Rozdział 30
NASTĘPNEGO DNIA
*per. Kamili*
To już dzisiaj. Dzisiaj do naszej szkoły ma zawitać wizytacja z kuratorium. W sumie dość szybko, zważywszy na to, że dopiero wczoraj zgłosiłam zachowanie dyrektorki. No ale cóż, skoro kuratorium postanowiło przysłać kogoś do szkoły już dzisiaj, to nie będę się kłócić. Dla mnie to lepiej, bo może wreszcie wywalę tę jędzę, albo przynajmniej trochę ją ujarzmią... choć nie ukrywam, że pierwsza opcja bardziej by mnie satysfakcjonowała.
Wchodzę do szkoły, zaczynając rozglądać się za wysłannikiem z kuratorium oświaty. Nie zajmuje mi to długo, bo już chwilę potem zauważam poważnie wyglądającą kobietę w siwej garsonce, z teczką na dokumenty w rękach. Bingo!
- Przepraszam, mogę Pani jakoś pomóc? - podchodzę do kuratorki z uśmiechem, widząc że rozgląda się po korytarzu.
- Owszem, szukam dyrektor Wójcik. Wiesz może, gdzie jest? - pyta kobieta poważnym tonem.
- Zapewne znajdziemy ją w gabinecie. Zaprowadzę Panią. - mówię, po czym zaczynam prowadzić służbistkę do azylu rządzącej szkołą. Pukam dwa razy, a następnie otwieram i wchodzę do pomieszczenia. Tak jak przypuszczałam, dyrektorka siedzi uśmiechnięta za biurkiem, nie spodziewając się żadnych kontroli. Cwany uśmieszek schodzi jej z twarzy dopiero, gdy zauważa mnie z kuratorką u boku. Kobiety witają się, a Pani dyrektor z fałszywym, wymuszonym uśmiechem od razu proponuje kawę i ciastko. Ja natomiast wychodzę z gabinetu, rozbawiona całą sytuacją. Muszę przyznać, że takiego zaskoczenia już dawno nie widziałam na twarzy dyrki. W sumie chyba nigdy nie widziałam, ale jej mina była cudowna. W sumie szkoda, że nie zrobiłam jej zdjęcia. Mama by się uśmiała. Znaczy... gdyby znalazła dla mnie czas. Eh, no tak. Jak zwykle miałam chwilę radości, a zaraz potem brutalny powrót do rzeczywistości.
Wzdycham cicho i zaczynam oddalać się od gabinetu dyrektorki. Z każdą chwilą czuję na sobie kolejne spojrzenia. Wszyscy gapią się na mnie jak na odmieńca. Jedni patrzą z nienawiścią, inni ze strachem, a niektórzy po prostu odwracają wzrok. No tak, pierwszaki - oni najbardziej się boją. Z jednej strony fajnie, że tak mnie respektują, ale z drugiej strony, nigdy nie chciałam, żeby się mnie bali. Nie aż tak. No ale cóż, sama się o to prosiłam. Chcę, żeby moja nauka w tej szkole jak najszybciej dobiegła końca. Nie znoszę tej budy. Poza poznaniem Dominiki nie spotkało mnie tutaj nic dobrego. Już od pierwszej klasy ciągle byłam wzywana do dyrektora. Okay, często były ku temu powody, ale nie cały czas. I... chyba właśnie te wezwania były najgorsze. Ciągle słyszałam, że jestem nikim, że nic w życiu nie osiągnę, że jestem problemem. W sumie od przeprowadzki zmieniło się w tej kwestii tylko tyle, że mówili mi to w szkole, a nie w domu.
Podchodzę powolnym krokiem do jednej z klas, po czym opieram się plecami o zimną ścianę i wyciągam z plecaka telefon. Piszę do Domi SMSa z informacją o kuratorce, a następnie zaczynam z nudów przeglądać portale społecznościowe. Ze zdziwieniem odkrywam, że mam jedno zaproszenie do znajomych na Facebooku. Sprawdzam je szybko i zamieram ze wzrokiem wbitym w telefon. Zaproszenie jest od Marcela! Ale jak?! Przecież to jest niemożliwe! Po pierwsze, on mnie nawet nie zna, a po drugie mojego konta nie można znaleźć ot tak. Jest zaszyfrowane specjalnym kodem i nie pokazuje się w Facebookowej wyszukiwarce. Co do jasnej...?! Okay Kami, spokojnie. To na pewno jakaś pomyłka. Głupi błąd. Na pewno, spokojnie. Szef by do tego nie dopuścił, uspokój się.
Moje wewnętrzne rozterki przerywa pojawienie się dyrektorki, u której boku dumnie kroczy Pani kurator. Dzisiaj mamy pierwszy polski? No proszę, zapowiada się niezłe przedstawienie. Już to widzę - najpierw będzie awantura, potem poniżanie mnie i groźba wezwania mamy, a na koniec piękne wykopanie dyrki ze stanowiska za obrażanie uczniów. To będzie po prostu cudowne.
Wchodzę wraz z moją klasą do sali i siadam na swoim nowym miejscu, bo oczywiście Pani dyrektor we wszystkich klasach zarządziła alfabetyczne zajmowanie miejsc. Obok mnie siada jedna z moich rówieśniczek i od razu odsuwa się najdalej jak to możliwe. Przewracam oczami, po czym skupiam wzrok na kobietach stojących na środku sali. Dyrektorka milutkim głosikiem prosi nas o jak najszybsze zajęcie miejsc, a kuratorka rozdaje nam anonimowe ankiety, dotyczące funkcjonowania szkoły. Nauczycielka na wypełnienia ankiet daje nam pół godziny, każąc wypełniać je zgodnie z tym, co myślimy. No tak, bo przecież w anonimowej ankiecie na pewno ktoś będzie bał się powiedzieć prawdy...
Wypełnienie arkusza składającego się z jednej kartki A4 zapisanej po dwóch stronach zajmuje mi niecałe 10 minut, jednak dwa ostatnie pytania po prostu mnie rozwalają. Pierwsze pytanie brzmi: "Jak w skali 1-10 oceniasz pracę Pani dyrektor?", a w drugim mamy napisać, co w jej zachowaniu nam przeszkadza. Nie myśląc długo rozpisuję się na temat nagannego zachowania dyrki, a po dłuższym namyśle podpisuję kartkę, pomimo że odpowiedzi miały być anonimowe. No cóż, ja nie zamierzam ukrywać swojego zdania pod płachtą anonimowości, bo nie mam po co. Dyrektorka doskonale wie, co o niej myślę, więc nie ma powodów, żebym ukrywała to przed kuratorką. No i, szczerze mówiąc, liczę na to, że kiedy Pani dyrektor zobaczy moje niezastosowanie się do polecenia pokaże swoją prawdziwą twarz, bo aż mdli mnie od jej fałszywego uśmiechu i milutkiego głosiku.
Po dokładnie trzydziestu minutach Pani Wójcik prosi klasową prymuskę o zebranie ankiet, co ta szybko wykonuje. Kobiety zaczynają czytać nasze odpowiedzi, dając nam niemal całkowity luz. Każdy jednak boi się odezwać. Wszyscy wpatrzeni są w tablicę bądź swoją ławkę. Ja natomiast obserwuję z zaciekawieniem reakcję Pań na odpowiedzi uczniów. Nie są one złe, więc wnioskuję, że większość uczniów skłamała, byle tylko nie narazić się dyrektorce. Tchórze...
Po kolejnych piętnastu minutach daje się słyszeć dzwonek na przerwę. Dyrka, widząc że wszyscy zmierzają pędem w stronę wyjścia, przypomina szybko, że na następnej lekcji mamy z nią zastępstwo i każe zostawić rzeczy w sali. Robię to niechętnie, biorąc tylko telefon i wychodzę z klasy, nie mogąc doczekać się następnej godziny lekcyjnej.
_______________________________________________________________________________________________________________________
Hej!
Tak, jak obiecałam w zeszłym tygodniu, wracamy do sprawy z dyrektorką. A, no i w rozdziale znajduje się coś, co może pomóc Wam zrozumieć, dlaczego dyrektorka tak dowala Kamili. Jeśli jesteście spostrzegawczy i uważnie przejrzeliście zakładkę "Bohaterowie", na pewno to znajdziecie ;-)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Marta, dziwnym byłoby, gdyby Monika nie wiedziała o zaginięciu Bartka. W końcu to też jej kuzyn, raczej nie było opcji, żeby się o ty nie dowiedziała.
Spokojnie, pilnuję tego. Wszystko mam pięknie rozpisane w zeszycie, który zawsze noszę przy sobie (czasami wena potrafi dopaść mnie nawet w autobusie ;-;), więc nie powinno być problemów.
Może i byłaby spokojniejsza, ale jak wspomniałam, Kacper miał już większe i groźniejsze obrażenia.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*per. Kamili*
To już dzisiaj. Dzisiaj do naszej szkoły ma zawitać wizytacja z kuratorium. W sumie dość szybko, zważywszy na to, że dopiero wczoraj zgłosiłam zachowanie dyrektorki. No ale cóż, skoro kuratorium postanowiło przysłać kogoś do szkoły już dzisiaj, to nie będę się kłócić. Dla mnie to lepiej, bo może wreszcie wywalę tę jędzę, albo przynajmniej trochę ją ujarzmią... choć nie ukrywam, że pierwsza opcja bardziej by mnie satysfakcjonowała.
Wchodzę do szkoły, zaczynając rozglądać się za wysłannikiem z kuratorium oświaty. Nie zajmuje mi to długo, bo już chwilę potem zauważam poważnie wyglądającą kobietę w siwej garsonce, z teczką na dokumenty w rękach. Bingo!
- Przepraszam, mogę Pani jakoś pomóc? - podchodzę do kuratorki z uśmiechem, widząc że rozgląda się po korytarzu.
- Owszem, szukam dyrektor Wójcik. Wiesz może, gdzie jest? - pyta kobieta poważnym tonem.
- Zapewne znajdziemy ją w gabinecie. Zaprowadzę Panią. - mówię, po czym zaczynam prowadzić służbistkę do azylu rządzącej szkołą. Pukam dwa razy, a następnie otwieram i wchodzę do pomieszczenia. Tak jak przypuszczałam, dyrektorka siedzi uśmiechnięta za biurkiem, nie spodziewając się żadnych kontroli. Cwany uśmieszek schodzi jej z twarzy dopiero, gdy zauważa mnie z kuratorką u boku. Kobiety witają się, a Pani dyrektor z fałszywym, wymuszonym uśmiechem od razu proponuje kawę i ciastko. Ja natomiast wychodzę z gabinetu, rozbawiona całą sytuacją. Muszę przyznać, że takiego zaskoczenia już dawno nie widziałam na twarzy dyrki. W sumie chyba nigdy nie widziałam, ale jej mina była cudowna. W sumie szkoda, że nie zrobiłam jej zdjęcia. Mama by się uśmiała. Znaczy... gdyby znalazła dla mnie czas. Eh, no tak. Jak zwykle miałam chwilę radości, a zaraz potem brutalny powrót do rzeczywistości.
Wzdycham cicho i zaczynam oddalać się od gabinetu dyrektorki. Z każdą chwilą czuję na sobie kolejne spojrzenia. Wszyscy gapią się na mnie jak na odmieńca. Jedni patrzą z nienawiścią, inni ze strachem, a niektórzy po prostu odwracają wzrok. No tak, pierwszaki - oni najbardziej się boją. Z jednej strony fajnie, że tak mnie respektują, ale z drugiej strony, nigdy nie chciałam, żeby się mnie bali. Nie aż tak. No ale cóż, sama się o to prosiłam. Chcę, żeby moja nauka w tej szkole jak najszybciej dobiegła końca. Nie znoszę tej budy. Poza poznaniem Dominiki nie spotkało mnie tutaj nic dobrego. Już od pierwszej klasy ciągle byłam wzywana do dyrektora. Okay, często były ku temu powody, ale nie cały czas. I... chyba właśnie te wezwania były najgorsze. Ciągle słyszałam, że jestem nikim, że nic w życiu nie osiągnę, że jestem problemem. W sumie od przeprowadzki zmieniło się w tej kwestii tylko tyle, że mówili mi to w szkole, a nie w domu.
Podchodzę powolnym krokiem do jednej z klas, po czym opieram się plecami o zimną ścianę i wyciągam z plecaka telefon. Piszę do Domi SMSa z informacją o kuratorce, a następnie zaczynam z nudów przeglądać portale społecznościowe. Ze zdziwieniem odkrywam, że mam jedno zaproszenie do znajomych na Facebooku. Sprawdzam je szybko i zamieram ze wzrokiem wbitym w telefon. Zaproszenie jest od Marcela! Ale jak?! Przecież to jest niemożliwe! Po pierwsze, on mnie nawet nie zna, a po drugie mojego konta nie można znaleźć ot tak. Jest zaszyfrowane specjalnym kodem i nie pokazuje się w Facebookowej wyszukiwarce. Co do jasnej...?! Okay Kami, spokojnie. To na pewno jakaś pomyłka. Głupi błąd. Na pewno, spokojnie. Szef by do tego nie dopuścił, uspokój się.
Moje wewnętrzne rozterki przerywa pojawienie się dyrektorki, u której boku dumnie kroczy Pani kurator. Dzisiaj mamy pierwszy polski? No proszę, zapowiada się niezłe przedstawienie. Już to widzę - najpierw będzie awantura, potem poniżanie mnie i groźba wezwania mamy, a na koniec piękne wykopanie dyrki ze stanowiska za obrażanie uczniów. To będzie po prostu cudowne.
Wchodzę wraz z moją klasą do sali i siadam na swoim nowym miejscu, bo oczywiście Pani dyrektor we wszystkich klasach zarządziła alfabetyczne zajmowanie miejsc. Obok mnie siada jedna z moich rówieśniczek i od razu odsuwa się najdalej jak to możliwe. Przewracam oczami, po czym skupiam wzrok na kobietach stojących na środku sali. Dyrektorka milutkim głosikiem prosi nas o jak najszybsze zajęcie miejsc, a kuratorka rozdaje nam anonimowe ankiety, dotyczące funkcjonowania szkoły. Nauczycielka na wypełnienia ankiet daje nam pół godziny, każąc wypełniać je zgodnie z tym, co myślimy. No tak, bo przecież w anonimowej ankiecie na pewno ktoś będzie bał się powiedzieć prawdy...
Wypełnienie arkusza składającego się z jednej kartki A4 zapisanej po dwóch stronach zajmuje mi niecałe 10 minut, jednak dwa ostatnie pytania po prostu mnie rozwalają. Pierwsze pytanie brzmi: "Jak w skali 1-10 oceniasz pracę Pani dyrektor?", a w drugim mamy napisać, co w jej zachowaniu nam przeszkadza. Nie myśląc długo rozpisuję się na temat nagannego zachowania dyrki, a po dłuższym namyśle podpisuję kartkę, pomimo że odpowiedzi miały być anonimowe. No cóż, ja nie zamierzam ukrywać swojego zdania pod płachtą anonimowości, bo nie mam po co. Dyrektorka doskonale wie, co o niej myślę, więc nie ma powodów, żebym ukrywała to przed kuratorką. No i, szczerze mówiąc, liczę na to, że kiedy Pani dyrektor zobaczy moje niezastosowanie się do polecenia pokaże swoją prawdziwą twarz, bo aż mdli mnie od jej fałszywego uśmiechu i milutkiego głosiku.
Po dokładnie trzydziestu minutach Pani Wójcik prosi klasową prymuskę o zebranie ankiet, co ta szybko wykonuje. Kobiety zaczynają czytać nasze odpowiedzi, dając nam niemal całkowity luz. Każdy jednak boi się odezwać. Wszyscy wpatrzeni są w tablicę bądź swoją ławkę. Ja natomiast obserwuję z zaciekawieniem reakcję Pań na odpowiedzi uczniów. Nie są one złe, więc wnioskuję, że większość uczniów skłamała, byle tylko nie narazić się dyrektorce. Tchórze...
Po kolejnych piętnastu minutach daje się słyszeć dzwonek na przerwę. Dyrka, widząc że wszyscy zmierzają pędem w stronę wyjścia, przypomina szybko, że na następnej lekcji mamy z nią zastępstwo i każe zostawić rzeczy w sali. Robię to niechętnie, biorąc tylko telefon i wychodzę z klasy, nie mogąc doczekać się następnej godziny lekcyjnej.
_______________________________________________________________________________________________________________________
Hej!
Tak, jak obiecałam w zeszłym tygodniu, wracamy do sprawy z dyrektorką. A, no i w rozdziale znajduje się coś, co może pomóc Wam zrozumieć, dlaczego dyrektorka tak dowala Kamili. Jeśli jesteście spostrzegawczy i uważnie przejrzeliście zakładkę "Bohaterowie", na pewno to znajdziecie ;-)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Marta, dziwnym byłoby, gdyby Monika nie wiedziała o zaginięciu Bartka. W końcu to też jej kuzyn, raczej nie było opcji, żeby się o ty nie dowiedziała.
Spokojnie, pilnuję tego. Wszystko mam pięknie rozpisane w zeszycie, który zawsze noszę przy sobie (czasami wena potrafi dopaść mnie nawet w autobusie ;-;), więc nie powinno być problemów.
Może i byłaby spokojniejsza, ale jak wspomniałam, Kacper miał już większe i groźniejsze obrażenia.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Do następnego.
Aż trudno nie zgadzać się z Kamilą. Nie to, ze się czepiam, ale ona na codzie mówi „zapewne?”
OdpowiedzUsuńMiło, że przynajmniej to zauważyła (o poznaniu Dominiki).
Ciągle przeprowadzali? Coś nowego.
Albo... będzie udawać, że wszystko jest cacy, żeby zachować pozory.
Grunt to szczerość, co nie...
Słyszy, że jest nikim w szkole, a nie w domu i co? No co jest grane?
Wójcik. Obie nazywają się Wójcik. No co do... Coraz bardziej mnie ciekawi, gdzie jest jej ojciec. Jak tylko nadrobię seriale, przejrzę bloga od początku.
Rozdział super! Czekam na nn! Pozdrawiam!