Rozdział 50

*per. Kendalla*
- Musimy pogadać. - oznajmiam, wchodząc z Bridgit do gabinetu mojego managera.
- Co się znowu stało? - pyta mężczyzna, odrywając wzrok od ekranu komputera.
- Masz załatwić nam wywiad na temat wczorajszych zdjęć, teraz. - mówię stanowczo, mając dość pytań o związek mój i Bridgit, które napływają tysiącami na moje portale społecznościowe.
- W tej sprawie nie mogę zrobić nic bez managera Bridgit, a manager Bridgit umówił się ze mną na jutro. Dlatego idźcie teraz do domu i nie narażajcie się na kolejny napad, bo nie mam ochoty odwiedzać was potem w szpitalu, albo co gorsza na cmentarzu. Jasne? - mężczyzna ponownie wraca do komputera.
- Czyli co, mamy się teraz ukrywać w domu do końca życia? To jest niewykonalne, zwłaszcza przy zawodzie, jaki wykonujemy. Poza tym, kolesie którzy na nas napadli, zostali aresztowani, więc nie rozumiem, co jeszcze nam niby grozi. - wtrąca się zirytowana Bridgit.
- Posłuchajcie, też chciałbym, żeby to było takie proste, ale z ustaleń policji wynika, że to jakaś grubsza akcja. Podobno ci kolesie należą do jakiejś większej szajki, więc policja musi najpierw wyciągnąć od nich nazwiska pozostałych. Dopiero, kiedy aresztują wszystkich, będziemy mieli pewność, że nic już wam nie grozi. - twierdzi mój manager, zaskakując nas.
- No dobrze, ale przecież możesz załatwić ochronę na czas wywiadu, prawda? - wpadam na kolejny pomysł.
- Nie mogę nic zrobić bez managera Bridgit, jasne? - mężczyzna ponownie wraca do komputera, a Bridgit wyciąga telefon i wybiera numer swojego managera. Chwilę później aktorka niezbyt przyjemnym tonem rozmawia przez telefon, dając managerowi do zrozumienia, że jeśli nie przyjdzie tutaj w ciągu godziny, to może pożegnać się z pracą. Rany, chyba jeszcze nigdy nie widziałem jej tak stanowczej.
O dziwo stanowcza Bridge czyni cuda, bo już po niespełna półgodzinie nasi managerowie obdzwaniają stacje telewizyjne, załatwiając nam wywiad na żywo w jednym z wieczornych programów. Jedna ze stacji zgadza się na zastąpienie nami jednego z punktów programu, więc jedyne, co musimy zrobić, to dotrzeć na plan o ósmej wieczorem.
Zadowoleni wychodzimy z biura mojego managera, ale mnie ciągle nie daje spokoju kilka rzeczy. Widzę, że Bridgit jak najszybciej chciałaby znaleźć się w domu i przygotować się na wywiad, ale to może być moja jedyna szansa na wyciągnięcie od niej jakichś informacji, więc nie mogę tego zaprzepaścić.
- Ej? - zaczynam niepewnie, spoglądając na nią. - Pamiętasz, po co wczoraj przysiadłem się do ciebie w kawiarni?
- Kendall, nie dam ci namiarów na Dominikę. - mówi Bridge, patrząc na mnie ze znudzeniem.
- Posłuchaj, jesteś moją jedyną szansą. Wszystkie inne sposoby zawiodły, a ja naprawdę chcę spotkać się z Domi. - patrzę błagalnie na blondynkę, mając nadzieję, że coś zdziałam.
- Jak to inne sposoby zawiodły? Jakie sposoby? - pyta zdziwiona, wchodząc do windy.
- Nie ma jej na żadnym portalu społecznościowym, a uwierz mi, przeszukałem wszystkie. W ogóle w Internecie nie ma po niej śladu, a jej stary numer telefonu nie działa. Jej rodziców zresztą też nie. Na liście od niej nie było jej adresu, a to była ostatnia szansa na samodzielne skontaktowanie się z nią. - wyjaśniam smutny.
- Nadal masz stare numery telefonów jej i jej rodziców? - pyta zszokowana.
- Nie tylko numery zachowałem. - mówię zgodnie z prawdą, patrząc na jej zdziwienie. - Chodź, pokażę ci.
Jakiś czas później docieramy do domu, który dzielę z przyjaciółmi. Kiedy wchodzimy do środka okazuje się, że wszyscy są w domu. Widocznie woleli dmuchać na zimne i nie narażać się na napad. Mówię tylko krótkie "Cześć", po czym prowadzę Bridgit do mojego pokoju.
Dziewczyna siada na łóżku, a ja wyciągam karton ze zdjęciami oraz laptop z filmikami z dzieciństwa. Pokazuję wszystko zszokowanej blondynce, mając nadzieję, że może to jakoś przekona ją, żeby mi pomogła.
- Wow, tobie naprawdę zależy. - uśmiecha się lekko Bridgit, przeglądając zdjęcia.
- To jak? Pomożesz? - pytam z nadzieją.
- Wpadnij do mnie po wywiadzie, to dostaniesz numer Domi. - dziewczyna wstaje z łóżka i podchodzi do drzwi, a ja nie wierzę w swoje szczęście.
- Ej, a dlaczego dopiero po wywiadzie? - pytam zdziwiony.
- Chcesz dostać ten numer, czy nie?
- Okay, okay. Nic już nie mówię. - podnoszę ręce w geście poddania, a ona uśmiecha się i wychodzi.
Nie mogę uwierzyć, że naprawdę się zgodziła. Naprawdę będę miał numer Dominiki. Będę mógł z nią porozmawiać i wszystko jej wyjaśnić. Może nawet uda nam się odnowić naszą przyjaźń?
Uśmiecham się lekko na tę myśl i, widząc że do wywiadu zostało jeszcze dość dużo czasu, odpalam filmik, na którym uczyłem Domi jazdy na deskorolce. Ciekawe, czy do tej pory jeździ.

KILKA GODZIN PÓŹNIEJ

Wraz z Bridgit czekam już za kulisami na nasze wejście. Managerowie zdążyli już pouczyć nas, żebyśmy uważnie słuchali pytań, bo niektóre mogą być podchwytliwe. W ogóle zachowują się tak, jakbyśmy pierwszy raz w życiu udzielali wywiadu. Rozumiem, że martwią się o nasz wizerunek, ale bez przesady. Mamy przecież własny rozum i wiemy, co nam wolno, a czego nie powinniśmy mówić publicznie.
Kilka minut później wchodzimy z Bridgit na plan, machając publiczności, przy udziale której nagrywany jest cały wywiad. Siadamy na kanapie naprzeciwko prowadzącej programu i czekamy na pierwsze pytania. Oczywiście na początku rozmowa jest całkiem przyjemna, a dziennikarka ani razu nie wspomina o wczorajszej aferze. Dopiero po paru miłych pytaniach temat schodzi na napad i plotki odnośnie mojego związku z Bridgit. Wyjaśniamy wszystko, obalając prawdziwość wszystkich tekstów, które pojawiły się od wczoraj w Internecie.
Cały wywiad trwa jakoś około godziny, po której jadę wraz z Mendler do jej domu. Mam nadzieję, że naprawdę da mi wreszcie ten numer telefonu. Zresztą, po co inaczej miałaby zapraszać mnie do siebie? Przecież nie ma innego powodu, prawda?

*per. Dominiki*
Jestem w drodze do domu Bridgit, która wysłała mi wiadomość z prośbą, żebym przyjechała najszybciej, jak mogę. Nie wiem, co się dzieje, ale trochę się boję, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, co stało się wczoraj. Z drugiej jednak strony Bridgit też pracuje w agencji, więc gdyby działo się coś poważnego, to przecież umiałaby się obronić, prawda?
Przemierzam ulice Los Angeles, wpatrując się w ekran telefonu. Przez wywiad Bridgit i Kendalla, który skończył się kilka minut temu, w Internecie dosłownie zawrzało. Jedni wierzą w to, co zostało powiedziane w rozmowie, a inni wciąż są przekonani, że Bridge i Kend są razem, tylko po prostu chcą to ukryć. Nie rozumiem logiki tych osób, bo nie rozumiem, dlaczego niby Schmidt i Mendler mieliby ukrywać swój związek.
Mimo wszystko ten wywiad był naprawdę dobrym pomysłem, bo przez chwilę sama zaczęłam wierzyć w to, że Kendall i Bridgit naprawdę są razem. Dobrze, że zostało to wyjaśnione i mam nadzieję, że ten temat zostanie niedługo przez wszystkich zapomniany. Wyobrażam sobie, jak uciążliwe musi to być dla Kenda i Bridge. Sława musi być męcząca...
Dzwonię do drzwi domu Mendler i już po chwili jestem przez nią ściskana, jakbyśmy nie widziały się przez co najmniej rok. Odwzajemniam uścisk i wchodzę do środka, a Bridgit z szerokim uśmiechem zamyka za mną drzwi. O nie... znam ten uśmiech i nie wróży on nic dobrego.
- Co kombinujesz? - pytam niepewnie, szykując się do ucieczki.
- Wiesz, tak sobie pomyślałam, że może chciałabyś pogadać z Kendallem, bo wiem, że za nim tęsknisz, więc zaprosiłam go tutaj. - oznajmia Bridgit jak gdyby nigdy nic.
- Co zrobiłaś?! - patrzę na nią zszokowana.
- Teraz Kendall jest w sklepie, więc masz jakieś 5 minut, żeby się przygotować. - stwierdza z uśmiechem, a mój oddech gwałtownie przyspiesza.
- Nie, nie ma takiej opcji. Nie zostanę tutaj. - puszczam się biegiem w stronę drzwi, ale Bridgit łapie mnie mocno za nadgarstek i ciągnie na kanapę. Próbuję wyrwać się z jej uścisku, ale moje próby spełzają na niczym. Już chcę wygarnąć Mendler, co o tym myślę, kiedy nagle drzwi do domu otwierają się, a ja zamieram.
- Nie było truskawkowej, więc kupiłem malinową. - mówi Kendall, patrząc na opakowanie herbaty, które trzyma w ręce. Chwilę potem podnosi wzrok, a nasze oczy spotykają się. Kend patrzy zdziwiony to na Bridgit, to na mnie, a ja mam wrażenie, że zaraz zejdę.
Moje ręce zaczynają drżeć i nie mogę wydusić z siebie słowa, kiedy mój oddech gwałtownie przyspiesza, żeby chwilę potem całkowicie ustać. Czuję, że robię się blada i próbuję zaczerpnąć powietrza, modląc się, żeby nie zemdleć.
_________________________________________________________________________________
No hej!
Po pierwsze, przepraszam za opóźnienie, ale Internet odmówił mi posłuszeństwa. Wybaczcie.
Po drugie, nie mogę uwierzyć, że to już 50 rozdział! Kiedy to minęło?! Nie mam pojęcia, jakim cudem jesteśmy już przy takiej liczbie, ale pamiętam, że kiedyś pisałam, że Kendall i Domi spotkają się w rozdziale 50 i słowa dotrzymałam. Chciałam, żeby ten rozdział był chociaż troszkę specjalny, więc postanowiłam, że rzeczywiście właśnie w tym rozdziale ponownie się spotkają.
Po trzecie, dziękuję Wam za to, że dotarliśmy do tego rozdziału. Gdyby nie Wy, przestałabym publikować, no ale to chyba wiecie. Jestem Wam bardzo wdzięczna za to, że czytacie te moje wypociny.
No i po czwarte, proszę nie zabijać mnie za zakończenie. Wiem, nie powinnam była tak kończyć, ale nie mogłam się powstrzymać. Poza tym, hej! spotkali się i chyba to jest najważniejsze, prawda? Prawda?!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Marta, to prawda. Domi zostawiła w Warszawie kilka rodzinnych problemów. Czy wróci do Polski? Tego jeszcze nie wiem, ale jest to możliwe.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Do następnego!

Komentarze

  1. Stanowczy Kendall jest dziwnie... stanowczy.
    Nie. Lepiej udać swoją śmierć i spierniczać gdzie pieprz rośnie.
    czy Kendall na serio jest tak niedoinformowany, czy po prostu lubi się płszaczyć? Serio gościu, idź się leczyć.
    "Wpadnij do mnie po wywiadzie, to dostaniesz numer Domi." - czy tylko mi to zdanie brzmi jak żądanie okupu?
    Serio? Przez chwilę uwierzyła? A może to niebyłby taki zły pomysł, co? Jakby trochę poudawali, a potem udali, że zerwali? To by było fajne marketingowo.
    Dobra, kiepski żart.
    Dobra, myślałam, że będzie większa katastrofa. A ja mam uśmiech od ucha do ucha i mam nadzieję, że następny rozdział będzie wcześniej niż normalnie, bo czuję, że będzie śmiesznie.
    Rozdział super! Trzymam kciuki! Bądź zdrowa! Rozdział super! Trzymaj się! Hej!
    I uważaj, bo jeszcze uwierzę. Niemożliwe, żebyś pisała na aż takim spontanie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Wydarzenia przedstawione w opowiadaniu są jedynie wytworem mojej wyobraźni i nie miały miejsca w realnym świecie.
Wszelkie zbieżności imion i nazwisk są przypadkowe.
Niektóre informacje zostały zmienione na potrzeby opowiadania.
Enjoy! :D

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 72

Rozdział 53

Rozdział 55