Rozdział 49
*per. Dominiki*
Z niespokojnego snu wyrywa mnie dźwięk budzika, dochodzący z mojego telefonu. Po omacku biorę do ręki smartfona i wyłączam budzik, po czym zwlekam się z łóżka, przecierając rękami oczy. Wychodzę powoli z pokoju i drepczę do kuchni, gdzie siedzą już moje przyjaciółki. Siadam przy stole obok Kamili, a następnie kładę głowę na blat i zamykam oczy, z nadzieją na dodatkowe kilka minut drzemki.
- Domi, wszystko w porządku? - jak przez mgłę słyszę głos Kami. Kiwam twierdząco głową, ziewając.
- Jak długo spałaś? - pyta Monika, stawiając przede mną kubek parującej kawy.
- Jakieś dwie godziny, ale nie zamierzam pić kawy. Wiesz, że jej nie znoszę. - przeciągam się, niedbale przeczesując palcami włosy.
- Dobra, słuchaj. Po tym, co się wczoraj stało, manager BTR przełożył wszystkie ich wywiady, więc dzisiaj będą raczej siedzieli w domu, a przynajmniej Kendall. Wątpię, żeby zaryzykował wyjście gdziekolwiek, więc dziś możesz zostać w domu i odespać. Ja i Kami będziemy nad nimi czuwać. - oznajmia moja kuzynka, podając mi śniadanie.
- Nie mamy pewności. To, że Kendall był wczoraj przerażony, nie znaczy, że przestanie wychodzić z domu.
- Poza tym, chłopcy mogą zostać zaatakowani też w mieszkaniu. - twierdzi Kamila, a Monika posyła jej mordercze spojrzenie. - No co? Taka prawda.
- Tak czy siak, nie zasnę, nie wiedząc, co dzieje się z Kendem. Nie zamierzam zostać dzisiaj w domu i bezczynnie czekać na kolejny atak, więc odpuść, dobra? - wstaję i wychodzę z kuchni, zmierzając z powrotem do sypialni.
- Czekaj, co zamierzasz zrobić? - Monia łapie mnie za ramię, patrząc na mnie z niepokojem.
- Jeszcze nie wiem, ale coś wymyślę. - wyplątuję się z uścisku jej dłoni i wchodzę do pokoju. Podchodzę do walizki, z której chwilę potem wyciągam spodnie z dziurami na kolanach, T-shirt i bluzę z kapturem.
Idę do łazienki, gdzie ogarniam się i ubieram, a następnie łapię komórkę, portfel, ubieram trampki i wychodzę z mieszkania, nie zważając na to, że Monika przypomina mi o niezjedzonym śniadaniu. Zbiegam po schodach na hotelowy parter, gdzie już od rana kręci się mnóstwo ludzi. Omijam ich, stwarzając pozory wesołej dziewczyny, która właśnie skończyła szkołę i przyjechała do Los Angeles na zwykłe wakacje. Szkoda tylko, że prawda jest zupełnie inna.
Wychodząc z hotelu zarzucam na głowę kaptur i sprawdzam w telefonie drogę do najbliższego McDonald'sa. Dzisiaj mam wyjątkową ochotę na fast foody. Szczerze mówiąc rzadko je jadam, ale kiedy już nachodzi mnie na nie chęć, to nie ma przebacz.
Chowam telefon do kieszeni spodni, po czym zaczynam iść w kierunku wskazanym przez internetową mapę. Po drodze rozglądam się zaciekawiona po mieście, podziwiając Los Angeles. Pomimo że w większości widzę tylko budynki, to jest tutaj naprawdę ładnie.
Po kilku minutach wędrówki docieram do mojego celu. Wchodzę do budynku, a w nos uderza mnie zapach niezdrowego jedzenia i tłuszczu. Zdejmuję kaptur, po czym ustawiam się w kolejce, zastanawiając się, co zamówić. Kiedy docieram wreszcie do kasy, mój wybór pada na cheesburgera i frytki, które dostaję kilka minut później. Biorę moje zamówienie, a następnie zajmuję miejsce przy stoliku obok okna i zaczynam zajadać, obserwując ulicę.
Nadal nie mogę uwierzyć w to, co zobaczyłam wczoraj wieczorem. Nie mogę uwierzyć w to, że Kendall wspomniał o mnie w swoim wpisie. Kiedy to zobaczyłam, byłam w szoku, a potem przez kilka godzin płakałam ze szczęścia, wpatrując się w ekran laptopa. To było jak spełnienie marzeń.
Uśmiecham się lekko sama do siebie, kiedy z zamyślenia wyrywa mnie dzwonek mojego telefonu. Wyciągam smartfon z kieszeni bluzy i sprawdzam, kto próbuje się ze mną skontaktować, a mój uśmiech staje się większy, kiedy dostrzegam numer Kacpra.
- Halo? - odbieram telefon, wstając od stolika.
- Hej Domi. Możesz gadać? - słyszę w słuchawce głos mojego kuzyna i dopiero teraz uświadamiam sobie, jak bardzo się za nim stęskniłam, mimo że minęło tylko kilka dni od mojego wyjazdu z Polski.
- No pewnie, co tam? - wychodzę przed budynek McDonald'sa, ponownie zarzucając na głowę kaptur.
- Widziałem post Kendalla, gratulacje. - po tonie głosu Kacpra mogę wywnioskować, że młody uśmiecha się do słuchawki.
- Ta, dzięki. Lepiej mów, co u ciebie. Rodzice się ogarnęli? - pytam, zmierzając w stronę hotelu.
- Można tak powiedzieć. Już się nie kłócą, a tata częściej jest w domu, więc jest okay. A, no i zarządzili coś, co nazywają rodzinnymi wieczorami. - opowiada siedemnastolatek, pozytywnie mnie zaskakując.
- To super. A na czym polegają te rodzinne wieczory? - pytam, zaciekawiona, co moje wujostwo wymyśliło.
- Codziennie po kolacji siadamy w salonie i opowiadamy, jak minął nam dzień. Czasami gramy też w gry planszowe, albo po prostu oglądamy razem jakiś film.
- To świetnie. - uśmiecham się lekko, wiedząc że rodzice Kacpra naprawdę się starają.
- Chyba zbyt świetnie. Wyobraź sobie, że zaczęli planować remont CAŁEGO mieszkania. - oznajmia mój kuzyn, kładąc nacisk na przedostatnie słowo.
- Czekaj, jak to całego? Pokój Bartka też chcą wyremontować? - pytam zszokowana.
- Tak, ale szczerze wątpię, że naprawdę to zrobią. Nieważne, jak bardzo moi rodzice będą chcieli zacząć normalne życie, mama nie pozwoli tknąć pokoju Bartka. Nie pozwoli zniszczyć tego, co nam po nim pozostało. - siedemnastolatkowi zaczyna łamać się głos.
- Uspokój się, proszę. Wciąż nad tym pracujemy i wiem, że prędzej czy później go znajdziemy, rozumiesz? Zdaję sobie sprawę z tego, ile lat już minęło, ale przecież cuda się zdarzają. Po prostu musimy w to wierzyć, wiesz?
- Żeby to było takie proste...
- Dasz radę. Zawsze dajesz radę. - uśmiecham się lekko, przypominając sobie wszystkie trudne sytuacje, w których chłopak radził sobie lepiej niż ja, czy Monika.
Rozmawiam z Kacprem jeszcze przez kilka minut, kiedy nagle po drugiej stronie ulicy dostrzegam Bridgit i Kendalla. Szybko kończę rozmowę i zaczynam za nimi podążać, zachowując bezpieczną odległość.
Jakiś czas później docieram za Bridgit i Kendallem do wytwórni płytowej, z którą Big Time Rush ma podpisany kontrakt. Chcę wejść do środka, ale ochroniarz zagradza mi drogę, prosząc o dokumenty. Wyciągam z kieszeni spodni plakietkę z agencji, dzięki czemu bez problemu dostaję się do wytwórni. Wchodzę do budynku akurat w momencie, kiedy drzwi windy zamykają się za Bridge i Kendem. Szybkim krokiem podchodzę do recepcji, pytając o piętro, na którym znajduje się gabinet managera Big Time Rush. Na wypadek problemów od razu pokazuję plakietkę i już po chwili wbiegam po schodach na trzecie piętro, mając nadzieję, że zdążę przed Bridgit i Kendallem.
Kiedy docieram na odpowiednie piętro, Kend i Bridge wchodzą już do biura managera. Wzdycham i siadam na jednej z kanap, stojących w rogu korytarza. Ze stolika obok biorę pierwszą lepszą gazetę i zasłaniam nią twarz, obserwując dyskretnie drzwi gabinetu. Coś czuję, że trochę tu posiedzę...
_________________________________________________________________________________
No hej!
Dzisiaj chciałam Was tylko poinformować, że zmieniła się zakładka BOHATEROWIE, do której grafiki wykonała Maddie17xxx z Wattpada. Możecie napisać mi, czy taki styl grafik Wam się podoba ^^
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Marta, Monika ma 21 lat. Jest od Dominiki starsza o 2 lata.
Zabójstwo jest ostatecznością, aczkolwiek jest dozwolone, jeśli jest jedynym wyjściem, które ochroni klienta.
Aż zaczęłam się zastanawiać, co w tym związku mogłoby być zabawnego.
Zabawny fakt - to nie jest literówka. Z tego, co dowiedziałam się, szukając skrótów od imienia Bridgit, słowo "Bridge" może być jako taki skrót używane.
Ja chodzę spać o takich godzinach tylko wtedy, kiedy mam wysoką gorączkę.
Harry Potter i Barbie to dwie postacie, do których niezbt pałam sympatią.
Wybacz, nie siedzę na co dzień w takich uniwersach. Od czasu do czasu lubię sobie obejrzeć coś o superbohaterach, ale megafanką nie jestem, więc się nie znam.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Do następnego.
Z niespokojnego snu wyrywa mnie dźwięk budzika, dochodzący z mojego telefonu. Po omacku biorę do ręki smartfona i wyłączam budzik, po czym zwlekam się z łóżka, przecierając rękami oczy. Wychodzę powoli z pokoju i drepczę do kuchni, gdzie siedzą już moje przyjaciółki. Siadam przy stole obok Kamili, a następnie kładę głowę na blat i zamykam oczy, z nadzieją na dodatkowe kilka minut drzemki.
- Domi, wszystko w porządku? - jak przez mgłę słyszę głos Kami. Kiwam twierdząco głową, ziewając.
- Jak długo spałaś? - pyta Monika, stawiając przede mną kubek parującej kawy.
- Jakieś dwie godziny, ale nie zamierzam pić kawy. Wiesz, że jej nie znoszę. - przeciągam się, niedbale przeczesując palcami włosy.
- Dobra, słuchaj. Po tym, co się wczoraj stało, manager BTR przełożył wszystkie ich wywiady, więc dzisiaj będą raczej siedzieli w domu, a przynajmniej Kendall. Wątpię, żeby zaryzykował wyjście gdziekolwiek, więc dziś możesz zostać w domu i odespać. Ja i Kami będziemy nad nimi czuwać. - oznajmia moja kuzynka, podając mi śniadanie.
- Nie mamy pewności. To, że Kendall był wczoraj przerażony, nie znaczy, że przestanie wychodzić z domu.
- Poza tym, chłopcy mogą zostać zaatakowani też w mieszkaniu. - twierdzi Kamila, a Monika posyła jej mordercze spojrzenie. - No co? Taka prawda.
- Tak czy siak, nie zasnę, nie wiedząc, co dzieje się z Kendem. Nie zamierzam zostać dzisiaj w domu i bezczynnie czekać na kolejny atak, więc odpuść, dobra? - wstaję i wychodzę z kuchni, zmierzając z powrotem do sypialni.
- Czekaj, co zamierzasz zrobić? - Monia łapie mnie za ramię, patrząc na mnie z niepokojem.
- Jeszcze nie wiem, ale coś wymyślę. - wyplątuję się z uścisku jej dłoni i wchodzę do pokoju. Podchodzę do walizki, z której chwilę potem wyciągam spodnie z dziurami na kolanach, T-shirt i bluzę z kapturem.
Idę do łazienki, gdzie ogarniam się i ubieram, a następnie łapię komórkę, portfel, ubieram trampki i wychodzę z mieszkania, nie zważając na to, że Monika przypomina mi o niezjedzonym śniadaniu. Zbiegam po schodach na hotelowy parter, gdzie już od rana kręci się mnóstwo ludzi. Omijam ich, stwarzając pozory wesołej dziewczyny, która właśnie skończyła szkołę i przyjechała do Los Angeles na zwykłe wakacje. Szkoda tylko, że prawda jest zupełnie inna.
Wychodząc z hotelu zarzucam na głowę kaptur i sprawdzam w telefonie drogę do najbliższego McDonald'sa. Dzisiaj mam wyjątkową ochotę na fast foody. Szczerze mówiąc rzadko je jadam, ale kiedy już nachodzi mnie na nie chęć, to nie ma przebacz.
Chowam telefon do kieszeni spodni, po czym zaczynam iść w kierunku wskazanym przez internetową mapę. Po drodze rozglądam się zaciekawiona po mieście, podziwiając Los Angeles. Pomimo że w większości widzę tylko budynki, to jest tutaj naprawdę ładnie.
Po kilku minutach wędrówki docieram do mojego celu. Wchodzę do budynku, a w nos uderza mnie zapach niezdrowego jedzenia i tłuszczu. Zdejmuję kaptur, po czym ustawiam się w kolejce, zastanawiając się, co zamówić. Kiedy docieram wreszcie do kasy, mój wybór pada na cheesburgera i frytki, które dostaję kilka minut później. Biorę moje zamówienie, a następnie zajmuję miejsce przy stoliku obok okna i zaczynam zajadać, obserwując ulicę.
Nadal nie mogę uwierzyć w to, co zobaczyłam wczoraj wieczorem. Nie mogę uwierzyć w to, że Kendall wspomniał o mnie w swoim wpisie. Kiedy to zobaczyłam, byłam w szoku, a potem przez kilka godzin płakałam ze szczęścia, wpatrując się w ekran laptopa. To było jak spełnienie marzeń.
Uśmiecham się lekko sama do siebie, kiedy z zamyślenia wyrywa mnie dzwonek mojego telefonu. Wyciągam smartfon z kieszeni bluzy i sprawdzam, kto próbuje się ze mną skontaktować, a mój uśmiech staje się większy, kiedy dostrzegam numer Kacpra.
- Halo? - odbieram telefon, wstając od stolika.
- Hej Domi. Możesz gadać? - słyszę w słuchawce głos mojego kuzyna i dopiero teraz uświadamiam sobie, jak bardzo się za nim stęskniłam, mimo że minęło tylko kilka dni od mojego wyjazdu z Polski.
- No pewnie, co tam? - wychodzę przed budynek McDonald'sa, ponownie zarzucając na głowę kaptur.
- Widziałem post Kendalla, gratulacje. - po tonie głosu Kacpra mogę wywnioskować, że młody uśmiecha się do słuchawki.
- Ta, dzięki. Lepiej mów, co u ciebie. Rodzice się ogarnęli? - pytam, zmierzając w stronę hotelu.
- Można tak powiedzieć. Już się nie kłócą, a tata częściej jest w domu, więc jest okay. A, no i zarządzili coś, co nazywają rodzinnymi wieczorami. - opowiada siedemnastolatek, pozytywnie mnie zaskakując.
- To super. A na czym polegają te rodzinne wieczory? - pytam, zaciekawiona, co moje wujostwo wymyśliło.
- Codziennie po kolacji siadamy w salonie i opowiadamy, jak minął nam dzień. Czasami gramy też w gry planszowe, albo po prostu oglądamy razem jakiś film.
- To świetnie. - uśmiecham się lekko, wiedząc że rodzice Kacpra naprawdę się starają.
- Chyba zbyt świetnie. Wyobraź sobie, że zaczęli planować remont CAŁEGO mieszkania. - oznajmia mój kuzyn, kładąc nacisk na przedostatnie słowo.
- Czekaj, jak to całego? Pokój Bartka też chcą wyremontować? - pytam zszokowana.
- Tak, ale szczerze wątpię, że naprawdę to zrobią. Nieważne, jak bardzo moi rodzice będą chcieli zacząć normalne życie, mama nie pozwoli tknąć pokoju Bartka. Nie pozwoli zniszczyć tego, co nam po nim pozostało. - siedemnastolatkowi zaczyna łamać się głos.
- Uspokój się, proszę. Wciąż nad tym pracujemy i wiem, że prędzej czy później go znajdziemy, rozumiesz? Zdaję sobie sprawę z tego, ile lat już minęło, ale przecież cuda się zdarzają. Po prostu musimy w to wierzyć, wiesz?
- Żeby to było takie proste...
- Dasz radę. Zawsze dajesz radę. - uśmiecham się lekko, przypominając sobie wszystkie trudne sytuacje, w których chłopak radził sobie lepiej niż ja, czy Monika.
Rozmawiam z Kacprem jeszcze przez kilka minut, kiedy nagle po drugiej stronie ulicy dostrzegam Bridgit i Kendalla. Szybko kończę rozmowę i zaczynam za nimi podążać, zachowując bezpieczną odległość.
Jakiś czas później docieram za Bridgit i Kendallem do wytwórni płytowej, z którą Big Time Rush ma podpisany kontrakt. Chcę wejść do środka, ale ochroniarz zagradza mi drogę, prosząc o dokumenty. Wyciągam z kieszeni spodni plakietkę z agencji, dzięki czemu bez problemu dostaję się do wytwórni. Wchodzę do budynku akurat w momencie, kiedy drzwi windy zamykają się za Bridge i Kendem. Szybkim krokiem podchodzę do recepcji, pytając o piętro, na którym znajduje się gabinet managera Big Time Rush. Na wypadek problemów od razu pokazuję plakietkę i już po chwili wbiegam po schodach na trzecie piętro, mając nadzieję, że zdążę przed Bridgit i Kendallem.
Kiedy docieram na odpowiednie piętro, Kend i Bridge wchodzą już do biura managera. Wzdycham i siadam na jednej z kanap, stojących w rogu korytarza. Ze stolika obok biorę pierwszą lepszą gazetę i zasłaniam nią twarz, obserwując dyskretnie drzwi gabinetu. Coś czuję, że trochę tu posiedzę...
_________________________________________________________________________________
No hej!
Dzisiaj chciałam Was tylko poinformować, że zmieniła się zakładka BOHATEROWIE, do której grafiki wykonała Maddie17xxx z Wattpada. Możecie napisać mi, czy taki styl grafik Wam się podoba ^^
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Marta, Monika ma 21 lat. Jest od Dominiki starsza o 2 lata.
Zabójstwo jest ostatecznością, aczkolwiek jest dozwolone, jeśli jest jedynym wyjściem, które ochroni klienta.
Aż zaczęłam się zastanawiać, co w tym związku mogłoby być zabawnego.
Zabawny fakt - to nie jest literówka. Z tego, co dowiedziałam się, szukając skrótów od imienia Bridgit, słowo "Bridge" może być jako taki skrót używane.
Ja chodzę spać o takich godzinach tylko wtedy, kiedy mam wysoką gorączkę.
Harry Potter i Barbie to dwie postacie, do których niezbt pałam sympatią.
Wybacz, nie siedzę na co dzień w takich uniwersach. Od czasu do czasu lubię sobie obejrzeć coś o superbohaterach, ale megafanką nie jestem, więc się nie znam.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Do następnego.
Wybacz, nie robiłam bieżącego komu. Jakoś nie mam głowy, a mam jeszcze opublikować notkę na miniaturkach.
OdpowiedzUsuńDobra, może się mylę, a to napiszę. mam wrażenie, że chociaż Domi przyjechała do LA, to zostawiła w Warszawie naręcze problemów. Dopuszczam ewentualność, że wróci do Polski, albo przynajmniej będzie to rozważać na poważnie. Przynajmniej do niej byłoby to podobne.
Rozdział super! Czekam na nn! Pozdrawiam!