Rozdział 38
3 DNI PÓŹNIEJ
*per. Dominiki*
To już dzisiaj. Dzisiaj jest pierwszy dzień matur. Dwa dni temu oficjalnie skończyłam liceum, a dziś stoję zestresowana przed salą, w której za kilka minut będę zdawać swój egzamin dojrzałości. Ściskam w dłoni dowód osobisty oraz butelkę wody i dwa długopisy, patrząc czy wszystkie znajome mi osoby zjawiły się w szkole. Dostrzegam wszystkich, oprócz tej jednej osoby, której tak naprawdę szukam.
Z Kamilą nie mam kontaktu od naszej kłótni. Nie odbiera telefonów, nie ma jej w domu, nie pojawiła się w ostatnich dniach szkoły, ani nie przyszła na zakończenie roku. Bardzo się o nią martwię, bo jeszcze nigdy nie milczała tak długo. Okay, zdarzały nam się kłótnie, ale zwykle po jednym, maksymalnie po dwóch dniach godziłyśmy się i wszystko było po staremu. A teraz? A teraz nawet nie wiem, czy przyjdzie na maturę, czy może zaprzepaści szansę, którą sama sobie stworzyła, biorąc się w ostatniej klasie ostro do nauki.
Coraz bardziej zdenerwowana zaczynam chodzić w kółko po korytarzu, zerkając co kilka sekund na drzwi wejściowe szkoły z nadzieją, że zaraz zobaczę w nich Kamilę. Na całe szczęście parę minut później moja przyjaciółka wchodzi do szkoły, a ja mogę odetchnąć z ulgą. Dziewczyna omiata wzrokiem korytarz, a następnie idzie pod salę, w której również ja mam pisać maturę. W gruncie rzeczy dobrze, że będziemy zdawać egzamin w tym samym pomieszczeniu. W takich okolicznościach na pewno szybciej złapię Kamilę i poproszę ją o rozmowę.
Widząc trójkę belfrów wychodzącą z pokoju nauczycielskiego szybkim krokiem zmierzam pod odpowiednią salę, posyłając mojej przyjaciółce przelotny uśmiech. Ona jednak nie odwzajemnia gestu. Gdy tylko zauważa, że na nią patrzę, kieruje swój wzrok w całkowicie przeciwną stronę. Jest aż tak zła za tamtą kłótnię?
Smutna daję jednej z nauczycielek dokument potwierdzający moją tożsamość, po czym wchodzę na salę i zajmuję odpowiednie miejsce, stawiając butelkę wody obok krzesła, a resztę rzeczy kładę na stoliku. Wiem, że teraz muszę maksymalnie skupić się na egzaminie, ale zachowanie Kami nie daje mi spokoju. Przecież to niemożliwe, żeby była aż tak zła. Znam ją nie od dziś. Nie uciekałaby wzrokiem, choćby nie wiem jak się na mnie wściekała. Coś jest nie tak.
Wbijam wzrok w ławkę, kątem oka obserwując Kamilę. Dziewczyna jednak zdaje się zachowywać normalnie. Nie wierci się, nie bawi się palcami, ani nie stuka długopisem o stolik, jak to robi większość stremowanych uczniów. Siedzi normalnie, patrząc wprost przed siebie i nawet nie wygląda na zestresowaną.
Po rozdaniu przez komisję arkuszy maturalnych przestaję zwracać uwagę na moją przyjaciółkę, skupiając się na zadaniach. Na szczęście nigdy nie miałam problemów z językiem polskim, więc szybko uwijam się z zadaniami zamkniętymi i przystępuję do czytania treści zadań otwartych.
Nagle jednak kątem oka dostrzegam, że nauczycielka przechadzająca się po sali zatrzymuje się obok ławki Kamili w momencie, w którym dziewczyna odkręca butelkę w wody z zamiarem wzięcia pierwszego łyku.
- Odłóżcie długopisy, egzamin przerwany. A Ty wstań i oddaj tę butelkę. - żąda nagle kobieta, szokując nas. Posłusznie jednak odkładamy nasze długopisy i obserwujemy dalszy rozwój wydarzeń.
- Coś nie tak? - pyta niepewnie Kami, oddając belferce wodę. Nauczycielka idzie z butelką do reszty komisji, przez co kilkadziesiąt sekund mija nam na słuchaniu zaciętej dyskusji, prowadzonej szeptem przez egzaminatorów. Zerkam na moją przyjaciółkę, która teraz stoi obok ławki ze wzrokiem wbitym w ziemię. Kami, coś Ty zrobiła?!
- No tak, jest tak jak myślałam, wniosłaś na salę wódkę. W tym momencie Twój egzamin zostaje unieważniony, a Ty idziesz prosto do Pani dyrektor. - oznajmia szefowa komisji tonem nieznoszącym sprzeciwu, a mnie wręcz wbija w krzesło. Wódka?! Czy ona zgłupiała?! Patrzę przerażona na Kamilę, wiedząc że dyrka na pewno wezwie policję. Muszę coś zrobić. Przecież, jeśli dyrektorka rzeczywiście wezwie policję, a jestem pewna, że to zrobi, dla Kamili to będzie koniec. Nie mogę do tego dopuścić, choćby nie wiem co.
Widząc, jak moja przyjaciółka zmierza wraz z nauczycielką w stronę drzwi zaczynam powoli wstawać, chcąc przyznać się do wrobienia Kami, chociaż to nieprawda. Dziewczyna jednak zauważa mój ruch i patrzy na mnie wzrokiem, mówiącym: "Nawet się nie waż." Patrzę na nią błagalnie, ale ona nie ustępuje.
- Dobra, niech ją Pani zostawi. To moja wina. - słyszę nagle zza pleców męski głos. Wzrok wszystkich pada na osobnika broniącego Kamili, a ja zamieram jeszcze bardziej zszokowana. Wybawicielem mojej przyjaciółki okazuje się być bowiem Marcel.
- Jak to Ty? - pyta skonsternowana nauczycielka.
- No normalnie. Założyłem się z kumplami, że podrzucę tej lasce wódkę zanim zacznie się matura. Jak widać się udało. - wyjaśnia chłopak z cwanym uśmieszkiem.
- Dobrze, w takim razie zapraszam Cię do dyrekcji, a Ty wróć na miejsce. - kobieta odsyła Kamilę do ławki i zabiera z sali Marcela. Patrzę z niedowierzaniem na moją przyjaciółkę, a ona w takim samym szoku patrzy na mnie. Obie doskonale wiemy, że chłopak nie miał z tym wszystkim nic wspólnego. Zastanawia mnie tylko, dlaczego wziął na siebie winę. Nie mam jednak czasu mocniej się nad tym zastanowić, bo egzamin zostaje wznowiony.
Kilkadziesiąt minut później matura z podstawy języka polskiego dobiega końca, a my możemy wyjść wreszcie z sali i zaczerpnąć świeżego powietrza. Ja jednak nie zamierzam wychodzić przed szkołę. Zamiast tego czekam cierpliwie na Kamilę, po czym łapię ją za rękę, a następnie idę z nią do toalety, chcąc na spokojnie porozmawiać o wydarzeniach ostatnich dni.
- Dlaczego to zrobiłaś? - pytam prosto z mostu, opierając się o drzwi jednej z trzech kabin.
- A co Cię to obchodzi? Przecież nie chcesz już się ze mną przyjaźnić. - twierdzi Kami, wbijając wzrok w okno znajdujące się po jej lewej stronie.
- Kto Ci tak powiedział? To nieprawda, ja... - zacinam się, nie wiedząc, jak wyjaśnić moje zachowanie. - Tęsknię za Tobą, okay? Wiem, że przesadziłam i przepraszam Cię za to. Nie chcę końca naszej przyjaźni. Budowałyśmy ją tak długo... Naprawdę chcesz pozwolić, żeby zniszczył to jakiś facet?
- Nawet nie wiesz, jak mi ulżyło. - szepcze dziewczyna, przenosząc na mnie wzrok, a w jej oczach dają się dostrzec łzy. Przytulam ją szybko i dobrą chwilę stoimy stęsknione w uścisku.
- A teraz powiesz mi, dlaczego to zrobiłaś? - pytam po kilku minutach, puszczając ją.
- Bo ja wiem? Chyba chciałam się troszeczkę wyluzować. Tak, wiem, to było głupie, niepotrzebne, mogłam zniszczyć sobie życie i bla, bla, bla... - przewraca oczami Kamila, widząc mój wzrok.
- Przynajmniej wiemy, że nie umiesz trzymać się z dala od kłopotów. - śmieję się cicho, na co moja przyjaciółka ponownie przewraca oczami. - A tak serio, nie sądzisz, że to trochę dziwne, że Marcel wziął na siebie winę?
- No właśnie, miałam go o to spytać. Może jeszcze jest w szkole, chodź. - zarządza dziewczyna, a następnie wybiega z toalety, ciągnąc mnie za sobą.
Ku naszemu zdziwieniu chłopak stoi przy drzwiach łazienki. Wygląda, jakby na kogoś czekał i to chyba my jesteśmy tym kimś, bo kiedy tylko nas zauważa, od razu podchodzi do nas z cwanym uśmiechem.
- Nie będziemy tutaj o tym rozmawiać. Przyjdźcie za dziesięć minut do piwnicy, wszystko Wam wyjaśnię. - oznajmia chłopak, zanim udaje nam się cokolwiek powiedzieć, czy zrobić, po czym kieruje się do piwnicy, zostawiając nas osłupiałe obok wejścia do toalety.
_______________________________________________________________________________________________________________________
Hej!
Jak widzicie coraz więcej zaczyna się dziać, no i tak, jak obiecałam, powróciła sprawa z Marcelem. W końcu to wyjaśnię, nie martwcie się.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Marta, moim zdaniem buty chowa się do szafki po to, żeby nie walały się po domu/pokoju, tylko grzecznie leżały w jednym miejscu i czekały, aż ktoś je założy.
Ta... to było odrobinkę za ostre, ale taki jest plan. W końcu udało i się pokazać, że cierpiwość Dominiki też ma granic i nie zawze będzie dla wszystkich milutka.
Nie, nie żartuje. Dziewczyny znają się dopiero od przeprowadzki Kamili do Warszawy, czyli około trzy lata.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*per. Dominiki*
To już dzisiaj. Dzisiaj jest pierwszy dzień matur. Dwa dni temu oficjalnie skończyłam liceum, a dziś stoję zestresowana przed salą, w której za kilka minut będę zdawać swój egzamin dojrzałości. Ściskam w dłoni dowód osobisty oraz butelkę wody i dwa długopisy, patrząc czy wszystkie znajome mi osoby zjawiły się w szkole. Dostrzegam wszystkich, oprócz tej jednej osoby, której tak naprawdę szukam.
Z Kamilą nie mam kontaktu od naszej kłótni. Nie odbiera telefonów, nie ma jej w domu, nie pojawiła się w ostatnich dniach szkoły, ani nie przyszła na zakończenie roku. Bardzo się o nią martwię, bo jeszcze nigdy nie milczała tak długo. Okay, zdarzały nam się kłótnie, ale zwykle po jednym, maksymalnie po dwóch dniach godziłyśmy się i wszystko było po staremu. A teraz? A teraz nawet nie wiem, czy przyjdzie na maturę, czy może zaprzepaści szansę, którą sama sobie stworzyła, biorąc się w ostatniej klasie ostro do nauki.
Coraz bardziej zdenerwowana zaczynam chodzić w kółko po korytarzu, zerkając co kilka sekund na drzwi wejściowe szkoły z nadzieją, że zaraz zobaczę w nich Kamilę. Na całe szczęście parę minut później moja przyjaciółka wchodzi do szkoły, a ja mogę odetchnąć z ulgą. Dziewczyna omiata wzrokiem korytarz, a następnie idzie pod salę, w której również ja mam pisać maturę. W gruncie rzeczy dobrze, że będziemy zdawać egzamin w tym samym pomieszczeniu. W takich okolicznościach na pewno szybciej złapię Kamilę i poproszę ją o rozmowę.
Widząc trójkę belfrów wychodzącą z pokoju nauczycielskiego szybkim krokiem zmierzam pod odpowiednią salę, posyłając mojej przyjaciółce przelotny uśmiech. Ona jednak nie odwzajemnia gestu. Gdy tylko zauważa, że na nią patrzę, kieruje swój wzrok w całkowicie przeciwną stronę. Jest aż tak zła za tamtą kłótnię?
Smutna daję jednej z nauczycielek dokument potwierdzający moją tożsamość, po czym wchodzę na salę i zajmuję odpowiednie miejsce, stawiając butelkę wody obok krzesła, a resztę rzeczy kładę na stoliku. Wiem, że teraz muszę maksymalnie skupić się na egzaminie, ale zachowanie Kami nie daje mi spokoju. Przecież to niemożliwe, żeby była aż tak zła. Znam ją nie od dziś. Nie uciekałaby wzrokiem, choćby nie wiem jak się na mnie wściekała. Coś jest nie tak.
Wbijam wzrok w ławkę, kątem oka obserwując Kamilę. Dziewczyna jednak zdaje się zachowywać normalnie. Nie wierci się, nie bawi się palcami, ani nie stuka długopisem o stolik, jak to robi większość stremowanych uczniów. Siedzi normalnie, patrząc wprost przed siebie i nawet nie wygląda na zestresowaną.
Po rozdaniu przez komisję arkuszy maturalnych przestaję zwracać uwagę na moją przyjaciółkę, skupiając się na zadaniach. Na szczęście nigdy nie miałam problemów z językiem polskim, więc szybko uwijam się z zadaniami zamkniętymi i przystępuję do czytania treści zadań otwartych.
Nagle jednak kątem oka dostrzegam, że nauczycielka przechadzająca się po sali zatrzymuje się obok ławki Kamili w momencie, w którym dziewczyna odkręca butelkę w wody z zamiarem wzięcia pierwszego łyku.
- Odłóżcie długopisy, egzamin przerwany. A Ty wstań i oddaj tę butelkę. - żąda nagle kobieta, szokując nas. Posłusznie jednak odkładamy nasze długopisy i obserwujemy dalszy rozwój wydarzeń.
- Coś nie tak? - pyta niepewnie Kami, oddając belferce wodę. Nauczycielka idzie z butelką do reszty komisji, przez co kilkadziesiąt sekund mija nam na słuchaniu zaciętej dyskusji, prowadzonej szeptem przez egzaminatorów. Zerkam na moją przyjaciółkę, która teraz stoi obok ławki ze wzrokiem wbitym w ziemię. Kami, coś Ty zrobiła?!
- No tak, jest tak jak myślałam, wniosłaś na salę wódkę. W tym momencie Twój egzamin zostaje unieważniony, a Ty idziesz prosto do Pani dyrektor. - oznajmia szefowa komisji tonem nieznoszącym sprzeciwu, a mnie wręcz wbija w krzesło. Wódka?! Czy ona zgłupiała?! Patrzę przerażona na Kamilę, wiedząc że dyrka na pewno wezwie policję. Muszę coś zrobić. Przecież, jeśli dyrektorka rzeczywiście wezwie policję, a jestem pewna, że to zrobi, dla Kamili to będzie koniec. Nie mogę do tego dopuścić, choćby nie wiem co.
Widząc, jak moja przyjaciółka zmierza wraz z nauczycielką w stronę drzwi zaczynam powoli wstawać, chcąc przyznać się do wrobienia Kami, chociaż to nieprawda. Dziewczyna jednak zauważa mój ruch i patrzy na mnie wzrokiem, mówiącym: "Nawet się nie waż." Patrzę na nią błagalnie, ale ona nie ustępuje.
- Dobra, niech ją Pani zostawi. To moja wina. - słyszę nagle zza pleców męski głos. Wzrok wszystkich pada na osobnika broniącego Kamili, a ja zamieram jeszcze bardziej zszokowana. Wybawicielem mojej przyjaciółki okazuje się być bowiem Marcel.
- Jak to Ty? - pyta skonsternowana nauczycielka.
- No normalnie. Założyłem się z kumplami, że podrzucę tej lasce wódkę zanim zacznie się matura. Jak widać się udało. - wyjaśnia chłopak z cwanym uśmieszkiem.
- Dobrze, w takim razie zapraszam Cię do dyrekcji, a Ty wróć na miejsce. - kobieta odsyła Kamilę do ławki i zabiera z sali Marcela. Patrzę z niedowierzaniem na moją przyjaciółkę, a ona w takim samym szoku patrzy na mnie. Obie doskonale wiemy, że chłopak nie miał z tym wszystkim nic wspólnego. Zastanawia mnie tylko, dlaczego wziął na siebie winę. Nie mam jednak czasu mocniej się nad tym zastanowić, bo egzamin zostaje wznowiony.
Kilkadziesiąt minut później matura z podstawy języka polskiego dobiega końca, a my możemy wyjść wreszcie z sali i zaczerpnąć świeżego powietrza. Ja jednak nie zamierzam wychodzić przed szkołę. Zamiast tego czekam cierpliwie na Kamilę, po czym łapię ją za rękę, a następnie idę z nią do toalety, chcąc na spokojnie porozmawiać o wydarzeniach ostatnich dni.
- Dlaczego to zrobiłaś? - pytam prosto z mostu, opierając się o drzwi jednej z trzech kabin.
- A co Cię to obchodzi? Przecież nie chcesz już się ze mną przyjaźnić. - twierdzi Kami, wbijając wzrok w okno znajdujące się po jej lewej stronie.
- Kto Ci tak powiedział? To nieprawda, ja... - zacinam się, nie wiedząc, jak wyjaśnić moje zachowanie. - Tęsknię za Tobą, okay? Wiem, że przesadziłam i przepraszam Cię za to. Nie chcę końca naszej przyjaźni. Budowałyśmy ją tak długo... Naprawdę chcesz pozwolić, żeby zniszczył to jakiś facet?
- Nawet nie wiesz, jak mi ulżyło. - szepcze dziewczyna, przenosząc na mnie wzrok, a w jej oczach dają się dostrzec łzy. Przytulam ją szybko i dobrą chwilę stoimy stęsknione w uścisku.
- A teraz powiesz mi, dlaczego to zrobiłaś? - pytam po kilku minutach, puszczając ją.
- Bo ja wiem? Chyba chciałam się troszeczkę wyluzować. Tak, wiem, to było głupie, niepotrzebne, mogłam zniszczyć sobie życie i bla, bla, bla... - przewraca oczami Kamila, widząc mój wzrok.
- Przynajmniej wiemy, że nie umiesz trzymać się z dala od kłopotów. - śmieję się cicho, na co moja przyjaciółka ponownie przewraca oczami. - A tak serio, nie sądzisz, że to trochę dziwne, że Marcel wziął na siebie winę?
- No właśnie, miałam go o to spytać. Może jeszcze jest w szkole, chodź. - zarządza dziewczyna, a następnie wybiega z toalety, ciągnąc mnie za sobą.
Ku naszemu zdziwieniu chłopak stoi przy drzwiach łazienki. Wygląda, jakby na kogoś czekał i to chyba my jesteśmy tym kimś, bo kiedy tylko nas zauważa, od razu podchodzi do nas z cwanym uśmiechem.
- Nie będziemy tutaj o tym rozmawiać. Przyjdźcie za dziesięć minut do piwnicy, wszystko Wam wyjaśnię. - oznajmia chłopak, zanim udaje nam się cokolwiek powiedzieć, czy zrobić, po czym kieruje się do piwnicy, zostawiając nas osłupiałe obok wejścia do toalety.
_______________________________________________________________________________________________________________________
Hej!
Jak widzicie coraz więcej zaczyna się dziać, no i tak, jak obiecałam, powróciła sprawa z Marcelem. W końcu to wyjaśnię, nie martwcie się.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Marta, moim zdaniem buty chowa się do szafki po to, żeby nie walały się po domu/pokoju, tylko grzecznie leżały w jednym miejscu i czekały, aż ktoś je założy.
Ta... to było odrobinkę za ostre, ale taki jest plan. W końcu udało i się pokazać, że cierpiwość Dominiki też ma granic i nie zawze będzie dla wszystkich milutka.
Nie, nie żartuje. Dziewczyny znają się dopiero od przeprowadzki Kamili do Warszawy, czyli około trzy lata.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Do następnego.
Dobra, teraz już nie wiem, która z nich jest bardziej zła.
OdpowiedzUsuńCzyli Kamila jest uosobieniem stoickiego spokoju... No, to zobaczymy.
Że co przepraszam? Kamila wniosła do sali... alkohol? No ja nie mogę, to juz niezła przeginka. Tylko jak ona to wyczuła? Ma nadnaturalny węch, czy jak? Oj, przecież wiesz, jak bardzo lubię Teen Wolfa.
Marcel? Marcel wziął na siebie winę Kamili? No jakim... Niby co on będzie z tego miał?
No, ale przynajmniej sobie porozmawiały. No może nie tak, jak by było... dobrze, ale przynajmniej pierwszy krok wykonany.
Rozdział super! Czekam na nn! Pozdrawiam!