Rozdział 31

*per. Kamili*
Po kilkuminutowej przerwie wracam do sali, gdzie dyrektorka i kuratorka dyskutują o wynikach ankiety. Zajmuję swoje miejsce i czekam na resztę klasy, która zjawia się chwilę potem. Po zajęciu przez uczniów ławek kobiety przestają ze sobą rozmawiać. Obie stają na środku klasy i patrzą na nas, czekając aż ustaną wszystkie szepty. Nie zajmuje to długo, bo wzrok Pani dyrektor skutecznie ucisza wszystkich w sekundę.
- No dobrze moi drodzy, skoro wszyscy zajęli już miejsca, to porozmawiamy sobie o wynikach ankiet, które wraz z naszym dzisiejszym gościem zdążyłam już sprawdzić. - oznajmia dyrektorka, omiatając wszystkich wzrokiem.
- No właśnie, tak jak powiedziała już Pani dyrektor, na tej godzinie podyskutujemy o Waszych odpowiedziach, które wpisaliście na arkuszach. Otóż, niemal wszystkie odpowiedzi w ostatnich pytaniach były pozytywne, oprócz jednej. Gdzie jest Kamila Wójcik? - kuratorka wypowiada moje nazwisko i już wiem, że będzie się działo.
- Tutaj jestem. - podnoszę rękę, uśmiechając się pod nosem.
- Wstań. - rozkazuje Pani kurator, przenosząc na mnie wzrok.
- Po co? - pytam kpiąco z coraz większym uśmiechem.
- Chcę porozmawiać o Twoich odpowiedziach. - oznajmia, więc niechętnie wstaję. - Po pierwsze ankieta była anonimowa, a Ty jako jedyna się podpisałaś. Dlaczego?
- Bo nie jestem tchórzem i nie potrzebuję ukrywać mojego zdania pod płaszczykiem anonimowości. - odpowiadam jak gdyby nigdy nic.
- No dobrze, ale w takim razie dlaczego skłamałaś? - pyta kobieta, wywołując u mnie szok.
- Słucham? - patrzę na nią z niedowierzaniem, nie wiedząc, co powiedzieć.
- Wszyscy o pracy Pani dyrektor wypowiedzieli się pozytywnie, tylko Ty miałaś zastrzeżenia i to jeszcze tak poważne. Oczywistym więc jest, że musiałaś skłamać, tylko nie rozumiem po co. - wyjaśnia kobieta, jeszcze bardziej zadziwiając mnie swoim tokiem myślenia.
- A skąd ma Pani pewność, że to oni powiedzieli prawdę? Przecież moje zarzuty jasno mówią o zastraszaniu uczniów przez Panią Wójcik. Naprawdę Pani myśli, że zastraszone osoby powiedzą prawdę o swoim oprawcy i to jeszcze w jego obecności? I od razu uprzedzam Pani pytanie, anonimowość ankiet nie ma tu nic do rzeczy. Pani dyrektor może przecież po wizytacji porównać pisma uczniów z ankietami, więc tak czy tak, jeśli ktokolwiek napisałby cokolwiek złego na jej temat, miałby kłopoty. - mówię zdenerwowana, a kuratorka nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, traci wszystkie argumenty.
- No cóż, skoro tak twierdzisz, to zapewne masz dowody na naganne zachowanie Pani Wójcik, czyż nie? - kobieta próbuje mnie zagiąć, sądząc że da radę udowodnić swoją rację, ale jedyne co jej się udaje, to rozbawienie mnie.
- Owszem, mam dowody. Jednym z nich jest nagranie, które dostarczyłam do kuratorium, składając na Panią dyrektor skargę. Chce Pani obejrzeć je jeszcze raz czy odpuścimy sobie tę szopkę i przejdziemy od razu do rzeczy? - pytam ze sztucznym uśmiechem, obserwując diametralną zmianę w wyrazach twarzy obu kobiet.
- Ależ to tylko jeden dowód. Nie mogę nic na jego podstawie zrobić. - oburza się Pani kurator i już wiem, że ma z dyrką jakieś układy.
- Naprawdę? A mnie się wydaje, że jednak Pani może. Na nagraniu dokładnie widać i słychać, jak szanowna Pani Wójcik krzyczy na jedną z uczennic. Jeśli jednak ten argument do Pani nie przemawia, to może zechce Pani zauważyć, że Pani dyrektor rzuciła okularami o ziemię, zdeptała je i wyrzuciła do kosza, co nazywa się zniszczeniem mienia, a to podlega kodeksowi karnemu. Czyn ten Pani Wójcik popełniła w obecności wielu świadków, więc jest to wykroczenie uwłaczające godności nauczyciela, a co za tym idzie Pani dyrektor naruszyła art. 9 ust. 1 pkt 2 ustawy z 26 stycznia 1982 r. - Karta nauczyciela, dlatego powinna natychmiastowo zostać odwołana ze stanowiska. - mówię, zadziwiając wszystkich znajomością prawa.
- Dobrze, w takim razie porozmawiamy o tym po lekcjach, a teraz...
- Dlaczego? - przerywam jej. - Dlaczego chce Pani rozmawiać o tym po lekcjach? Pani dyrektor naruszyła prawo, więc powinna ponieść konsekwencje od razu, a Pani obowiązkiem jest do tego doprowadzić. W ogóle, to powinno się stać po zobaczeniu pierwszego uchylenia, a nie po jakichś ankietach, które nawet nie powinny mieć miejsca.
- Rozumiem, jednak chciałabym dokończyć wizytację i dopiero po niej podjąć decyzję o ewentualnym odwołaniu Pani Wójcik ze stanowiska. - twierdzi kuratorka, spoglądając na Panią dyrektor.
- Dobrze, kiedy kończy się wizytacja? - pytam, zastanawiając się, co łączy te kobiety.
- Za dwie godziny. - oznajmia, wodząc dyskretnie wzrokiem pomiędzy mną, a dyrektorką.
- Wspaniale, w takim razie będę czekać przed gabinetem Pani Wójcik. - uśmiecham się kpiąco i zajmuję z powrotem swoje miejsce, nie czekając na pozwolenie żadnej z kobiet. Reszta lekcji przebiega wyjątkowo spokojnie, jednak w pewnym momencie u wysłanniczki z kuratorium udaje mi się zauważyć coś bardzo dziwnego. Jej ręce lekko drżą, a usta są zupełnie wysuszone - typowe objawy zestresowania. Ponadto kobieta co kilka sekund zerka na dowódczynię naszego liceum dość zaniepokojonym wzorkiem. Czyżby Pani dyrektor miała za uszami coś więcej niż tylko gnębienie uczniów? Szczerze mówiąc, wygląda mi to szantaż - albo nie zostanie odwołana ze stanowiska, albo kuratorka poniesie konsekwencje. Okay, na razie to tylko moje domysły, ale w sumie Wójcik byłaby zdolna do wszystkiego, byleby tylko postawić na swoim.
Po kilkunastu pozostałych minutach lekcji wychodzę z sali, kierując się do szafki. Dzień dopiero niedawno się zaczął, a ja już mam dość. Szczerze mówiąc, myślałam że pójdzie łatwiej. Sądziłam, że dzięki nagraniu dostarczonego do kuratorium i temu, co napisałam w ankiecie dyrektorka zostanie od razu wydalona. No cóż, może i nawet by się tak stało, gdyby nie to, że moja klasa to zwykli tchórze.
Wzdycham cicho i otwieram swoją szafkę, po czym chowam do niej niepotrzebne już książki, wyciągając te potrzebne, kiedy nagle daje się słyszeć dźwięk włączanego radiowęzła wraz z głosem Pani dyrektor wzywającej mnie do siebie. Oj, ktoś się zdenerwował... Uśmiecham się pod nosem, a następnie zamykam szafkę i kieruję się powolnym, spokojnym krokiem do najważniejszego pomieszczenia w szkole.
Kilka minut później pukam do odpowiednich drzwi i naciskam klamkę, otwierając je. Pani dyrektor chodzi zdenerwowana po gabinecie. Wchodzę pewnym krokiem do pomieszczenia, zamykając drzwi i staję naprzeciwko rządzącej szkołą, krzyżując ramiona na piersi.
- No nareszcie jesteś. Dłużej iść się nie dało? Jesteś tak samo powolna jak Twoja matka. - mówi ze złością, a ja powstrzymuję się od powiedzenia czegoś bardzo nieodpowiedniego.
- Czego chcesz? - pytam przez zaciśnięte zęby, patrząc na nią z nienawiścią.
- Posłuchaj gówniaro, nie odbierzesz mi tej posady rozumiesz? Twoja matka jeden sens życia już mi zabrała, a teraz Ty chcesz zabrać mi drugi, ale tym razem na to nie pozwolę. Nie pozwolę znowu zniszczyć mi życia, rozumiesz? - kobieta podchodzi coraz bliżej, celując we mnie palcem.
- Nie no, nie wierzę. Czekaj, czy ja dobrze rozumiem? Do tej pory nienawidzisz mamy i wyżywasz się na mnie, bo nadal rozpamiętujesz to, że mój ojciec wybrał ją, a nie Ciebie? - pytam rozbawiona, dopiero teraz orientując się, dlaczego Wójcik tak się w stosunku do mnie zachowuje.
- Tak, bo Twój ojciec najpierw spotykał się ze mną, a Twoja matka uwiodła go, bo mnie nienawidziła. - twierdzi kobieta, a ja nie wiem, czy mam się śmiać, czy płakać.
- Po pierwsze, to nie jest wina mamy, że ojciec wybrał ją, a po drugie ona Cię kochała i skoczyłaby za Tobą w ogień. To Ty się od niej stopniowo odwracałaś. Zresztą, Ty odwróciłaś się od wszystkich oprócz swojej mamusi, która jest taka sama jak Ty. - mówię zgodnie z tym, co opowiadała mi mama.
- Zrobiłam to, bo tylko ona zawsze mnie wspierała i była po mojej stronie. Poza tym, chcę Ci tylko przypomnieć, że moja mama i mama Twojej matki, to jedna i ta sama osoba. - twierdzi, przypominając mi o moim pochodzeniu.
- Wiesz, na całe szczęście już od kilku lat jest nią tylko na papierze, tak samo jak Ty jej siostrą. A teraz przepraszam, ale mam lekcje, więc muszę iść. Zobaczymy się za dwie godziny podczas oficjalnego potwierdzenia Twojej porażki. - odwracam się na pięcie i wychodzę z gabinetu, mijając się w drzwiach z Panią kurator. Szybkim krokiem idę do sali, starając się opanować wściekłość, która ogarnęła mnie po przypomnieniu sobie o więzach krwi łączących mnie z dyrektorką.


DWIE GODZINY PÓŹNIEJ


Wychodzę z sali i biegnę pod biuro dyrki, wymijając pozostałych uczniów. Złość na szczęście zdążyła na matematyce ustąpić skupieniu i zmęczeniu, więc będę mogła delektować się decyzją urzędniczki i miną mojej ciotki, kiedy ją usłyszy. Zbiegam po schodach potrącając przez przypadek kilkoro chłopaków, ale nie obchodzi mnie to. Muszę zdążyć.
Pod gabinet docieram w momencie, w którym wychodzą z niej oczekiwane przeze mnie kobiety. Staję naprzeciwko nich i w ciszy patrzę na Panią kurator, czekając aż zacznie mówić. Ona natomiast przez kilka pierwszych sekund niepewnie patrzy na Panią dyrektor i dopiero potem przenosi wzrok na mnie.
- No dobrze, nie przedłużajmy. Podczas wizytacji nie zauważyłam żadnych uchybień w zachowaniu Pani Wójcik, więc nie widzę powodu, dla którego miałabym odwoływać ją ze stanowiska. - oznajmia urzędniczka, a mi rzednie mina.
- Chyba sobie Pani żartuje! A co z tym nagraniem?! - pytam zszokowana i wściekła zarazem.
- Krzyk na pewno spowodowany był gorszym dniem Pani Wójcik, a co do okularów, uzgodniłyśmy że Pani Wójcik je odkupi. - twierdzi, odbierając mi mowę.
- No właśnie Kamila, więc Twoja mała wojna właśnie dobiegła końca. - uśmiecha się szeroko dyrka, patrząc na mnie z satysfakcją.
- Mylisz się. Wojna dopiero się zaczęła. - mówię z nienawiścią, po czym wychodzę ze szkoły nie zważając nawet na to, że lekcje jeszcze się nie skończyły.
_________________________________________________________________________________
Hej!
Witam Was po miesięcznej przerwie od blogowania, pisania i udzielania się w Internecie (oprócz maila i portali społecznościowych). Jeju, nawet nie wiecie, jak się stęskniłam. Mogłabym się o tym rozpisać, ale nie chcę Was zanudzić, o czym wspomniałam też już na drugim blogu (TUTAJ). Jedyne, co chcę jeszcze powiedzieć to to, że na tamtym blogu w przyszłym tygodniu pojawi się pierwsza od dłuższego czasu recenzja, więc serdecznie Was na nią zapraszam.
A co do tego rozdziału, to wreszcie zaczynają wyjaśniać się niektóre sprawy i sytuacje, więc mam nadzieję, że się z tego cieszycie, ale spokojnie, przed Wami jeszcze dużo do odkrycia.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Marta, Kamila nie mówi "zapewne" na co dzień. Po prostu chciała zabrzmieć poważniej w rozmowie z urzędniczką.
No cóż, sprawa z nazwiskiem została już wyjaśniona, ale o tym, gdzie jest ojciec Kamili jeszcze nie powiem. Jedyne co mogę zdradzić w tym temacie to to, że wszystko wyjaśni się po poznaniu przez główne bohaterki BTR. Oczywiście nie od razu, ale planuję to zrobić właśnie w tym okresie (no chyba że wymyślę lepszy sposób na przekazanie tego, ale wątpię, więc trzymajmy się wersji z BTR). Jednak jeśli znajdziesz jakieś wskazówki, czy będziesz miała jakieś pomysły co do tego, to napisz mi na maila. Jak zgadniesz, to potwierdzę i będziesz wiedziała przedpremierowo.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Do następnego.

Komentarze

  1. Serio, Kamila nadaje się na polityka. Tak przegadać zawodowca.... Sprowadziła babę do parteru. Dosłownie.
    Serio, chyba zakuwała ten tekst. Czułam się jak na lekcji u typa od PO, ale trzeba zauważyć, że gość miał być prawnikiem, a wyszło jak wyszło.
    Czemu po protu nie wywalą z klasy tego wampira na kilka minut? Wiesz o co mi chodzi.
    Serio to ją cieszy?
    Serio, trzeba jej pogadać o Gimlim i Legolasie. Ach, uwielbiam tę dwójkę! Jak tak ma wyglądać męska przyjaźń, to ja chcę być facetem!
    Przynajmniej sobie szczerze porozmawiały. Chociaż ja bym, tego rozmową nie nazwała. Co najwyżej wyrzuceniem sobie żalów w emocjach. I po kiego grzyba ona w ogóle wyciąga te sprawy.
    Chociaż, jeśli ojciec Kamili był kiedyś z dyrcią i z mamą Kamili, a obie noszą to samo nazwisko, to znaczy, że Kamila ma nazwisko panieńskie swojej matki. Tylko dlaczego?
    Dobra, ale tego ostatniego nie powinna mówić przy kuratorce.
    Nie od razu? A po trzydziestym rozdziale, to jest od razu? No weź proszę Cię...
    Wiesz co... Na razie nie mam siły na zgadywanie. Na moim blogu cicho, mimo że puściłam dwie notki, nikt się nie odzywał (dlatego Cię zapraszam) i jeszcze ma kilka odcinków do obejrzenia.
    Rozdział super! Czekam na nn! Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Wydarzenia przedstawione w opowiadaniu są jedynie wytworem mojej wyobraźni i nie miały miejsca w realnym świecie.
Wszelkie zbieżności imion i nazwisk są przypadkowe.
Niektóre informacje zostały zmienione na potrzeby opowiadania.
Enjoy! :D

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 53

Rozdział 68

Rozdział 55