Rozdział 51
*per. Kendalla*
- Nie było truskawkowej, więc kupiłem malinową. - mówię, wchodząc do domu Bridgit. Podnoszę wzrok znad opakowania herbaty, a moje oczy spotykają się z oczami jakiejś dziewczyny. Swoją drogą, ślicznej dziewczyny. Patrzę zdziwiony, to na nią, to na Bridgit, nie mając pojęcia, o co chodzi. Mam jednak wrażenie, że już gdzieś widziałem te niebieskie oczy.
- Kendall, usiądź, dobrze? - prosi Bridgit, ciągnąc mnie lekko za nadgarstek. Zdziwiony siadam na żółtej kanapie, podając Mendler opakowanie herbaty. Blondynka posyła mi uśmiech, po czym lekko popycha nieznajomą mi dziewczynę na miejsce obok mnie. Niebieskooka siada na drugim końcu kanapy. Jej twarz jest blada, a sama szatynka wygląda na przerażoną. Uśmiecham się lekko, chcąc ją uspokoić, chociaż wciąż nie mam pojęcia, co się tutaj dzieje.
- Bridgit, powiesz mi, o co chodzi? - pytam niepewnie, zerkając kątem oka na piękną nieznajomą.
- Niespodzianka! Pamiętasz Domi? - Bridgit uśmiecha się szeroko, wskazując na dziewczynę siedzącą obok mnie.
- S-słucham? - pytam zszokowany, przenosząc wzrok na szatynkę.
- H-hej. - dziewczyna uśmiecha się lekko i niepewnie, a ja patrzę na nią z niedowierzaniem.
- To ja was zostawię, pogadajcie sobie. Jak coś, to wiecie, gdzie jest kuchnia. - Mendler idzie do swojej sypialni, zostawiając nas samych.
Przez kilka kolejnych minut siedzimy w kompletnej ciszy. Żadne z nas nie wie, co powiedzieć. Pomimo że mnóstwo razy wyobrażałem sobie chwilę, podczas której spotykam się z Dominiką i układałem sobie w głowie, co jej powiem, nic to nie daje. Teraz, kiedy taka sytuacja naprawdę ma miejsce, zapomniałem, co chciałem powiedzieć dziewczynie i w jaki sposób.
- Przepraszam. - mówię w końcu.
- Za co? - pyta cicho, patrząc na mnie ze zdziwieniem.
- Za to, że cię zostawiłem. Nie powinienem był ci tego robić. A przynajmniej nie powinienem był cię okłamywać. Mogłem powiedzieć ci prawdę, ale stchórzyłem. No i przepraszam za to, że nie dotrzymałem obietnicy. Mogłem w ogóle jej nie składać, skoro wiedziałem, że wyjeżdżam. Miałem po prostu wrażenie, że jest ci ona potrzebna. Wybacz... - wyrzucam z siebie to, co chodziło mi po głowie od momentu przeczytania listu.
- Ja też przepraszam. No wiesz, za ten list. - mówi Domi, patrząc na mnie niepewnie.
- Nie gniewam się. Przynajmniej uświadomiłaś mi, co tak naprawdę zrobiłem. Uświadomiłaś mi, jak bardzo cię zraniłem. Dziwi mnie tylko, że w ogóle chcesz teraz ze mną rozmawiać. W liście pisałaś przecież, że kończysz ze mną. Zmieniłaś zdanie? - pytam zaciekawiony.
- Nie, po prostu... tamten list był pisany w nerwach, okay? Napisałam go w okresie, w którym miałam dość wszystkiego i wszystkich. Nie miałeś w ogóle zobaczyć tego głupiego listu. - tłumaczy Dominika.
- Skoro nie miałem go zobaczyć, to dlaczego go wysłałaś? Miałaś kolejny zły okres, czy...
- Nie ja go wysłałam. - dziewczyna przerywa mi wpół słowa. - Wysłała go moja przyjaciółka.
- Monika? - zgaduję.
- Kamila.
- Kto? - pytam zdziwiony
- Długa historia.
- Skoro tak, to może pójdziemy na miasto i wszystko mi opowiesz? - proponuję. - Znam fajną całodobową pizzerię. Jest całkiem niedaleko i o tej godzinie nie powinno być tam tłumów, więc będziemy mogli na spokojnie porozmawiać.
- Dobry pomysł. - uśmiecha się lekko Domi. - Powiem tylko Bridgit, że się zbieramy.
- Poczekam na zewnątrz. - odwzajemniam uśmiech dziewczyny i wstaję z kanapy.
Kilka minut później przemierzamy ulice Los Angeles, rozmawiając o wszystkim, co nam wpadnie do głowy. Domi opowiada trochę o swoim życiu, a ja trochę o swoim. Nadal nie mogę uwierzyć, że to naprawdę się dzieje. Będę musiał podziękować Bridgit za zaaranżowanie tego spotkania. To najlepsze, co kiedykolwiek dla mnie zrobiła.
Resztę nocy spędzamy w całodobowej pizzerii, nadrabiając stracone lata. Wiem, że nie nadrobimy jedenastu lat w jedną noc, ale przynajmniej próbujemy.
Tej nocy zazwyczaj cichą pizzerię wypełnia nasz śmiech. I pomimo, że dużo wspominamy, ja czuję, jakbyśmy poznawali się zupełnie na nowo. Rozmawiamy na mnóstwo tematów, a kiedy wybija szósta rano, one nadal się nie kończą. Oboje wiemy jednak, że ta rozmowa nie może trwać wiecznie.
Z samego rana wychodzimy z pizzerii i znów przemierzamy ulice Miasta Aniołów. Rozstajemy się dopiero pod hotelem, w którym mieszka Domi. Wymieniamy się numerami telefonów i każdy odchodzi w swoją stronę, ale wiem, że to nie koniec. To dopiero początek.
_______________________________________________________________________________________________________________________
Hej!
Od razu na wstępie chciałam powiedzieć, że ten rozdział miał wyglądać trochę inaczej. W ostatniej chwili jednak rozmyśliłam się i wyszło to, co przed chwilą przeczytaliście. Myślę jednak, że nie jest źle. Nie wprowadziłam jakichś drastycznych zmian, tylko leciutkie, więc tak naprawdę rozdział mało się różni od pierwotnej wersji.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Marta, na serio jest tak niedoinformowany.
W sumie naprawdę tak to brzmi... ups.
Tak, ale Bridgit nigdy by się na to nie zgodziła. Kendall zresztą też nie.
No cóż, miało być śmiesznie, a wyszło jak zawsze.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Do następnego.
- Nie było truskawkowej, więc kupiłem malinową. - mówię, wchodząc do domu Bridgit. Podnoszę wzrok znad opakowania herbaty, a moje oczy spotykają się z oczami jakiejś dziewczyny. Swoją drogą, ślicznej dziewczyny. Patrzę zdziwiony, to na nią, to na Bridgit, nie mając pojęcia, o co chodzi. Mam jednak wrażenie, że już gdzieś widziałem te niebieskie oczy.
- Kendall, usiądź, dobrze? - prosi Bridgit, ciągnąc mnie lekko za nadgarstek. Zdziwiony siadam na żółtej kanapie, podając Mendler opakowanie herbaty. Blondynka posyła mi uśmiech, po czym lekko popycha nieznajomą mi dziewczynę na miejsce obok mnie. Niebieskooka siada na drugim końcu kanapy. Jej twarz jest blada, a sama szatynka wygląda na przerażoną. Uśmiecham się lekko, chcąc ją uspokoić, chociaż wciąż nie mam pojęcia, co się tutaj dzieje.
- Bridgit, powiesz mi, o co chodzi? - pytam niepewnie, zerkając kątem oka na piękną nieznajomą.
- Niespodzianka! Pamiętasz Domi? - Bridgit uśmiecha się szeroko, wskazując na dziewczynę siedzącą obok mnie.
- S-słucham? - pytam zszokowany, przenosząc wzrok na szatynkę.
- H-hej. - dziewczyna uśmiecha się lekko i niepewnie, a ja patrzę na nią z niedowierzaniem.
- To ja was zostawię, pogadajcie sobie. Jak coś, to wiecie, gdzie jest kuchnia. - Mendler idzie do swojej sypialni, zostawiając nas samych.
Przez kilka kolejnych minut siedzimy w kompletnej ciszy. Żadne z nas nie wie, co powiedzieć. Pomimo że mnóstwo razy wyobrażałem sobie chwilę, podczas której spotykam się z Dominiką i układałem sobie w głowie, co jej powiem, nic to nie daje. Teraz, kiedy taka sytuacja naprawdę ma miejsce, zapomniałem, co chciałem powiedzieć dziewczynie i w jaki sposób.
- Przepraszam. - mówię w końcu.
- Za co? - pyta cicho, patrząc na mnie ze zdziwieniem.
- Za to, że cię zostawiłem. Nie powinienem był ci tego robić. A przynajmniej nie powinienem był cię okłamywać. Mogłem powiedzieć ci prawdę, ale stchórzyłem. No i przepraszam za to, że nie dotrzymałem obietnicy. Mogłem w ogóle jej nie składać, skoro wiedziałem, że wyjeżdżam. Miałem po prostu wrażenie, że jest ci ona potrzebna. Wybacz... - wyrzucam z siebie to, co chodziło mi po głowie od momentu przeczytania listu.
- Ja też przepraszam. No wiesz, za ten list. - mówi Domi, patrząc na mnie niepewnie.
- Nie gniewam się. Przynajmniej uświadomiłaś mi, co tak naprawdę zrobiłem. Uświadomiłaś mi, jak bardzo cię zraniłem. Dziwi mnie tylko, że w ogóle chcesz teraz ze mną rozmawiać. W liście pisałaś przecież, że kończysz ze mną. Zmieniłaś zdanie? - pytam zaciekawiony.
- Nie, po prostu... tamten list był pisany w nerwach, okay? Napisałam go w okresie, w którym miałam dość wszystkiego i wszystkich. Nie miałeś w ogóle zobaczyć tego głupiego listu. - tłumaczy Dominika.
- Skoro nie miałem go zobaczyć, to dlaczego go wysłałaś? Miałaś kolejny zły okres, czy...
- Nie ja go wysłałam. - dziewczyna przerywa mi wpół słowa. - Wysłała go moja przyjaciółka.
- Monika? - zgaduję.
- Kamila.
- Kto? - pytam zdziwiony
- Długa historia.
- Skoro tak, to może pójdziemy na miasto i wszystko mi opowiesz? - proponuję. - Znam fajną całodobową pizzerię. Jest całkiem niedaleko i o tej godzinie nie powinno być tam tłumów, więc będziemy mogli na spokojnie porozmawiać.
- Dobry pomysł. - uśmiecha się lekko Domi. - Powiem tylko Bridgit, że się zbieramy.
- Poczekam na zewnątrz. - odwzajemniam uśmiech dziewczyny i wstaję z kanapy.
Kilka minut później przemierzamy ulice Los Angeles, rozmawiając o wszystkim, co nam wpadnie do głowy. Domi opowiada trochę o swoim życiu, a ja trochę o swoim. Nadal nie mogę uwierzyć, że to naprawdę się dzieje. Będę musiał podziękować Bridgit za zaaranżowanie tego spotkania. To najlepsze, co kiedykolwiek dla mnie zrobiła.
Resztę nocy spędzamy w całodobowej pizzerii, nadrabiając stracone lata. Wiem, że nie nadrobimy jedenastu lat w jedną noc, ale przynajmniej próbujemy.
Tej nocy zazwyczaj cichą pizzerię wypełnia nasz śmiech. I pomimo, że dużo wspominamy, ja czuję, jakbyśmy poznawali się zupełnie na nowo. Rozmawiamy na mnóstwo tematów, a kiedy wybija szósta rano, one nadal się nie kończą. Oboje wiemy jednak, że ta rozmowa nie może trwać wiecznie.
Z samego rana wychodzimy z pizzerii i znów przemierzamy ulice Miasta Aniołów. Rozstajemy się dopiero pod hotelem, w którym mieszka Domi. Wymieniamy się numerami telefonów i każdy odchodzi w swoją stronę, ale wiem, że to nie koniec. To dopiero początek.
_______________________________________________________________________________________________________________________
Hej!
Od razu na wstępie chciałam powiedzieć, że ten rozdział miał wyglądać trochę inaczej. W ostatniej chwili jednak rozmyśliłam się i wyszło to, co przed chwilą przeczytaliście. Myślę jednak, że nie jest źle. Nie wprowadziłam jakichś drastycznych zmian, tylko leciutkie, więc tak naprawdę rozdział mało się różni od pierwotnej wersji.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Marta, na serio jest tak niedoinformowany.
W sumie naprawdę tak to brzmi... ups.
Tak, ale Bridgit nigdy by się na to nie zgodziła. Kendall zresztą też nie.
No cóż, miało być śmiesznie, a wyszło jak zawsze.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Do następnego.
Okey, z pierwszego akapitu wiemy, że Kendall jest debilem (bez obrazy).
OdpowiedzUsuńDobra, jest ciut lepiej. Zadziwiająco lepiej. Spodziewałam się, że Dominika plaśnie go w twarz, ale niestety...
Pewnie Kendall czuje się teraz trochę jak na haju.
Serio, jakoś za dobrze wyszło, ale fajnie, że się dogadali.
Wiem, ze kom jest krótki, nie mam dzisiaj za bardzo weny.
Rozdział super! Czekam na nn! Trzymaj się! Część!
Rozdział mega! Cieszę się, że się dogadali i myślę, że będzie tylko lepiej! W sumie to nie spodziewałam się takiego zakończenia, a dzisiaj jak mieliśmy zastępstwo w szkole na świetlicy to pisałam listę jak może potoczyć się ich spotkanie xd
OdpowiedzUsuńCzekam na następny! Yay!