Rozdział 37
NASTĘPNEGO DNIA
*per. Dominiki*
Ze snu wyrywa mnie lekkie potrząsanie. Zdziwiona otwieram oczy, niezbyt wiedząc, co się dzieje. Centralnie przed sobą dostrzegam budzącą mnie mamę. Zaskoczona siadam na łóżku i patrzę na moją rodzicielkę, próbując zrozumieć, jakim cudem weszła do pokoju, skoro drzwi były zamknięte na klucz. Dopiero po chwili przypominam sobie, że przecież w nocy szłam do łazienki i widocznie po powrocie nie zamknęłam pokoju.
Wzdycham cicho i przeciągam się, ziewając. Kompletnie nie chce mi się wstawać, ale wiem, że nie mogę opuścić kolejnego dnia w szkole, bo do matury zostało coraz mniej czasu.
- Córeczko? - słyszę nagle zmartwiony głos mamy, więc przenoszę na nią wzrok. - Możemy porozmawiać?
- No pewnie. O czym? - przeczesuję palcami opadające mi na twarz włosy, patrząc wyczekująco na kobietę.
- Dlaczego wczoraj cały dzień siedziałaś zamknięta w pokoju i płakałaś? Co się stało? - pyta, siadając obok mnie.
- Nie płakałam. - mówię cicho, spuszczając wzrok. Nie chcę okłamywać mamy, ale nie chcę też, żeby znów się o mnie martwiła.
- Nie kłam Dominika. Masz czerwone, zapuchnięte oczy, a te chusteczki nie wzięły się tutaj znikąd. - twierdzi, wskazując na kilka zużytych chusteczek higienicznych, leżących na łóżku.
- To nic takiego, nie przejmuj się. Po prostu miałam wczoraj gorszy dzień, ale wszystko jest już w porządku, naprawdę. - uśmiecham się sztucznie, modląc się, żeby moja rodzicielka dała się na to nabrać.
- No dobrze, skoro tak twierdzisz. - wzdycha, patrząc na mnie ze zmartwieniem. - Tylko pamiętaj, że gdyby coś się działo, zawsze możesz do mnie przyjść, tak?
- Tak mamo, dziękuję. - przytulam się do niej na kilka sekund, po czym podchodzę do szafy i wybieram z niej ubrania na dzisiaj, a następnie kieruję się do łazienki, gdzie doprowadzam się do względnego ładu.
Po wyjściu z łazienki jest kilka minut po siódmej, więc wychodzę z pokoju i schodzę na parter, mijając po drodze mojego młodszego brata, biegnącego do sypialni po plecak. Podchodzę do drzwi wyjściowych, gdzie nadal leżą moje rzeczy, zostawione tam przeze mnie wczoraj. Nie leżą już jednak tak niedbale, jak je rzuciłam. Moje trampki ułożone są w szafce na buty, plecak stoi na podłodze w kącie, a deskorolka jest oparta o ścianę.
Słysząc kroki mojej mamy, zmierzające w moją stronę, szybko zakładam obuwie, zarzucam plecak na ramię i wychodzę z domu, zanim będę zmuszona zjeść śniadanie. Deskorolkę wyjątkowo zostawiam dzisiaj w mieszkaniu, mając ochotę na krótki spacer.
W stronę szkoły idę najwolniej, jak mogę, chcąc przedłużyć drogę do granic możliwości. Wiem, że w szkole będzie Kamila, a nie jestem jeszcze gotowa na rozmowę z nią. Nie chcę tam iść. Poza tym nie mam ochoty myśleć o lekcjach, kiedy na głowie mam większe problemy niż nieumiejętność rozwiązywania równań różniczkowych.
Po mniej więcej czterdziestu minutach docieram wreszcie do szkoły. Wchodzę niechętnie do budynku, rozglądając się dyskretnie za Kamilą. Wygląda na to, że będę musiała jej dzisiaj unikać, bo wiem, że będzie chciała ze mną porozmawiać o sprawie z listem, a ja jeszcze nie zdążyłam do końca ochłonąć i nie chcę się kłócić. W ogóle nie chcę o tym słyszeć. Nie dzisiaj.
Podchodzę szybkim krokiem do szafki, po czym otwieram ją, a następnie wyciągam z niej potrzebne mi na pierwszą lekcję książki. Cały czas wodzę wzrokiem po korytarzu, gotowa do ucieczki, jeśli zobaczę Kami. Zamiast niej jednak dostrzegam zmierzającego w moją stronę Piotrka. Tylko nie to...
- Hej Domi. Co tam? - chłopak opiera się ramieniem o sąsiednią szafkę, patrząc na mnie z uśmiechem.
- Nic ciekawego, a tam? - pytam, siląc się na uśmiech, bo nie chcę być chamska dla kogoś, kto jako jedyny z klasy jeszcze ze mną rozmawia.
- W sumie też nic ciekawego. Ej, a właściwie, czemu nie było Cię dzisiaj w szkole? Nawet Kami o Ciebie pytała. - twierdzi chłopak, a ja blednę na dźwięk imienia mojej przyjaciółki. - Coś się poważnego stało?
- Nie, ja...
- No bo wiesz, zazwyczaj to właśnie ona wie, czemu nie ma Cię w szkole, a wczoraj kompletnie nikt nie wiedział. - przerywa mi chłopak, kontynuując swój słowotok.
- Bo ja...
- No i wiesz, nawet chciałem do Ciebie zadzwonić, ale nie miałem zbytnio czasu, bo jeszcze przygotowywaliśmy ten apel. - opowiada Piotrek, nie dając mi dojść do słowa.
- Przecież...
- Potem chciałem nawet porozmawiać z Kamilą, ale nie mogłem jej nigdzie znaleźć. - szatyn nie przerywa monologu, a ja czuję, że kończy mi się cierpliwość. - Poza tym, ona chyba nie byłaby zbyt chętna na rozmowę ze mną, wiesz? Znaczy, to, że jest wredna, to jedno, a to, że mnie nie lubi, to już...
- Zamknij się! Nie interesuje mnie to, rozumiesz?! Może najpierw daj mi dojść do słowa, co?! Wiesz, jaki jesteś natrętny?! Daj mi w końcu spokój! - krzyczę, tracąc cierpliwość. Piotrek patrzy na mnie zszokowany, tak jak chyba wszyscy na korytarzu, a do mnie dopiero po chwili dociera, co zrobiłam. O nie... znowu się zaczyna.
Zakrywam szybko usta, patrząc z przerażeniem na chłopaka. Słysząc wokół siebie szepty, zatrzaskuję szafkę i ruszam z miejsca, biegnąc do łazienki. Pędzę przez korytarze, nie zważając na to, że potrącam niemal wszystkich uczniów stojących mi na drodze. Mój oddech jest szybki i płytki, a plecak ciąży mi na ramieniu, spowalniając mnie.
Wpadam zdyszana do damskiej toalety, mając wrażenie, że serce wyskoczy mi z piersi. Powstrzymując cisnące się do moich oczu łzy, podbiegam do jednej z kabin, po czym zamykam się w niej, siadając na zamkniętym sedesie. Plecak ląduje na podłodze, a ja podciągam nogi pod brodę i obejmuję je ramionami, pozwalając słonej cieczy popłynąć po moich policzkach. Chowam głowę między kolana, po czym zaciskam zęby, starając się powstrzymać łkanie. Dopiero po usłyszeniu dzwonka na lekcję pozwalam sobie na głośniejszy szloch.
Nie mogę uwierzyć, że to znowu się zaczyna. Wybuch w trakcie monologu Piotrka nie był przypadkowy. Znowu zaczynam tracić panowanie nad emocjami tak jak po wyjeździe Kendalla. Nie rozumiem tylko, czemu to wraca. Przecież było już tak dobrze. Przez niemal trzy lata miałam nad wszystkim kontrolę i nagle ją tracę. Ja nie chcę. Nie chcę znów wybuchać wszędzie płaczem. Nie chcę znów być pośmiewiskiem. Nie chcę znów martwić rodziców. Chcę zrozumieć wreszcie, co się dzieje i nauczyć się to kontrolować.
Pociągam nosem, wpatrując się tępo w ścianę. Łzy nie lecą już po moich policzkach, a mój oddech powoli się normuje. Staram się zrozumieć, czemu powód, przez który stałam się w podstawówce pośmiewiskiem, znów wraca. Przecież przez niemal trzy lata wszystko było już dobrze. Niemal trzy lata. Trzy lata... Trzy lata! Trzy lata temu poznałam Kami, a kilka miesięcy później zaczęłam mieć wszystko pod kontrolą. Czy to możliwe, że przez wczorajszą kłótnię i utratę przyjaciółki moje problemy znowu wracają? Nie. Tak? Nie... Boże, tak! W końcu dokładnie tak samo było z Kendallem. Dopóki przy mnie był, wszystko było w porządku. Dopiero gdy go straciłam, zaczęłam tracić panowanie nad emocjami. Tak samo, jak teraz, po stracie Kami.
Co ja mam teraz zrobić? Porozmawiać z Kamilą? Nie jestem jeszcze gotowa. Z drugiej jednak strony wiem, że to jedyne wyjście, jeśli nie chcę końca naszej przyjaźni, a nie chcę tego. Kami jest moją najlepszą przyjaciółką. Zawsze będzie. Niepotrzebnie tak na nią naskoczyłam. Chciała przecież dobrze. Boże, jestem kretynką...
Wzdycham cicho, po czym ocieram rękawem bluzy zapłakaną twarz, biorę plecak i wychodzę z kabiny. Podchodzę do umywalki, po czym obmywam twarz zimną wodą, niwelując odrobinę oznaki płaczu, a następnie wychodzę z łazienki, postanawiając jak najszybciej znaleźć Kamilę i porozmawiać z nią.
_______________________________________________________________________________________________________________________
Hej!
No to co? Kłopotów Dominiki ciąg dalszy. Przez następne kilka rozdziałów będzie się trochę działo, więc jeśli lubicie akcję, to mam nadzieję, że się nie zawiedziecie, zwłaszcza jeśli czekacie na rozwiązanie sytuacji z Marcelem, którego swoją drogą dawno nie było. Spokojnie, wrócimy do niego, więc czekajcie.
A, no i jeśli ktoś jeszcze nie zauważył, zmienione zostało zdjęcie Dominiki, również w bohaterach, nie tylko na zdjęciu, które dodaję po każdym rozdziale.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Marta, mama Kamili wie, gdzie trzyma pieprz. Po prostu w chaosie i zdenerwowaniu na chwilę zgubiła go z oczu. Jak coś, jest to możliwe, znam to z własnego doświadczenia.
Okay, źle to ujęłam, już poprawione. Poza Kami nikogo nie ma.
Nie powiedziałabym, że gotką. Bardziej zbuntowaną nastolatką.
Oj tak, czuję się już o wiele lepiej ^-^ A na Tlen wrócę, obiecuję! Najpóźniej w poniedziałek zostawię komentarz. Jeśli nie wywiążę się z umowy, możesz zrobić mi szlaban.
Wiesz, Dominice trochę trudno byłoby polecieć do Los Angeles, spotkać się z Kendallem, wyjaśnić to z nim i znowu się z nim rozstać, bo gdzieś tam w głębi jej serduszka Kendzio nadal jest jej najlepszym przyjacielem.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*per. Dominiki*
Ze snu wyrywa mnie lekkie potrząsanie. Zdziwiona otwieram oczy, niezbyt wiedząc, co się dzieje. Centralnie przed sobą dostrzegam budzącą mnie mamę. Zaskoczona siadam na łóżku i patrzę na moją rodzicielkę, próbując zrozumieć, jakim cudem weszła do pokoju, skoro drzwi były zamknięte na klucz. Dopiero po chwili przypominam sobie, że przecież w nocy szłam do łazienki i widocznie po powrocie nie zamknęłam pokoju.
Wzdycham cicho i przeciągam się, ziewając. Kompletnie nie chce mi się wstawać, ale wiem, że nie mogę opuścić kolejnego dnia w szkole, bo do matury zostało coraz mniej czasu.
- Córeczko? - słyszę nagle zmartwiony głos mamy, więc przenoszę na nią wzrok. - Możemy porozmawiać?
- No pewnie. O czym? - przeczesuję palcami opadające mi na twarz włosy, patrząc wyczekująco na kobietę.
- Dlaczego wczoraj cały dzień siedziałaś zamknięta w pokoju i płakałaś? Co się stało? - pyta, siadając obok mnie.
- Nie płakałam. - mówię cicho, spuszczając wzrok. Nie chcę okłamywać mamy, ale nie chcę też, żeby znów się o mnie martwiła.
- Nie kłam Dominika. Masz czerwone, zapuchnięte oczy, a te chusteczki nie wzięły się tutaj znikąd. - twierdzi, wskazując na kilka zużytych chusteczek higienicznych, leżących na łóżku.
- To nic takiego, nie przejmuj się. Po prostu miałam wczoraj gorszy dzień, ale wszystko jest już w porządku, naprawdę. - uśmiecham się sztucznie, modląc się, żeby moja rodzicielka dała się na to nabrać.
- No dobrze, skoro tak twierdzisz. - wzdycha, patrząc na mnie ze zmartwieniem. - Tylko pamiętaj, że gdyby coś się działo, zawsze możesz do mnie przyjść, tak?
- Tak mamo, dziękuję. - przytulam się do niej na kilka sekund, po czym podchodzę do szafy i wybieram z niej ubrania na dzisiaj, a następnie kieruję się do łazienki, gdzie doprowadzam się do względnego ładu.
Po wyjściu z łazienki jest kilka minut po siódmej, więc wychodzę z pokoju i schodzę na parter, mijając po drodze mojego młodszego brata, biegnącego do sypialni po plecak. Podchodzę do drzwi wyjściowych, gdzie nadal leżą moje rzeczy, zostawione tam przeze mnie wczoraj. Nie leżą już jednak tak niedbale, jak je rzuciłam. Moje trampki ułożone są w szafce na buty, plecak stoi na podłodze w kącie, a deskorolka jest oparta o ścianę.
Słysząc kroki mojej mamy, zmierzające w moją stronę, szybko zakładam obuwie, zarzucam plecak na ramię i wychodzę z domu, zanim będę zmuszona zjeść śniadanie. Deskorolkę wyjątkowo zostawiam dzisiaj w mieszkaniu, mając ochotę na krótki spacer.
W stronę szkoły idę najwolniej, jak mogę, chcąc przedłużyć drogę do granic możliwości. Wiem, że w szkole będzie Kamila, a nie jestem jeszcze gotowa na rozmowę z nią. Nie chcę tam iść. Poza tym nie mam ochoty myśleć o lekcjach, kiedy na głowie mam większe problemy niż nieumiejętność rozwiązywania równań różniczkowych.
Po mniej więcej czterdziestu minutach docieram wreszcie do szkoły. Wchodzę niechętnie do budynku, rozglądając się dyskretnie za Kamilą. Wygląda na to, że będę musiała jej dzisiaj unikać, bo wiem, że będzie chciała ze mną porozmawiać o sprawie z listem, a ja jeszcze nie zdążyłam do końca ochłonąć i nie chcę się kłócić. W ogóle nie chcę o tym słyszeć. Nie dzisiaj.
Podchodzę szybkim krokiem do szafki, po czym otwieram ją, a następnie wyciągam z niej potrzebne mi na pierwszą lekcję książki. Cały czas wodzę wzrokiem po korytarzu, gotowa do ucieczki, jeśli zobaczę Kami. Zamiast niej jednak dostrzegam zmierzającego w moją stronę Piotrka. Tylko nie to...
- Hej Domi. Co tam? - chłopak opiera się ramieniem o sąsiednią szafkę, patrząc na mnie z uśmiechem.
- Nic ciekawego, a tam? - pytam, siląc się na uśmiech, bo nie chcę być chamska dla kogoś, kto jako jedyny z klasy jeszcze ze mną rozmawia.
- W sumie też nic ciekawego. Ej, a właściwie, czemu nie było Cię dzisiaj w szkole? Nawet Kami o Ciebie pytała. - twierdzi chłopak, a ja blednę na dźwięk imienia mojej przyjaciółki. - Coś się poważnego stało?
- Nie, ja...
- No bo wiesz, zazwyczaj to właśnie ona wie, czemu nie ma Cię w szkole, a wczoraj kompletnie nikt nie wiedział. - przerywa mi chłopak, kontynuując swój słowotok.
- Bo ja...
- No i wiesz, nawet chciałem do Ciebie zadzwonić, ale nie miałem zbytnio czasu, bo jeszcze przygotowywaliśmy ten apel. - opowiada Piotrek, nie dając mi dojść do słowa.
- Przecież...
- Potem chciałem nawet porozmawiać z Kamilą, ale nie mogłem jej nigdzie znaleźć. - szatyn nie przerywa monologu, a ja czuję, że kończy mi się cierpliwość. - Poza tym, ona chyba nie byłaby zbyt chętna na rozmowę ze mną, wiesz? Znaczy, to, że jest wredna, to jedno, a to, że mnie nie lubi, to już...
- Zamknij się! Nie interesuje mnie to, rozumiesz?! Może najpierw daj mi dojść do słowa, co?! Wiesz, jaki jesteś natrętny?! Daj mi w końcu spokój! - krzyczę, tracąc cierpliwość. Piotrek patrzy na mnie zszokowany, tak jak chyba wszyscy na korytarzu, a do mnie dopiero po chwili dociera, co zrobiłam. O nie... znowu się zaczyna.
Zakrywam szybko usta, patrząc z przerażeniem na chłopaka. Słysząc wokół siebie szepty, zatrzaskuję szafkę i ruszam z miejsca, biegnąc do łazienki. Pędzę przez korytarze, nie zważając na to, że potrącam niemal wszystkich uczniów stojących mi na drodze. Mój oddech jest szybki i płytki, a plecak ciąży mi na ramieniu, spowalniając mnie.
Wpadam zdyszana do damskiej toalety, mając wrażenie, że serce wyskoczy mi z piersi. Powstrzymując cisnące się do moich oczu łzy, podbiegam do jednej z kabin, po czym zamykam się w niej, siadając na zamkniętym sedesie. Plecak ląduje na podłodze, a ja podciągam nogi pod brodę i obejmuję je ramionami, pozwalając słonej cieczy popłynąć po moich policzkach. Chowam głowę między kolana, po czym zaciskam zęby, starając się powstrzymać łkanie. Dopiero po usłyszeniu dzwonka na lekcję pozwalam sobie na głośniejszy szloch.
Nie mogę uwierzyć, że to znowu się zaczyna. Wybuch w trakcie monologu Piotrka nie był przypadkowy. Znowu zaczynam tracić panowanie nad emocjami tak jak po wyjeździe Kendalla. Nie rozumiem tylko, czemu to wraca. Przecież było już tak dobrze. Przez niemal trzy lata miałam nad wszystkim kontrolę i nagle ją tracę. Ja nie chcę. Nie chcę znów wybuchać wszędzie płaczem. Nie chcę znów być pośmiewiskiem. Nie chcę znów martwić rodziców. Chcę zrozumieć wreszcie, co się dzieje i nauczyć się to kontrolować.
Pociągam nosem, wpatrując się tępo w ścianę. Łzy nie lecą już po moich policzkach, a mój oddech powoli się normuje. Staram się zrozumieć, czemu powód, przez który stałam się w podstawówce pośmiewiskiem, znów wraca. Przecież przez niemal trzy lata wszystko było już dobrze. Niemal trzy lata. Trzy lata... Trzy lata! Trzy lata temu poznałam Kami, a kilka miesięcy później zaczęłam mieć wszystko pod kontrolą. Czy to możliwe, że przez wczorajszą kłótnię i utratę przyjaciółki moje problemy znowu wracają? Nie. Tak? Nie... Boże, tak! W końcu dokładnie tak samo było z Kendallem. Dopóki przy mnie był, wszystko było w porządku. Dopiero gdy go straciłam, zaczęłam tracić panowanie nad emocjami. Tak samo, jak teraz, po stracie Kami.
Co ja mam teraz zrobić? Porozmawiać z Kamilą? Nie jestem jeszcze gotowa. Z drugiej jednak strony wiem, że to jedyne wyjście, jeśli nie chcę końca naszej przyjaźni, a nie chcę tego. Kami jest moją najlepszą przyjaciółką. Zawsze będzie. Niepotrzebnie tak na nią naskoczyłam. Chciała przecież dobrze. Boże, jestem kretynką...
Wzdycham cicho, po czym ocieram rękawem bluzy zapłakaną twarz, biorę plecak i wychodzę z kabiny. Podchodzę do umywalki, po czym obmywam twarz zimną wodą, niwelując odrobinę oznaki płaczu, a następnie wychodzę z łazienki, postanawiając jak najszybciej znaleźć Kamilę i porozmawiać z nią.
_______________________________________________________________________________________________________________________
Hej!
No to co? Kłopotów Dominiki ciąg dalszy. Przez następne kilka rozdziałów będzie się trochę działo, więc jeśli lubicie akcję, to mam nadzieję, że się nie zawiedziecie, zwłaszcza jeśli czekacie na rozwiązanie sytuacji z Marcelem, którego swoją drogą dawno nie było. Spokojnie, wrócimy do niego, więc czekajcie.
A, no i jeśli ktoś jeszcze nie zauważył, zmienione zostało zdjęcie Dominiki, również w bohaterach, nie tylko na zdjęciu, które dodaję po każdym rozdziale.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Marta, mama Kamili wie, gdzie trzyma pieprz. Po prostu w chaosie i zdenerwowaniu na chwilę zgubiła go z oczu. Jak coś, jest to możliwe, znam to z własnego doświadczenia.
Okay, źle to ujęłam, już poprawione. Poza Kami nikogo nie ma.
Nie powiedziałabym, że gotką. Bardziej zbuntowaną nastolatką.
Oj tak, czuję się już o wiele lepiej ^-^ A na Tlen wrócę, obiecuję! Najpóźniej w poniedziałek zostawię komentarz. Jeśli nie wywiążę się z umowy, możesz zrobić mi szlaban.
Wiesz, Dominice trochę trudno byłoby polecieć do Los Angeles, spotkać się z Kendallem, wyjaśnić to z nim i znowu się z nim rozstać, bo gdzieś tam w głębi jej serduszka Kendzio nadal jest jej najlepszym przyjacielem.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Do następnego.
Oglądam sobie zwiastun nowych Agengersów (niby wczesniej go już widziałam, ale teraz zobaczyłam, że jest z Polskim Dubbingiem), siedzę jak na szpilkach, przeżywam jak świnia drutowanie i tu bach... Przypomnienie. Pojawił się u Ciebie rozdział. No to przerywam i siadam do komputera.
OdpowiedzUsuńSerio, Dominika mogła je od razu wywalić do śmietnika jak Bóg przykazał.
Mamusia coś za szybko odpuściła.
Po co chować buty do szafki, skoro wkłada się je następnego dnia? Nie ogarniam tego.
Ta... Zawsze może schować się w łazience.
A do niego co znowu ma... Łoł... Nie za ostro?
I znowu. Łazienka.
Chwila... znają się dopiero trzy lata? Żartujesz, co nie? Myślałam, że gdzieś od przedszkola.
No, ale fakt, nie powinna z nią jeszcze o tym rozmawiać. Niech ochłonie.
Rozdział super! Czekem na nn! Pozdrawiam! Trzymaj się!
I masz to: https://www.youtube.com/watch?v=zALeRvLTfOc Pośmiej się trochę. Chociaż nie wiem, czy ogarniesz to poczucie humoru. Bo jest baardzo fanowskie. A ja lecę oglądać dalej. Paa!