzy chroniącej mnie dziewczyny.
- Przez cały ten czas to byłaś ty? - odwracam się twarzą do Domi. - To ty mnie chroniłaś? To ciebie szukałem?
- Kendall, ja ci to wszystko wyjaśnię, przysięgam.
- Przez cały ten czas mnie okłamywałaś? - patrzę na Dominikę z bólem w oczach. - Nasz związek i to, że mnie kochasz... To też było kłamstwo?
- Nie, nie zrobiłabym ci tego. - w oczach dziewczyny pojawiają się łzy, ale w tym momencie nie jestem w stanie uwierzyć w żadne jej słowo, ani emocję. Bez słowa oddaję jej plecak, po czym wychodzę z pokoju, kompletnie nie wiedząc, co teraz zrobić.
Nie mogę uwierzyć w to, czego się dowiedziałem. Nie mogę uwierzyć w to, że dziewczyna, którą znam praktycznie od zawsze i którą pokochałem całym sercem, po prostu mnie okłamała. To już nie jest ta sama Domi, którą kiedyś znałem. Tamta Dominika nigdy w życiu nikogo by nie okłamała, a już na pewno nie mnie. Tamta Dominika była ze wszystkimi szczera i nawet nie pomyślałaby o oszukaniu kogokolwiek.
- Kendall, proszę, wysłuchaj mnie. - słyszę gdzieś z tyłu drżący głos Domi.
- Nie mam zamiaru słuchać kolejnych kłamstw. - mówię stanowczo, kierując się do ogrodu. Muszę odetchnąć...
- Więcej cię nie okłamię, przysięgam. - dziewczyna zagradza mi drogę. - Powiem ci wszystko, odpowiem na każde twoje pytanie, tylko proszę, błagam, wysłuchaj mnie.
- Masz pięć minut. - decyduję ostatecznie. Gdzieś w głębi duszy chcę chyba wierzyć, że Domi robiła to wszystko z dobrych pobudek, a nie po to, żeby mnie zranić.
Kiedy siadamy razem na kanapie, dziewczyna zaczyna opowiadać mi wszystko. Mówi, jak trzy lata temu kolega jej ojca wpadł z wizytą i skarżył się na brak pracowników w swojej firmie, w której zresztą tata Dominiki pracował jeszcze przed małżeństwem z jej mamą. Kumpel mężczyzny był podobno załamany, bo polska filia, której był szefem, była na skraju upadku i bankructwa. Właśnie wtedy Domi postanowiła zatrudnić się tam, choć wiedziała, czym to grozi. Załatwiła też pracę Kamili i Monice, a gdy wszystkie dziewczyny przeszły pozytywnie początkowe testy, zostały pełnoprawnymi tajnymi agentkami. Cała ta sprawa brzmi dla mnie z jednej strony wiarygodnie, a z drugiej całkowicie niedorzecznie. Czuję się jak w ukrytej kamerze, albo jakimś filmie kryminalnym, ale kiedy Dominika pokazuje mi wizytówkę agencji, zaczynam w końcu wierzyć w jej historię.
- Dlaczego akurat ja? Czemu chroniłaś mnie? - pytam zaciekawiony, korzystając z okazji, że dziewczyna obiecała szczerze odpowiedzieć mi na wszystkie pytania.
- To był przypadek, takie dostałyśmy zlecenie. Big Time Rush było zagrożone, więc potrzebowało ochrony. Zwerbowano nas, żebyśmy się tym zajęły. Nikt stamtąd nie wiedział, że znałam cię wcześniej, jeszcze przed całą tą aferą. Wszystko zaczęło wychodzić na jaw dopiero po pierwszym ataku paparazzich.
- Mogłaś mi powiedzieć, byłbym ostrożniejszy.
- Sęk w tym, że nie mogłam. w regulaminie wyraźnie napisane jest, że obiekt chroniony nigdy nie może dowiedzieć się o istnieniu organizacji. W innym przypadku... no cóż... - Domi nie może przejść przez usta to, co ma zamiar powiedzieć. Zanim jednak udaje jej się zebrać na odwagę, ktoś zaczyna walić w drzwi wejściowe naszego domu.
Ze zdziwieniem otwieram niespodziewanemu gościowi i od razu dostaję pięścią w twarz. Cios jest tak silny, że odrzuca mnie na kilka kroków. Jestem tak oszołomiony, że przez dobrą chwilę zastanawiam się, co tu się właśnie stało, a nieznany mi mężczyzna wchodzi do mieszkania, zatrzaskując za sobą drzwi. Na całe szczęście Dominika nie zwleka długo, bo już po chwili atakuje faceta, zadając mu mocny cios w brzuch. Gość jednak nie pozostaje jej dłużny i odpowiada na atak.
Przez kilka kolejnych minut w salonie trwa zaciekła walka, która z biegiem czasu przenosi się na schody. Chciałbym jakoś pomóc mojej dziewczynie, ale nie mogę oderwać od niej wzroku. Pierwszy raz widzę, jak walczy bez bandanki na twarzy i teraz, kiedy już wiem, że to ona przez cały czas mnie chroniła, jestem pod ogromnym wrażeniem jej umiejętności i tego, jak zwinna jest. Unika prawie wszystkich ciosów przeciwnika, wykonując tak skomplikowane figury gimnastyczne, że nie mam nawet pojęcia, jak się nazywają. W pewnym momencie jednak Domi, w celu uchylenia się przed kopniakiem, wskakuje na balustradę schodów, zaczynając na niej balansować, co doprowadza do tragedii. Mężczyzna wykorzystuje chwilowy brak równowagi ciała dziewczyny i kopie ją z półobrotu, a ona spada z poręczy, lądując z hukiem na ziemi.
Z przerażeniem podbiegam do Dominiki, nie myśląc nawet o tym, że w tym czasie facet może wyeliminować też mnie. Kucam obok mojej bohaterki i odgarniam jej włosy z twarzy. Dziewczyna patrzy na mnie przepraszającym wzrokiem, a w jej oczach czają się łzy. Właśnie wtedy uświadamiam sobie, że Domi nie da rady wstać. Jestem jedynym, który może jeszcze coś zdziałać.
Patrzę w stronę mężczyzny, który zbliża się do mnie z triumfalnym uśmieszkiem oraz pistoletem w dłoni, a przed moimi oczami pojawia się obraz Domi, spadającej z barierki. Narasta we mnie wściekłość, której nie zamierzam powstrzymywać. Tak, jak nigdy nie byłem za rozwiązaniami siłowymi, tak teraz mam to zwyczajnie gdzieś. Rzucam się na faceta z pięściami, trafiając prosto w jego gębę. Koleś zatacza się, a ja popycham go i raz jeszcze, z całej siły uderzam w jego twarz, powodując u niego utratę przytomności. Wow, szybko poszło... Wracam do Dominiki i pomagam jej wstać, przytulając ją do siebie. Dziewczyna ma rozbity nos, a pewnie kilka siniaków też by się znalazło.
Dokładnie w tym samym momencie do domu wpadają kompletnie obcy mi ludzie, a także Monika i Kamila. Patrzę niepewnie na Domi, która wygląda na załamaną. Odsuwa się ode mnie, a następnie idzie na krótką pogawędkę z nieznanymi mi ludźmi, podczas gdy Kami i Monia zostają ze mną. Rozmowa Dominiki trwa kilka minut, po których dziewczyna mocno się do mnie przytula.
- Przepraszam. - szepcze dziewczyna, a po jej policzkach zaczynają spływać łzy. Wycieram je szybko, patrząc na nią z zaniepokojeniem. Naprawdę nie mam pojęcia, o co tutaj chodzi, ale nie podoba mi się to.
- Kendall, wiemy, że już wiesz o naszej agencji i nie możemy tak tego zostawić. - słyszę nagle znajomy męski głos, ale dopiero po chwili w tym całym chaosie rozpoznaję Mike'a. No cóż, przynajmniej wiem już, skąd tak naprawdę znał Domi. - Zgodnie z regulaminem, nigdy nie powinieneś był się tego dowiedzieć.
- Tak, wiem. - wzdycham. - Jaka jest kara? Mam coś zapłacić?
- To nie jest takie proste. Niestety, według zasad organizacji, karą za poznanie całej prawdy jest usunięcie ci pamięci.
- Słucham?! - patrzę z niedowierzaniem na Dominikę. Tak bardzo bym chciał, żeby roześmiała się teraz i powiedziała, że to wszystko to jeden wielki żart, ale ona milczy, wbijając wzrok w podłogę.
- Spokojnie, nie będzie to cała pamięć, tylko ostatnie kilka godzin. Usiądź na kanapie, szybko to załatwimy. - rozkazuje stanowczo mężczyzna i już wiem, że nie mam jakichkolwiek szans na uniknięcie kary.
Siadam niechętnie na kanapie, mając jeszcze nadzieję, że ktoś w końcu się odezwie i moja pamięć zostanie taka, jaka jest teraz. Niestety w mieszkaniu panuje kompletna cisza, a Mike zbliża się do mnie z dziwnym, małym urządzeniem.
- Czekaj! - słyszę nagle głos Domi. Patrzę na nią niepewnie, licząc że jakoś mnie z tego wyciągnie. - Jeśli ktokolwiek ma usunąć Kendallowi pamięć, powinnam to być ja.
- Skoro chcesz, to proszę bardzo. - Dominika odbiera od mężczyzny urządzenie i kuca przede mną, ocierając łzy.
- Chwileczkę. - łapię dziewczynę za rękę, celującą urządzeniem w moją głowę. - Zanim cokolwiek zrobisz, chcę o coś zapytać.
- Dobrze, pytaj. - Domi próbuje udawać silną.
- Czy usunięcie mojej pamięci, zmieni coś w naszych relacjach? - patrzę niepewnie na swoją ukochaną.
- To znaczy? Co miałoby zmienić?
- Sam nie wiem. Po prostu chcę mieć pewność, że zawsze będę pamiętał, jak bardzo cię kocham.
- Nie, ja nie dam rady. - Domi rzuca urządzenie na kanapie, rozklejając się. - Nie chcę usuwać mu pamięci.
- W takim razie ja to zrobię. - Monika siada obok mnie. - Posłuchaj, za chwilę spryskam cię tym czymś i zapomnisz ostatnie sześć godzin swojego życia... ale nie zapomnisz o miłości do Dominiki.
- Okay. - wzdycham, a następnie, po raz ostatni w normalnym stanie, całuję płaczącą Domi. - Dawaj.
- No dobra. - Monia łapię w rękę urządzenie, po czym bierze głęboki oddech, uruchamiając urządzenie, a ja zasypiam.
_______________________________________________________________________________________________________________________
Hej!
Jak widzicie, właśnie tak prezentuje się finał pierwszej części tego opowiadania. Co o nim myślicie? Jak Wam się podoba? Spodziewaliście się takiego zwrotu akcji? Swoją opinię napiszcie mi, proszę, w sekcji komentarzy.
Mam dla Was natomiast jeszcze dodatkową informację. Otóż, po długich namysłach, postanowiłam dać sobie czas na perfekcyjne przygotowanie drugiej części tego opowiadania, toteż biorę sobie miesięczny urlop. Cały czas jednak będę udzielać się w serwisach społecznościowych, więc możecie śmiało pisać w każdej sprawie. Z nowymi rozdziałami wrócę natomiast już 1 lipca i mogę Wam obiecać, że będzie ciekawie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Marta, Kamila i sukienka? Jakoś nie sądzę.
Nie, to nie przejęzyczenie. Tak, jak napisałam, Kami chodzi z nożem odkąd skończyła dwanaście lat.
Laura, to najmłodsza córka chłopaka mamy Kamili.
Może tam wrócić albo po nowych rekrutów, albo po to, żeby dokonać adopcji.
Marie, wróciłaś idealnie na finał pierwszej części. Jak się podobało?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Do następnego.
"Wykorzustać małoletnich cwaniaczków z Domu dziecka"... z niewiadomych przyczyn podoba mi się to zdanie.
OdpowiedzUsuńChupki kukurydziane są, brauje tylko dipu z monte...
A ja tam Brownowi nie ufam...
Może się czepiam, ale czemu Dominika nie przyczytała tych papierów w samochodzie na obserwacji? Kendall ją przyłapie i co? Jajco.
Biologiczni rodzine? A po co im oni? No sorry, ale nie pamiętam, jaki to ma związek.
I wreszcie Kamila mówi z sensem... Ale chyba zapomnaiałaś o podkreśleniach... Ale dla mnie to oczywiste.
Dobra, jeśli Kendall uwierzy w zasłabnięcie, to znaczy, że jest idiotą.
Dobrze, że nie do jej pokoju XD
No! To witamy wśród wtajemniczonych! Ale zaraz... różowa?
Dobra, powiedz, że ona sobie nie uszkodziła kręgosłupa...
Dobra, Kendall jest idiotą, ale i niesamowitym szczęściarzem.
Dobra, powiedzmy, ze moje podejrzenia częściowo się sprawdziły.
Rozdział super! czekam na kolejną notkę nowej już części i pozdrawiam!