Rozdział 36
*per. Kamili*
Po siedmiu lekcjach wracam wreszcie do domu, ciągle patrząc w komórkę. Od tych siedmiu godzin cały czas mam nadzieję, że Dominika napisze, albo zadzwoni, ale od naszej porannej kłótni dziewczyna nie daje znaku życia. Bardzo się o nią boję, ale nie mogę teraz do niej iść, bo mama prosiła mnie, żebym dzisiaj ze szkoły wróciła prosto do domu, więc muszę spełnić jej prośbę, bo nie chcę pokłócić się jeszcze z nią.
Wchodzę do kamienicy i od razu wbiegam na odpowiednie piętro. Naciskam klamkę naszego mieszkania, chcąc sprawdzić, czy mama jest w domu. Okazuje się, że drzwi są otwarte, co znaczy, że moja rodzicielka wróciła wcześniej z pracy. A może wcale tam nie była? Sama już nie wiem, po niej można spodziewać się wszystkiego.
Przekraczam próg mieszkania i zastaję mamę biegająca między kuchnią, a salonem. Pokój wygląda pięknie, jak nigdy. Na kanapie gości dawno niewidziana narzuta, a niewielkie poduszki dotychczas leżące w nieładzie są ładnie ułożone. Kobieta co chwila poprawia coś w wyglądzie pokoju. A to poprawia tę nieszczęsne poduszki, a to ustawia na nowo wazon z kwiatami na ławie. Chwila, wazon z kwiatami?!
- Mamo, co Ty robisz? Co to jest? - pytam, wskazując na kwiaty.
- O, Kamila, już jesteś, to dobrze. Odłóż szybko ten plecak i przyjdź do kuchni, dobrze? - prosi mama, biegnąc do pomieszczenia, z którego dochodzą piękne zapachy.
- Możesz mi powiedzieć, o co chodzi? - dopytuję zaskoczona, spełniając prośbę kobiety.
- Posłuchaj, za kilka minut będziemy miały gości. Podaj mi sól. Ten obiad jest dla mnie bardzo ważny, rozumiesz? Gdzie jest ten pieprz? - mama miota się po kuchni, szukając przypraw, zagubionych w chaosie gotowania.
- Mamo, hej, hej! - łapię ją za ramiona, zatrzymując ją w końcu w miejscu. - Uspokój się, tak? Wdech i wydech. Wdech i wydech.
- Tak, tak, dobrze, dziękuję kochanie. - kobieta parę razy bierze głębszy oddech, poskramiając nerwy.
- Niech zgadnę, Czarek po raz pierwszy wpada na obiad? - pytam z lekkim uśmiechem, domyślając się odpowiedzi.
- I do tego przyprowadza swoje dzieci. Dzisiaj mam je poznać. - twierdzi, szokując mnie. No tego się nie spodziewałam.
- Czekaj, co?! On ma dzieci?! Ile?! Z kim?! Ile one w ogóle mają lat?! - zaskoczona zaczynam wypytywać moją rodzicielkę o tę niespodziewaną wiadomość.
- Nie mówiłam Ci? Jejku, przepraszam. Wypadło mi. - wzdycha mama, siadając na krześle. - Posłuchaj, Czarek ma trójkę dzieci z poprzedniego małżeństwa. Dwie dziewczynki i chłopca. Najstarsza dziewczynka ma siedemnaście lat, najmłodsza cztery lata, a chłopiec ma pięć lat.
- Trójka dzieci?! Z poprzedniego małżeństwa?! W co Ty się wpakowałaś?! - siadam przerażona naprzeciwko niej, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszę.
- Skarbie, poprzednia żona Czarka zmarła przy porodzie ich najmłodszej córeczki, a on po tych czterech latach chce wreszcie ułożyć sobie życie na nowo. - wyjaśnia, trochę mnie uspokajając. - Tylko proszę, nie poruszaj tego tematu, bo jest on dla nich bardzo bolesny, zwłaszcza dla najstarszej córki.
- Dobrze, nic nie powiem. - zgadzam się, nie chcąc psuć mamie związku.
- Dziękuję kochanie. - uśmiecha się mama i wraca do gotowania, a ja w tym czasie idę do salonu i zabieram z niego szklany wazon, żeby maluchy nic nie zbroiły.
Wchodzę z powrotem do swojego pokoju, nie mogąc uwierzyć, że mama naprawdę chce pakować się w dodatkową trójkę dzieci. Na wszelki wypadek chowam plecak z książkami do szafy i znów sprawdzam telefon, jednak ten wciąż milczy. Jeśli jutro Dominika nie pojawi się w szkole, będę musiała się do niej przejść.
Nagle do moich uszu dobiega dźwięk dzwonka do drzwi. Przyszli. Wzdycham ciężko, a następnie ogarniam wzrokiem mój pokój, analizując, czy wszystkie rzeczy, które mogłyby w jakiś sposób zagrozić dzieciakom są pochowane, po czym wchodzę do salonu, gdzie moja mama wita się już z gośćmi.
Moja rodzicielka wygląda przepięknie. Ma na sobie luźną, pofalowaną u dołu, czarną sukienkę i buty na niewielkim obcasie w takim samym kolorze. Swoje kruczoczarne włosy spięte ma w niezbyt ciasny kok, a jej twarz okalają puszczone luźno kosmyki włosów. Już od bardzo dawna nie widziałam jej tak odstawionej, ani tak szczęśliwej, jak właśnie teraz.
Patrzę na nią z lekkim uśmiechem, po czym przenoszę wzrok na Czarka. Mężczyzna ubrany jest zwyczajnie - w białą koszulę i garnitur. W rękach trzyma kwiaty, które po chwili przekazuje mojej mamie, a ja dyskretnie zerkam na jego dzieci. Najmłodsza dziewczynka trzyma swojego tatę za rękę, uśmiechając się uroczo. Czterolatka ma na sobie jasnoróżową sukienkę w kwiatki, na nóżkach tak samo różowe balerinki, a cały strój dopełniają jej naturalnie pofalowane włoski, które teraz są rozpuszczone i tylko dodają jej uroku. Starszy brat czterolatki ubrany jest w zwykłą, białą koszulę i niebieskie jeansy oraz biało-czarne adidasy. Spogląda niepewnie na wszystkich po kolei, jakby nie wiedział, co ze sobą zrobić. W sumie mu się nie dziwię. Najdłużej wzrok zatrzymuje na swojej starszej siostrze, która jedynie wzrusza ramionami, zbywając chłopca. Siedemnastolatka jako jedyna ubrana jest zwyczajnie. Ciemna bluzka, czarne spodnie z rozdarciami na kolanach i tak samo czarne glany, a do tego skórzana kurtka w tym samym kolorze. Swoje czarne włosy do ramion co jakiś czas przeczesuje jedynie palcami, przez co wciąż są w nieładzie. W sumie wygląda trochę jak ja pięć lat temu.
- A to jest moja córka, Kamila. - słyszę nagle swoje imię, więc z uśmiechem podchodzę do gromadki.
- Już zdążyliśmy się poznać, ale po uśmiechu wnioskuję, że nie zabije mnie wzrokiem, tak jak chciała to zrobić poprzednim razem. - śmieje się Czarek.
- Raczej nie, chyba że czymś mi Pan podpadnie. - twierdzę żartobliwie, ściskając podaną przez niego na powitanie dłoń.
- No to tak, najmłodsza to Laura, najstarsza to Agnieszka, a nasz rodzynek to Dawid. - przedstawia wszystkich chłopak mojej mamy.
- Cześć, jestem Kami. - uśmiecham się lekko i nachylam się do dzieciaków, podając im rękę. Czterolatka natomiast zamiast zrobić to samo, po prostu się do mnie przytula. No tak, czego innego mogłam się spodziewać po takim maluchu? Kucam obok dziewczynki odwzajemniając niepewnie jej uścisk, po czym patrzę na chłopca, który tylko lekko mi macha. Odrywam się od Laury po kilku sekundach i podaję rękę jej młodszej siostrze, która ściska ją niechętnie.
Po tej mini ceremonii powitalnej kieruję się z mamą do kuchni w celu przyniesienia obiadu, a Czarek i dzieciaki rozsiadają się w salonie. Już po kilku minutach zajmujemy pozostałe miejsca, zaczynając zajadać. Dania przygotowane przez mamę są naprawdę pyszne, czego Cezary nie omieszkuje co kilka minut podkreślać. Jego najmłodsze dzieci też są całkiem gadatliwe. Tylko Agnieszka siedzi cicho, słuchając naszych rozmów. W sumie, jeśli jej ubiór odzwierciedla jej charakter, to zakładam, że nie odezwie się aż do końca spotkania.
- Tato, moziemy się pobawić? - pyta po obiedzie Laurka, sepleniąc uroczo.
- No nie wiem. Na pewno nie wolicie posiedzieć z nami? - Czarek patrzy niepewnie na dziewczynkę, chyba woląc mieć ją i jej braciszka na oku.
- Oj, niech Pan przestanie. Po co mają siedzieć i słuchać o tematach starszych? Mogą przecież pobawić się w moim pokoju. - proponuję, na co wszyscy z chęcią się zgadzają. Prowadzę więc maluchy do mojego pokoju, po czym daję im moje stare zabawki, na które składa się kilka lalek oraz samochodzików, po czym podchodzę do drzwi z zamiarem wyjścia z pokoju.
- Pobawiś się ź nami? - słyszę nagle głos Laury, więc zdziwiona odwracam się do niej przodem.
- Ja? - pytam, nie będąc do końca pewna, czy dziewczynka nie zwracała się do siostry siedzącej naprzeciw otwartym na oścież drzwiom.
- Tiak, plosię. - mała robi błagalną minkę, której nie sposób odmówić.
- No dobrze. - zgadzam się zaskoczona, po czym siadam na podłodze obok dzieciaków, drzwi zostawiając lekko uchylone.
Kolejna godzina, po której lądujemy wykończeni, ale roześmiani na łóżku mija mi na zabawie z Laurą i Dawidem, który nie jest już tak nieśmiały. Okazuje się, że dzieciaki nie są takie złe, jak na początku myślałam. Są nawet urocze, zwłaszcza najmłodsza. Widać jednak, że brakuje jej takiej typowej, matczynej bliskości. Co kilka minut tuli się do mnie i siedzi tak przez kilka sekund, żeby potem znów wrócić do radosnej zabawy.
- A gdzie Twój tata? - pyta nagle Laurka, wpatrując się zamyślonymi oczkami w sufit.
- Co? - patrzę na nią niepewnie, mając nadzieję, że się przesłyszałam. Nie mam zamiaru rozmawiać o moim ojcu, a już na pewno nie z obcą czterolatką.
- No bo nie maś taty, a ja nie mam mamy. Moja mama jest z Aniołkami. Twój tata teś? - dziewczynka przenosi na mnie wzrok, siadając.
- Nie maluchu. Mój tata jest... - układam nogi po turecku, zastanawiając się, co powiedzieć. - W sumie nie wiem, gdzie jest. Dawno się nie odzywał, wiesz?
Kilka kolejnych minut siedzimy w ciszy, a ja myślę, czy dobrze zrobiłam, odpowiadając na pytanie Laury. Chociaż... to, co powiedziałam w połowie jest prawdą, więc chyba nic złego nie zrobiłam, prawda? Nie skłamałam tak całkowicie. Poza tym, nie musiałam odpowiadać, mogłam po prostu zmienić temat, a jednak zdecydowałam się na powiedzenie o moim ojcu kilku słów.
- A to kto? - Dawid przerywa ciszę, biorąc ostrożnie ramkę, stojącą na mojej szafce nocnej.
- To moja przyjaciółka. - mówię, odbierając od niego przedmiot i uśmiecham się lekko, patrząc na zdjęcie umieszczone wewnątrz różowo-czarnej ramki. Fotografia przedstawia mnie i Dominikę. Obie siedzimy na deskorolce, opierając się o siebie plecami. Nasze stopy oparte są o dwa końce deski. Moje po prawej stronie, a Dominiki po lewej. Moja przyjaciółka obejmuje kolana rękoma, patrząc z zamyśloną miną przed siebie, a ja siedzę ze zbuntowaną miną, również obejmując nogi rękoma. To zdjęcie miało pokazywać, że pomimo widocznych w naszych zachowaniach różnić, jesteśmy dla siebie nawzajem oparciem.
Widzę, że chłopiec chce zapytać o coś jeszcze, ale rozmowę przerywa nam jego tata, oznajmiając, że zbierają się już do domu. Odkładam ramkę tam, gdzie jej miejsce i żegnam się z dzieciakami oraz Cezarym. Z Agnieszką niestety nie mam okazji się pożegnać, bo dziewczyna siedzi już w aucie, czekając na ojca i rodzeństwo.
Po wyjściu naszych gości, wraz z mamą sprzątamy salon i zmywamy naczynia, doprowadzając mieszkanie do względnego ładu. Moja rodzicielka cały czas się uśmiecha, pomimo zmęczenia. Jeju, już naprawdę dawno nie widziałam jej tak szczęśliwej. Już jakoś ze trzy lata chyba. Chociaż w sumie... nawet wtedy nie była aż tak szczęśliwa, jak teraz.
Tulę ją na dobranoc, po czym biorę szybki prysznic, myję zęby przebieram się w piżamę i kładę się do łóżka. Sprawdzam jeszcze tylko portale społecznościowe i SMS-y, ale nadal nic nie ma. Dominika jeszcze nigdy nie milczała tak długo. Coś czuję, że rozmowa z nią będzie ciężka. Wzdycham cicho, a następnie odkładam telefon, przykrywając się po uszy kołdrą, po czym zamykam oczy i staram się zasnąć.
_______________________________________________________________________________________________________________________
Hej!
W sumie nie wiem, co dzisiaj napisać. Chyba tylko mogę Wam się pochwalić, że ten rozdział jest najdłuższym jak do tej pory rozdziałem na blogu. Ma on aż 1711 słów! Trochę mocno popłynęłam... Właśnie, możecie napisać mi, czy tak długie rozdziały Wam odpowiadają, czy może raczej wolelibyście, aby były one krótsze.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Marta, tego nie było. Nigdy nie wspominałam o tym "incydencie", bo zdarzył się on przed czasem akcji opowiadania. No i cieszę się, że wreszcie udało mi się Ciebie zaskoczyć.
Myślisz, że Dominika zdecydowałaby się kilka dni przed maturą lecieć do Los Angeles, żeby tylko wyjaśnić tę sprawę?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Po siedmiu lekcjach wracam wreszcie do domu, ciągle patrząc w komórkę. Od tych siedmiu godzin cały czas mam nadzieję, że Dominika napisze, albo zadzwoni, ale od naszej porannej kłótni dziewczyna nie daje znaku życia. Bardzo się o nią boję, ale nie mogę teraz do niej iść, bo mama prosiła mnie, żebym dzisiaj ze szkoły wróciła prosto do domu, więc muszę spełnić jej prośbę, bo nie chcę pokłócić się jeszcze z nią.
Wchodzę do kamienicy i od razu wbiegam na odpowiednie piętro. Naciskam klamkę naszego mieszkania, chcąc sprawdzić, czy mama jest w domu. Okazuje się, że drzwi są otwarte, co znaczy, że moja rodzicielka wróciła wcześniej z pracy. A może wcale tam nie była? Sama już nie wiem, po niej można spodziewać się wszystkiego.
Przekraczam próg mieszkania i zastaję mamę biegająca między kuchnią, a salonem. Pokój wygląda pięknie, jak nigdy. Na kanapie gości dawno niewidziana narzuta, a niewielkie poduszki dotychczas leżące w nieładzie są ładnie ułożone. Kobieta co chwila poprawia coś w wyglądzie pokoju. A to poprawia tę nieszczęsne poduszki, a to ustawia na nowo wazon z kwiatami na ławie. Chwila, wazon z kwiatami?!
- Mamo, co Ty robisz? Co to jest? - pytam, wskazując na kwiaty.
- O, Kamila, już jesteś, to dobrze. Odłóż szybko ten plecak i przyjdź do kuchni, dobrze? - prosi mama, biegnąc do pomieszczenia, z którego dochodzą piękne zapachy.
- Możesz mi powiedzieć, o co chodzi? - dopytuję zaskoczona, spełniając prośbę kobiety.
- Posłuchaj, za kilka minut będziemy miały gości. Podaj mi sól. Ten obiad jest dla mnie bardzo ważny, rozumiesz? Gdzie jest ten pieprz? - mama miota się po kuchni, szukając przypraw, zagubionych w chaosie gotowania.
- Mamo, hej, hej! - łapię ją za ramiona, zatrzymując ją w końcu w miejscu. - Uspokój się, tak? Wdech i wydech. Wdech i wydech.
- Tak, tak, dobrze, dziękuję kochanie. - kobieta parę razy bierze głębszy oddech, poskramiając nerwy.
- Niech zgadnę, Czarek po raz pierwszy wpada na obiad? - pytam z lekkim uśmiechem, domyślając się odpowiedzi.
- I do tego przyprowadza swoje dzieci. Dzisiaj mam je poznać. - twierdzi, szokując mnie. No tego się nie spodziewałam.
- Czekaj, co?! On ma dzieci?! Ile?! Z kim?! Ile one w ogóle mają lat?! - zaskoczona zaczynam wypytywać moją rodzicielkę o tę niespodziewaną wiadomość.
- Nie mówiłam Ci? Jejku, przepraszam. Wypadło mi. - wzdycha mama, siadając na krześle. - Posłuchaj, Czarek ma trójkę dzieci z poprzedniego małżeństwa. Dwie dziewczynki i chłopca. Najstarsza dziewczynka ma siedemnaście lat, najmłodsza cztery lata, a chłopiec ma pięć lat.
- Trójka dzieci?! Z poprzedniego małżeństwa?! W co Ty się wpakowałaś?! - siadam przerażona naprzeciwko niej, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszę.
- Skarbie, poprzednia żona Czarka zmarła przy porodzie ich najmłodszej córeczki, a on po tych czterech latach chce wreszcie ułożyć sobie życie na nowo. - wyjaśnia, trochę mnie uspokajając. - Tylko proszę, nie poruszaj tego tematu, bo jest on dla nich bardzo bolesny, zwłaszcza dla najstarszej córki.
- Dobrze, nic nie powiem. - zgadzam się, nie chcąc psuć mamie związku.
- Dziękuję kochanie. - uśmiecha się mama i wraca do gotowania, a ja w tym czasie idę do salonu i zabieram z niego szklany wazon, żeby maluchy nic nie zbroiły.
Wchodzę z powrotem do swojego pokoju, nie mogąc uwierzyć, że mama naprawdę chce pakować się w dodatkową trójkę dzieci. Na wszelki wypadek chowam plecak z książkami do szafy i znów sprawdzam telefon, jednak ten wciąż milczy. Jeśli jutro Dominika nie pojawi się w szkole, będę musiała się do niej przejść.
Nagle do moich uszu dobiega dźwięk dzwonka do drzwi. Przyszli. Wzdycham ciężko, a następnie ogarniam wzrokiem mój pokój, analizując, czy wszystkie rzeczy, które mogłyby w jakiś sposób zagrozić dzieciakom są pochowane, po czym wchodzę do salonu, gdzie moja mama wita się już z gośćmi.
Moja rodzicielka wygląda przepięknie. Ma na sobie luźną, pofalowaną u dołu, czarną sukienkę i buty na niewielkim obcasie w takim samym kolorze. Swoje kruczoczarne włosy spięte ma w niezbyt ciasny kok, a jej twarz okalają puszczone luźno kosmyki włosów. Już od bardzo dawna nie widziałam jej tak odstawionej, ani tak szczęśliwej, jak właśnie teraz.
Patrzę na nią z lekkim uśmiechem, po czym przenoszę wzrok na Czarka. Mężczyzna ubrany jest zwyczajnie - w białą koszulę i garnitur. W rękach trzyma kwiaty, które po chwili przekazuje mojej mamie, a ja dyskretnie zerkam na jego dzieci. Najmłodsza dziewczynka trzyma swojego tatę za rękę, uśmiechając się uroczo. Czterolatka ma na sobie jasnoróżową sukienkę w kwiatki, na nóżkach tak samo różowe balerinki, a cały strój dopełniają jej naturalnie pofalowane włoski, które teraz są rozpuszczone i tylko dodają jej uroku. Starszy brat czterolatki ubrany jest w zwykłą, białą koszulę i niebieskie jeansy oraz biało-czarne adidasy. Spogląda niepewnie na wszystkich po kolei, jakby nie wiedział, co ze sobą zrobić. W sumie mu się nie dziwię. Najdłużej wzrok zatrzymuje na swojej starszej siostrze, która jedynie wzrusza ramionami, zbywając chłopca. Siedemnastolatka jako jedyna ubrana jest zwyczajnie. Ciemna bluzka, czarne spodnie z rozdarciami na kolanach i tak samo czarne glany, a do tego skórzana kurtka w tym samym kolorze. Swoje czarne włosy do ramion co jakiś czas przeczesuje jedynie palcami, przez co wciąż są w nieładzie. W sumie wygląda trochę jak ja pięć lat temu.
- A to jest moja córka, Kamila. - słyszę nagle swoje imię, więc z uśmiechem podchodzę do gromadki.
- Już zdążyliśmy się poznać, ale po uśmiechu wnioskuję, że nie zabije mnie wzrokiem, tak jak chciała to zrobić poprzednim razem. - śmieje się Czarek.
- Raczej nie, chyba że czymś mi Pan podpadnie. - twierdzę żartobliwie, ściskając podaną przez niego na powitanie dłoń.
- No to tak, najmłodsza to Laura, najstarsza to Agnieszka, a nasz rodzynek to Dawid. - przedstawia wszystkich chłopak mojej mamy.
- Cześć, jestem Kami. - uśmiecham się lekko i nachylam się do dzieciaków, podając im rękę. Czterolatka natomiast zamiast zrobić to samo, po prostu się do mnie przytula. No tak, czego innego mogłam się spodziewać po takim maluchu? Kucam obok dziewczynki odwzajemniając niepewnie jej uścisk, po czym patrzę na chłopca, który tylko lekko mi macha. Odrywam się od Laury po kilku sekundach i podaję rękę jej młodszej siostrze, która ściska ją niechętnie.
Po tej mini ceremonii powitalnej kieruję się z mamą do kuchni w celu przyniesienia obiadu, a Czarek i dzieciaki rozsiadają się w salonie. Już po kilku minutach zajmujemy pozostałe miejsca, zaczynając zajadać. Dania przygotowane przez mamę są naprawdę pyszne, czego Cezary nie omieszkuje co kilka minut podkreślać. Jego najmłodsze dzieci też są całkiem gadatliwe. Tylko Agnieszka siedzi cicho, słuchając naszych rozmów. W sumie, jeśli jej ubiór odzwierciedla jej charakter, to zakładam, że nie odezwie się aż do końca spotkania.
- Tato, moziemy się pobawić? - pyta po obiedzie Laurka, sepleniąc uroczo.
- No nie wiem. Na pewno nie wolicie posiedzieć z nami? - Czarek patrzy niepewnie na dziewczynkę, chyba woląc mieć ją i jej braciszka na oku.
- Oj, niech Pan przestanie. Po co mają siedzieć i słuchać o tematach starszych? Mogą przecież pobawić się w moim pokoju. - proponuję, na co wszyscy z chęcią się zgadzają. Prowadzę więc maluchy do mojego pokoju, po czym daję im moje stare zabawki, na które składa się kilka lalek oraz samochodzików, po czym podchodzę do drzwi z zamiarem wyjścia z pokoju.
- Pobawiś się ź nami? - słyszę nagle głos Laury, więc zdziwiona odwracam się do niej przodem.
- Ja? - pytam, nie będąc do końca pewna, czy dziewczynka nie zwracała się do siostry siedzącej naprzeciw otwartym na oścież drzwiom.
- Tiak, plosię. - mała robi błagalną minkę, której nie sposób odmówić.
- No dobrze. - zgadzam się zaskoczona, po czym siadam na podłodze obok dzieciaków, drzwi zostawiając lekko uchylone.
Kolejna godzina, po której lądujemy wykończeni, ale roześmiani na łóżku mija mi na zabawie z Laurą i Dawidem, który nie jest już tak nieśmiały. Okazuje się, że dzieciaki nie są takie złe, jak na początku myślałam. Są nawet urocze, zwłaszcza najmłodsza. Widać jednak, że brakuje jej takiej typowej, matczynej bliskości. Co kilka minut tuli się do mnie i siedzi tak przez kilka sekund, żeby potem znów wrócić do radosnej zabawy.
- A gdzie Twój tata? - pyta nagle Laurka, wpatrując się zamyślonymi oczkami w sufit.
- Co? - patrzę na nią niepewnie, mając nadzieję, że się przesłyszałam. Nie mam zamiaru rozmawiać o moim ojcu, a już na pewno nie z obcą czterolatką.
- No bo nie maś taty, a ja nie mam mamy. Moja mama jest z Aniołkami. Twój tata teś? - dziewczynka przenosi na mnie wzrok, siadając.
- Nie maluchu. Mój tata jest... - układam nogi po turecku, zastanawiając się, co powiedzieć. - W sumie nie wiem, gdzie jest. Dawno się nie odzywał, wiesz?
Kilka kolejnych minut siedzimy w ciszy, a ja myślę, czy dobrze zrobiłam, odpowiadając na pytanie Laury. Chociaż... to, co powiedziałam w połowie jest prawdą, więc chyba nic złego nie zrobiłam, prawda? Nie skłamałam tak całkowicie. Poza tym, nie musiałam odpowiadać, mogłam po prostu zmienić temat, a jednak zdecydowałam się na powiedzenie o moim ojcu kilku słów.
- A to kto? - Dawid przerywa ciszę, biorąc ostrożnie ramkę, stojącą na mojej szafce nocnej.
- To moja przyjaciółka. - mówię, odbierając od niego przedmiot i uśmiecham się lekko, patrząc na zdjęcie umieszczone wewnątrz różowo-czarnej ramki. Fotografia przedstawia mnie i Dominikę. Obie siedzimy na deskorolce, opierając się o siebie plecami. Nasze stopy oparte są o dwa końce deski. Moje po prawej stronie, a Dominiki po lewej. Moja przyjaciółka obejmuje kolana rękoma, patrząc z zamyśloną miną przed siebie, a ja siedzę ze zbuntowaną miną, również obejmując nogi rękoma. To zdjęcie miało pokazywać, że pomimo widocznych w naszych zachowaniach różnić, jesteśmy dla siebie nawzajem oparciem.
Widzę, że chłopiec chce zapytać o coś jeszcze, ale rozmowę przerywa nam jego tata, oznajmiając, że zbierają się już do domu. Odkładam ramkę tam, gdzie jej miejsce i żegnam się z dzieciakami oraz Cezarym. Z Agnieszką niestety nie mam okazji się pożegnać, bo dziewczyna siedzi już w aucie, czekając na ojca i rodzeństwo.
Po wyjściu naszych gości, wraz z mamą sprzątamy salon i zmywamy naczynia, doprowadzając mieszkanie do względnego ładu. Moja rodzicielka cały czas się uśmiecha, pomimo zmęczenia. Jeju, już naprawdę dawno nie widziałam jej tak szczęśliwej. Już jakoś ze trzy lata chyba. Chociaż w sumie... nawet wtedy nie była aż tak szczęśliwa, jak teraz.
Tulę ją na dobranoc, po czym biorę szybki prysznic, myję zęby przebieram się w piżamę i kładę się do łóżka. Sprawdzam jeszcze tylko portale społecznościowe i SMS-y, ale nadal nic nie ma. Dominika jeszcze nigdy nie milczała tak długo. Coś czuję, że rozmowa z nią będzie ciężka. Wzdycham cicho, a następnie odkładam telefon, przykrywając się po uszy kołdrą, po czym zamykam oczy i staram się zasnąć.
_______________________________________________________________________________________________________________________
Hej!
W sumie nie wiem, co dzisiaj napisać. Chyba tylko mogę Wam się pochwalić, że ten rozdział jest najdłuższym jak do tej pory rozdziałem na blogu. Ma on aż 1711 słów! Trochę mocno popłynęłam... Właśnie, możecie napisać mi, czy tak długie rozdziały Wam odpowiadają, czy może raczej wolelibyście, aby były one krótsze.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Marta, tego nie było. Nigdy nie wspominałam o tym "incydencie", bo zdarzył się on przed czasem akcji opowiadania. No i cieszę się, że wreszcie udało mi się Ciebie zaskoczyć.
Myślisz, że Dominika zdecydowałaby się kilka dni przed maturą lecieć do Los Angeles, żeby tylko wyjaśnić tę sprawę?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Do następnego.
Oj, nie tak prędko... Dominika ma teraz mega focha i chyba mądrzej by było ją na razie zostawić w spokoju, dopóki nie ochłonie.
OdpowiedzUsuńMama Kamili zrobiła pokój na cacy? Kciuk w górę.
Nie wie, gdzie trzyma pieprz? No błagam, przecież tego używa się codziennie?
Dzieci? No, to będzie draka na tej kolacji. Spodziewam się nastoletniej partyzantki.
Trójka dzieci... Nie tak źle.
Zaraz wpakowała... Tak na prawdę to może być mega facet!
Kolejną? To poza Kamilą kto jeszcze jest?
Oj, coś mi się wydaje, że te dwie się polubią... Albo znienawidzą.
Czyli jest gotką, albo coś w tym rodzaju?
Obiadem? To czemu ja cały czas myślałam, że to była kolacja?
Mała chce się z nią bawić? No super, zawsze jakiś postęp.
No dobra, było całkiem fajnie. Tylko ta najstarsza dziewczyna na razie jest zagadką.
Rozdział super! Czekam na nn! Pozdrawiam! Mam nadzieję, że czujesz się już lepiej. I przypominam Ci o Tlenie, bo dawno Cię u mnie nie było.
A niby dlaczego nie?