Rozdział 29

*per. Moniki*
Siedzę po turecku na kanapie w salonie, trzymając na kolanach laptop. Na ścianie naprzeciwko mnie gra telewizor, a na ekranie przenośnego komputera widnieje moja konwersacja z Bridgit. Wspólnie zastanawiamy się, co odbiło Kendallowi, że tak nagle przypomniał sobie o Dominice, no i czy dziewczyna powinna wiedzieć o spotkaniu blondynki i Schmidta.
Szczerze mówiąc, gdyby ode mnie to zależało, Dominika nigdy nie dowiedziałaby się o nagłym zainteresowaniu Kendalla jej osobą. Przecież ona ma teraz maturę, szukanie studiów i pracę. Nie powinna mieć na głowie jeszcze gwiazdora.
Wzdycham cicho, słysząc dzwonek do drzwi. Odkładam laptopa na bok i niechętnie wstaję z kanapy, po czym kieruję się do wejścia. Jak się chwilę później okazuje, moim gościem jest Domi. Wpuszczam ją do wnętrza mieszkania, po czym wracam do salonu i ponownie siadam na kanapie, biorąc na kolana laptop. Szybko żegnam się z Bridgit, a następnie zamykam sprzęt i odkładam go na ławę, wyłączając jednocześnie telewizor, by chwilę później przenieść wzrok na moją kuzynkę. Po jej minie widzę, że stało się coś złego, więc patrzę na nią wyczekująco, z lekkim zaniepokojeniem.
- Widziałaś się dzisiaj z Kacprem? - pyta, siadając obok mnie.
- Nie, ale po Twojej minie wnioskuję, że Ty owszem, i że coś się stało, czyż nie? - zgaduję, niemal stuprocentowo pewna, że mam rację.
- Ma podbite oko i rozciętą brew. - wzdycha, kompletnie mnie tym zaskakując.
- Ale... ale jak? Kto mu to zrobił? - pytam zszokowana, a szatynka opowiada mi ostatnią godzinę spędzoną z siedemnastolatkiem. - Dobra, to już jest przesada. Trzeba ich ogarnąć zanim stanie się kolejna tragedia.
- Trzeba, ale jak? Wiesz, jacy są uparci. Nie dadzą sobie przemówić do rozumu, a zwłaszcza, jeśli to my miałybyśmy to zrobić. - twierdzi, z czym absolutnie się zgadzam. Rodzice Kacpra są bardzo uparci i, pomimo naszego wieku, mają mnie i Dominikę za małe dzieci.
- Tak, ale gdyby posłuchali Cię 10 lat temu, to może nie doszłoby do zaginięcia Bartka, więc może przynajmniej teraz Cię posłuchają. - sugeruję.
- Miałam 9 lat, uznali to za dziecięce fanaberie i wcale im się nie dziwię. - przypomina zrezygnowana.
- No dobrze, ale teraz masz 19 lat i powinni się już liczyć z Twoim zdaniem. Poza tym, widzę po Twojej minie, że masz przeczucie, że coś się stanie, a pragnę Ci przypomnieć, że Twoje przeczucia w dziewięćdziesięciu procentach się sprawdzają. - kończę dyskusję argumentem nie do zbicia. Faktem jest, że przeczucia Dominiki sprawdzały się już, kiedy była mała. Zawsze czuła, kiedy jej bliskim miało stać się coś złego. Taki tam "dar".
- To może ten sen też coś znaczył? - młoda zaczyna zastanawiać się na głos, wprawiając mnie w konsternację.
- Jaki sen? Kiedy? - pytam niepewnie, nie do końca wiedząc, czy powinnam o to pytać.
- Kilka dni temu. Śniło mi się, że jestem w jakimś pomieszczeniu. Na samym środku pomieszczenia stało krzesło, a na nim siedział... Bartek. - wzdycha. - Był związany, a jego twarz była zmasakrowana. Próbowałam go rozwiązać, ale przyszedł jakiś koleś, uderzył mnie czymś w tył głowy i sen się skończył.
- Ej, to jest trochę przerażające. I brzmi, jakby działo się w realu, a nie we śnie. No bo kurczę, kto tak dobrze pamięta swoje sny? - patrzę na Dominikę zaniepokojona.
- Ten sen rzeczywiście był bardzo realistyczny. - przyznaje dziewczyna. - Myślisz, że coś znaczył?
- Nie wiem, ale na razie nie skupiajmy się na tym, dobra? Teraz musimy ogarnąć rodziców Kacpra. - szybko zmieniam temat, nie chcąc dłużej myśleć o tym koszmarze.
Chwilę później kierujemy się do bloku, w którym mieszka nasze wujostwo. Znajduje się on tylko kilka ulic dalej, więc droga zajmuje nam niecałe 5 minut spacerkiem. Po dotarciu na miejsce dzwonię domofonem do zaprzyjaźnionej sąsiadki, prosząc o otworzenie drzwi, bo wiem, że żadne z rodziców Kacpra nie odebrałoby. Kobieta bez problemu wpuszcza nas do wnętrza budynku, za co pięknie jej dziękujemy, a następnie idziemy na odpowiednie piętro. Pukam dwa razy do drzwi mieszkania naszego wujostwa i czekam, aż ktoś nam otworzy. Po krótkiej chwili w drzwiach staje wysoki mężczyzna z nietęgą miną.
- Cześć wujku. Masz chwilę? - pytam z lekkim uśmiechem, próbując zachować optymizm.
- Cześć dziewczynki. Wybaczcie, ale to nie najlepszy moment. - twierdzi, a jego mina się nie zmienia.
- Okay, posłuchaj. Wiemy, że pokłóciliście się z ciocią i wiemy, co stało się Kacprowi. Musimy o tym porozmawiać zanim będzie za późno. - rezygnuję z mojego wcześniejszego optymizmu na rzecz przemówienia wujowi do rozsądku.
- No dobrze, wejdźcie. - wpuszcza nas do wnętrza dość małego, ale przytulnego mieszkania. - Tylko, jeśli chcecie porozmawiać też z ciocią, to musicie wyciągnąć ją z pokoju Bartka.
- Ja się tym zajmę. - słyszę nagle cichy głos Dominiki, która zdążyła już zdjąć buty i kieruje się do pokoju naszego starszego kuzyna. Ja natomiast idę z wujkiem do niewielkiego salonu. Siadam z nim na kanapie i zaczynamy czekać na ciocię. Nie chcę mówić niczego bez jej obecności. W końcu dotyczy to też jej syna.
Kilka minut później z pokoju Bartka wychodzi ciocia, a za nią idzie Domi. Ciocia ma zapłakane, zaczerwienione oczy. Pod oczami ma worki, przez co wygląda jakby nie spała od kilku dni i obawiam się, że rzeczywiście tak jest. Kobieta siada obok swojego męża i wyciera ślady łez z policzków.
- Dziewczynki, gdzie jest Kacper? Co się dzieje? - pyta załamanym głosem.
- Kacper jest u mnie i zostaje tam do jutra. - oznajmia Dominika. - Posłuchajcie, to wszystko zaszło już za daleko. Wy musicie iść na terapię, zrozumcie.
- Nie będziemy rozmawiać o naszej rodzinie z obcymi ludźmi. - protestuje wujek od razu po usłyszeniu słowa "terapia".
- Czyli lepiej, żeby ciągle było tak, jak teraz? Żeby ciągle były kłótnie? Żeby Kacper myślał, że bez niego byłoby lepiej? Żeby myślał, że jesteście ze sobą już tylko ze względu na niego? Pomyślcie przynajmniej o nim. On ma dopiero 17 lat, a przeżył pewnie więcej niż niejeden dorosły. On już sobie nie radzi, rozumiecie? To jest jeszcze dziecko, on Was potrzebuje. Was, Waszego wsparcia, ale przede wszystkim spokoju. - wybucham, zdenerwowana ich podejściem. Mówię wszystko to, co do tej pory bali się powiedzieć wujostwu inni, w obawie przed pogorszeniem sytuacji i stanu ciotki.
- Kacperek naprawdę myśli, że bez niego byłoby lepiej, i że jesteśmy razem tylko ze względu na niego? - kobieta patrzy na nas z niedowierzaniem, a w jej oczach na powrót pojawiają się łzy.
- Niestety tak. I właśnie dlatego zostaje dzisiaj u mnie. Wy musicie porozmawiać na spokojnie i zdecydować, co chcecie dalej zrobić, bo tak nie może dłużej być. Ja rozumiem, że jeszcze nie pozbieraliście się po tym, co stało się z Bartkiem, ale macie jeszcze drugiego syna. - Domi próbuje przemówić im do rozsądku.
- My nie wiedzieliśmy, że on się tak czuje. Nie chcieliśmy, żeby tak się czuł. Przecież my go kochamy nad życie, tak samo jak siebie nawzajem. Po prostu pogubiliśmy się w tym wszystkim. - ciocia wreszcie zaczyna wyznawać, co leży jej na sercu.
- I dlatego powinniście porozmawiać o tym wszystkim i przynajmniej spróbować to uporządkować. Tylko powinniście porozmawiać naprawdę na spokojnie, bez krzyków i awantur. - radzę, wiedząc że czasem nawet zwykła rozmowa potrafi bardzo pomóc.
- Dobrze dziewczynki. Dziękuję, że powiedziałyście nam to. Może dzięki temu uda nam się dotrzeć jakoś do Kacpra i naprawić naszą rodzinę. - nie ukrywa nadziei ciocia, powstrzymując płacz. Wujek natomiast nie odzywa się, patrząc w podłogę. Widać jednak, że nim też wstrząsnęło to, co usłyszał.
- To my już pójdziemy. Gdyby coś się działo, to dzwońcie. - proszę, nie bardzo wierząc, że uda im się porozmawiać bez krzyków.
- Dobrze. - wuja wstaje i odprowadza nas do drzwi, gdzie zakładamy buty. - Powiedzcie Kacprowi, że bardzo go kochamy, dobrze?
- Pewnie. - uśmiecham się lekko, po czym wraz z Dominiką wychodzę z mieszkania wujostwa, a chwilę potem z bloku. Drogę pokonujemy w całkowitej ciszy, każda zatopiona w swoich myślach. Kiedy docieramy na miejsce Domi żegna się ze mną i idzie do siebie, tłumacząc że ma dużo nauki do matury. W sumie jej się nie dziwię. Pamiętam, jak ja zdawałam egzamin dojrzałości. Siedziałam w książkach po uszy i ledwo udawało mi się połączyć to z pracą, a moja kuzynka nie dość, że się uczy, to jeszcze pracuje i ma czas na zajmowanie się rodzinnymi problemami.
Po zniknięciu Dominiki za rogiem wchodzę do mieszkania, a następnie zdejmuję buty, biegnę do pokoju, włączam muzykę i zaczynam ćwiczyć nową choreografię. Potrzebuję się wyluzować, a taniec jest dla mnie na to najlepszym sposobem.
_______________________________________________________________________________________________________________________
Hej!
Dzisiaj jest pierwszy rozdział napisany oczami Moniki, a będzie ich więcej, więc mam nadzieję, że ją polubiliście. A, no i w następnym rozdziale wrócimy do sprawy z dyrektorką, bo jędza już od dawna nie pojawiła się w żadnym rozdziale. No a teraz, standardowo, czas odpowiedzieć na komentarze z zeszłego piątku.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Marta, pomysł z notowaniem jest bardzo dobry, bo niedługo może zrobić się tu pomieszanie z poplątaniem. Znaczy, nie chcę tego, ale może dojść do etapu, w którym sama się w tym wszystkim pogubię, bo historie dziewczyn są odrobinkę zawiłe.
Wiesz, obawiam się, że gdyby Dominika zaciągnęła Kacpra do lekarza, byłby on nieźle wkurzony. Poza tym, siedemnastolatek miał już gorsze obrażenia od podbitego oka i rozciętej brwi.
Tak, zamknęła drzwi na klucz, ale Kacper, po tym, co stało się jego bratu, nie zrobiłby nic głupiego, nie chcąc dokładać swoim rodzicom dodatkowych problemów.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Do następnego.

Komentarze

  1. Okey, widzę, że tutaj więcej wątków jest bardziej złożonych niż myślałam. Wiem, trochę się to zdanie nie składa, ale powoli zaczynam mieć mętlik w głowie. Gdybym miała telefon lepszej jakości, czytałabym to na lekcjach z których jestem zwolniona i na serio zanotowała sobie wszystko od początku, a poza tym czasu brak.
    Chwila... to ona wie jeszcze o zaginięciu tego Bartka? Proszę, proszę... wygląda na to, że Monika tez ma więcej tajemnic niż na początku mogło się wydawać. Każdy tutaj ma tajemnice. No po prostu cudownie. Wiem, że tak ma być ciekawiej, ale uważaj, żeby to Ci się nie wymknęło spod kontroli, bo jak napiszę „to się nie trzyma kupy”, znaczy, ze się właśnie wymknęło.
    Sprawdzają w stu procentach? Co to, jakaś banshee jak Lydia, czy co?
    Jean Grey. Serio, muszę zajrzeć do tych starych notatek sprzed przeszłości, która nadejdzie. Coś tam powinno być.
    Ach te polskie fanaberie... czasami odnoszę wrażenie, że niektórzy dorośli są ulepieni z tej samej gliny. Matko, ile ja to już razy słyszałam...
    Ale tego nie okazują.
    I to tyle? Beż żadnego „A co Wy możecie o tym wiedzieć, lepiej zajmijcie się szkołą, to są sprawy dorosłych”?
    Na razie się wstrzymam z oceną, czy ją lubić, czy nie, bo oglądałam dzisiaj jedną recenzję i tam ta kobieta powiedziała, że lepiej nie oceniać całego sezonu po pierwszym odcinku.
    Może wkurzony, ale Dominika przynajmniej byłaby spokojniejsza, bo strach pomyśleć, co by się okazała, gdyby na prawdę coś się poważnego działo. Trzymaj się! Cześć!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Wydarzenia przedstawione w opowiadaniu są jedynie wytworem mojej wyobraźni i nie miały miejsca w realnym świecie.
Wszelkie zbieżności imion i nazwisk są przypadkowe.
Niektóre informacje zostały zmienione na potrzeby opowiadania.
Enjoy! :D

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 72

Rozdział 53

Rozdział 68