Rozdział 52

*per. Dominiki*
Wchodzę po cichu do mieszkania i opieram się plecami o drzwi. Nie mogę uwierzyć w to, co stało się tej nocy. Do końca życia będę wdzięczna Bridgit za zaaranżowanie tego spotkania.
- No nareszcie! Gdzieś ty była?! - słyszę nagle wściekły głos Moniki.
- U Bridgit. - odpowiadam rozmarzonym tonem.
- Całą noc? - pyta ze zdziwieniem Kamila.
- Nie. Byliśmy jeszcze w pizzerii i na mieście. Ach... było cudownie. - wzdycham szczęśliwa, wchodząc do swojej sypialni.
- My? - dziewczyny idą za mną. - Jacy my?
- Ja i Kendall. - uśmiecham się szeroko, siadając na łóżku.
- Ty i... Kendall? Kendall Schmidt? - dopytuje z niedowierzaniem Monika, na co przytakuję.
- No to gadaj, co tam się wydarzyło! Chcemy wiedzieć wszystko ze szczegółami! - podekscytowana Kamila siada obok mnie, ciągnąc za sobą zszokowaną Monię.
Przez następną godzinę ze szczegółami opowiadam dziewczynom przebieg spotkania z Kendallem. Mówię o wszystkim, co wydarzyło się w nocy, dosłownie się rozpływając. Jejku, już dawno nie byłam tak szczęśliwa. Aż dziwne, że przy Kendzie zachowywałam się normalnie. To znaczy, mam nadzieję, że zachowywałam się normalnie...
Kiedy dziewczyny wychodzą z pokoju, kładę się na łóżku i przykrywam się kołdrą. Poziom podekscytowania zaczyna spadać, a nieprzespana noc daje się we znaki. Cicho ziewam, zamykając oczy. Pomimo zmęczenia nie mogę jednak zasnąć. Przed oczami cały czas mam ten uroczy uśmiech Kenda, a w głowie ciągle słyszę jego głos. Już wiem, że nie zasnę.
Zmęczona otwieram oczy i sięgam po telefon. Odblokowuję go, po czym loguję się na social media i zaczynam je przeglądać. Jak to zwykle bywa, nie ma tam nic szczególnie ciekawego, ale przynajmniej czas szybciej leci. Szybko jednak rezygnuję z bezsensownego przeglądania portali społecznościowych i odkładam telefon. Siadam znudzona na łóżku, zastanawiając się, co zrobić, ale kompletnie nie mam pomysłu.
- O cholera, Domi! - słyszę nagle z salonu krzyk Kamili. - Domi, chodź tu szybko!
Zdziwiona wstaję z łóżka i szybkim krokiem wychodzę z pokoju. Niepewnie podchodzę do dziewczyn, wgapiających się w ekran telewizora. Przenoszę wzrok na lecący akurat program plotkarski i zamieram.
- Kendall Schmidt, wokalista zespołu Big Time Rush, wczoraj w jednym z programów wieczornych tłumaczył się z domniemanego romansu z Bridgit Mendler. Kendall w wywiadzie przyznał, że z Bridgit łączą go tylko stosunki koleżeńskie, a sam Schmidt jest singlem. Wygląda na to, że młody gwiazdor znów będzie musiał się gęsto tłumaczyć. - zaczyna opowiadanie newsa reporterka. - Dzisiejszej nocy Kendall został bowiem przyłapany przez jednego z naszych reporterów na wędrówce po Mieście Aniołów. Chłopakowi towarzyszyła piękna dziewczyna. Para spacerowała nocą po ulicach Los Angeles, a później na kilka godzin zatrzymała się w całodobowej pizzerii, znajdującej się nieopodal studia nagraniowego Big Time Rush i wygląda na to, że świetnie się bawiła. Na sam koniec wokalista odprowadził swoją towarzyszkę do hotelu The Beverly Hills. Nie wiemy niestety, kim jest znajoma młodego gwiazdora. - kontynuuje kobieta, a na ekranie pojawiają się zdjęcia moje i Kendalla zrobione przez paparazzich. - Dziewczyna nie była dotychczas znana w mediach. Nigdy nie była również widziana z Kendallem. Czyżby Schmidt okłamał swoich fanów i potajemnie był w związku? A może romans dopiero wisi w powietrzu? Jeśli chcecie dowiedzieć się, co łączy młodego piosenkarza z piękną nieznajomą, koniecznie oglądajcie nasz program. Będziemy informować was na bieżąco.
Siadam zszokowana na kanapie, a Monika wyłącza telewizor. W głowie mam dosłownie chaos. Milion myśli bije się ze sobą, a ja nie umiem nad nimi zapanować. To wszystko nie tak miało być. To spotkanie nie miało się tak skończyć. Paparazzi nie mieli nas zobaczyć i nie mieli pokazać naszych zdjęć w telewizji. Jestem idiotką. Mogłam sprawdzić, czy nikt nas nie śledzi. W tym całym podekscytowaniu i szczęściu zupełnie zapomniałam, że przyjechałam tutaj chronić Kendalla. Nieważne, czy byłby to paparazzi, czy najgroźniejszy na świecie gangster - miałam go chronić i być czujna.
Nagle zza okna daje się słyszeć kliki aparatów i krzyki, a po chwili pukanie do drzwi naszego mieszkania. Patrzę przerażona na dziewczyny, nie wiedząc, co zrobić. Monika podbiega zszokowana do okna, a Kamila otwiera drzwi. Klikanie aparatów nasila się, a Kamila woła nas, żebyśmy jej pomogły. O nie...
Biegniemy z Moniką do przedpokoju, w którym stoją paparazzi. Mężczyźni próbują dostać się do mieszkania, a Kamila stara się zamknąć im drzwi przed nosem. Podbiegamy z Monią do drzwi i we trzy usiłujemy zatrzasnąć je, zanim nachalni dziennikarze zdołają wpakować nam się do mieszkania.
W końcu jakimś cudem udaje nam się wyrzucić niechcianych gości. Przerażona osuwam się po drzwiach i siadam na podłodze, uspokajając przyspieszony oddech. Chwilę później dziewczyny siadają obok mnie, wpatrując się tępo w przestrzeń.
- Co teraz będzie? - pytam cicho, nie mając pojęcia, co zrobić.
- Będą kłopoty. - stwierdza Kamila.
- Musimy uciekać. - mówi nagle Monika, wstając gwałtownie z podłogi. Patrzymy na nią zdziwione, nie rozumiejąc, co chce zrobić. - Są dwie opcje: albo dzwonimy do szefa i ryzykujemy, że przyśle nam tu kogoś, kogo sfotografują paparazzi, albo znajdujemy miejsce wolne od tych hien, uciekamy z hotelu i biegniemy do agencji.
- Druga opcja jest zdecydowanie lepsza, ale nie znajdziesz miejsca wolnego od paparazzich, jeśli wciąż będą barykadowali nam drzwi. - stwierdza Kami, z czym w zupełności się zgadzam.
- A kto powiedział, że musimy wydostać się przez drzwi? Przecież mamy jeszcze okna. - uśmiecha się cwanie Monika.
Kilka minut później zarzucamy na ramiona firmowe plecaki, wyglądając przez okno w pokoju Kamili. O dziwo paparazzi nie otoczyli całego hotelu, więc mamy pole do ucieczki. Zarzucam na głowę kaptur od bluzy, a Monika podaje mi okulary przeciwsłoneczne. Zakładam je niechętnie i biorę w dłoń pistolet, w którym znajduje się lina z hakiem. Naciskam spust, dzięki czemu hak zahacza się o parapet, a ja mogę bezpiecznie i cicho zejść po ścianie. Staję na chodniku, po czym chowam pistolet do plecaka i ruszam biegiem przed siebie, a chwilę później dołączają do mnie również dziewczyny.
We trzy pędzimy ulicami Los Angeles, zmierzając do budynku agencji. Nie zwracamy uwagi na zmęczenie, ani na ciążące na naszych ramionach plecaki. Wszystkie mamy świadomość, że musimy jak najszybciej dostać się na miejsce i porozmawiać z szefem. W innym wypadku możemy zostać zadręczone przez wścibskich paparazzich żądnych afer lub, co gorsza, możemy zostać przez nich zdemaskowane, a wtedy cały plan weźmie w łeb.
Po jakimś czasie docieramy wreszcie do budynku agencji, gdzie zostajemy poinformowane, że szef już na nas czeka. Przerażone zaistniałą sytuacją i zmęczone bieganiem wsiadamy do windy i jedziemy na ostatnie piętro. Po wyjściu z windy idziemy pod gabinet szefa, gdzie zastajemy Browna. Mężczyzna wita się z nami, po czym podaje nam butelki wody, za które jesteśmy mu niezmierne wdzięczne. Po ugaszeniu pragnienia Brown odbiera od nas butelki, a następnie wpuszcza nas do gabinetu szefa.
- Dzień dobry. - chórkiem witamy się z naszym przełożonym, który jak zawsze siedzi przy swoim biurku.
- Dzień dobry dziewczęta, usiądźcie. - mężczyzna wydaje polecenie, które od razu spełniamy. - Dominika... chciałabyś mi coś powiedzieć?
- Przepraszam? - mówię niepewnie, trochę bojąc się konsekwencji nocnego spotkania z Kendallem.
- Niezły początek. Wyjaśnij mi teraz, co się wczoraj stało. - prosi szef.
- Bridgit zaaranżowała wczoraj moje spotkanie z Kendallem, bo wiedziała, że chcielibyśmy odzyskać kontakt, który straciliśmy w dzieciństwie. Chwilę gadaliśmy u niej w domu, a potem razem z Kendallem poszłam do całodobowej pizzerii, żeby nadrobić stracone lata. Na koniec Kend odprowadził mnie do hotelu i tyle. - wyjaśniam wszystko.
- Wierzę, że nie wspomniałaś mu o agencji. - mówi szef, co potwierdzam. - No dobrze, to teraz musimy zrobić coś z tymi paparazzi.
- Ma szef jakiś pomysł? - pyta Kamila.
- Owszem. Po prostu na jakiś czas Dominika zniknie z powierzchni ziemi i z oczu wścibskich hien. - oznajmia mężczyzna jak gdyby nigdy nic.
- Jak to zniknie? - dopytuje zaniepokojona Monika.
- Do czasu ucichnięcia afery pomieszka sobie tutaj, w naszej agencji. Potem odeślemy ją do domu, a jej obowiązki przejmie Ashley Jensen. Oczywiście wiąże się to też z zerwaniem wszelkich kontaktów z Kendallem.
- Co?! Nie zgadzam się! - zszokowana zrywam się z krzesła i zaczynam kierować się w stronę drzwi, nie mając zamiaru zrywać kontaktu z Kendem.
- Nie musisz się zgadzać, to jest rozkaz. - oznajmia stanowczym tonem szef, a do gabinetu wchodzi Brown. - Teraz pójdziesz z panem Brownem do swojego nowego pokoju, ale najpierw oddaj telefon.
- Co?! Nie może pan! - zaczynają przekrzykiwać się dziewczyny, stając w mojej obronie.
- Mogę i robię to. No już Dominika, telefon. - mężczyzna wyciąga rękę, a ja nie mając wyjścia i trochę bojąc się tego, co może zrobić mi Brown, niechętnie oddaję swój telefon.
Chwilę później zostaję wyprowadzona z gabinetu szefa w akompaniamencie krzyków dziewczyn, które zapewniają, że wyciągną mnie z tego. Przerażona zjeżdżam windą do piwnicy agencji, gdzie znajdują się pokoje. Zazwyczaj mieszkają w nich pracownicy, którzy są potrzebni w agencji przez całą dobę. Nie wiedziałam tylko, że mogą mieszkać tutaj też pracownicy, którzy coś przeskrobali.
Brown prowadzi mnie do pokoju, znajdującego się na samym końcu długiego korytarza. Wzdycham cicho i wchodzę do niewielkiego pomieszczenia. Szare ściany, jednoosobowe łóżko, szafa i niewielka lampa zawieszona na suficie to jedyne, co znajduje się w pokoju. Szczerze mówiąc, bardziej przypomina to jakąś celę.
- Jak długo będę musiała tu być? - pytam zrezygnowana.
- Myślę, że jakieś dwa tygodnie, ale przez ten czas możesz poruszać się tylko i wyłącznie po budynku. Wieczorem przyniosę ci twoje rzeczy. - oznajmia Brown, wychodząc.
Kiedy drzwi zamykają się za mężczyzną, w pomieszczeniu robi się zupełnie ciemno. Zapalam lampę i siadam załamana na łóżku. Nie mam pojęcia, co teraz będzie, ale wiem, że nie mogę wyjechać. Muszę za wszelką cenę chronić Kendalla. Nie mogę pozwolić, żeby kolejny napad zakończył się sukcesem, a wiem, że taki napad będzie miał miejsce. Czuję to. Muszę szybko coś wymyślić, bo inaczej Kendall za moją nieuwagę zapłaci najwyższą cenę.
_______________________________________________________________________________________________________________________
Hej!
Właśnie przeczytaliście rozdział, z którego jestem naprawdę dumna. Nie dość, że pisanie go przyszło mi z niezwykłą łatwością, to jeszcze coś zaczęło się dziać, a na dodatek przebiłam barierę półtora tysiąca słów, więc jest naprawdę fajnie. Mam nadzieję, że Wam też spodobał się ten rozdział.
Aha, jeszcze jedno. Jeśli dialogi są podkreślone, oznacza to, że bohaterowie mówią po polsku. Zapomniałam o tym wspomnieć pod rozdziałem 49, gdzie wykonałam taki zabieg, wybaczcie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Marta, jeśli chodzi o to, że Kendall nie rozpoznał Domi, to cóż, skoro przez 11 lat jej nie widział, to w sumie mu się nie dziwię.
To nie byłoby w stylu Dominiki. Plaskacza sprzedałaby mu Kamila.
No trochę tak.
Raspberry1351, witam Cię serdecznie na blogu. Z późniejszej części Twojego komentarza wnioskuję, że czytałaś go już wcześniej, więc mam nadzieję, że teraz będę mogła czytać także Twoje komentarze.
No cóż, jak widzisz, nie jest lepiej. Wręcz przeciwnie, jest dość słabo.
A jakiego zakończenia się spodziewałaś? Jakie miałaś pomysły na ich spotkanie?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Do następnego.

Komentarze

  1. No oczywiście, że chcą znać wszystkie szczegóły. W końcu każdy z nas na to czekał. Wiesz, co za "my", wiem to.
    O rety... Za szybko to wszystko. Już Domi jest w wiadomościach? Tak po prostu podała się jak na talerzu? No bez jaj! Tak łatwo się zdemaskowała? Czemu nie powiedziała Kendallowi: "Możemy gdzieś razem iść, ale nie w miejsce publiczne uczęszczane przez tłumy ludzi"? Myślę, że nie zrobiłoby my się przykro, bo pomyślałby, że chce mu oszczędzić problemów.
    A może... To jest idealna przykrywka? Jak w Chucku. To oczywiste, że jako dziewczyna Kendalla, Domi mogłaby się wokół niego kręcić i nikt by nic nie podejrzewał. Na pewno tego nie oglądałaś?
    Wygląda, jakby uciekały przed policją, a nie fotoreporterami.
    Serio nie widzą tego potencjału? Idioci.
    Nadal są idiotami. Dziewczyny pracują dla bandy idiotów. Gdyby nie byli idiotami za pewno by to wykorzystali.
    Aaa... Tak z tego wybrnęłaś... Ja kolorowałam literki, Ty podkreślasz słówka.
    Rozdział super! Czekam na nn! Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka!
    Nie było mnie długo T.T. Wiem, ale postaram się już być, chociaż maturalna i prawko to nie lada wyzwanie.
    Biedna. Nawet nie chcę myśleć, jaki bałagan ma K3. Masakra. To jeden wielki minus z bycia sławnym. Mieszkała w agencji? No bez jaj. Spać w pracy?;D
    Nie daj się!
    Czekam!
    Postaram się już być.
    Pozdrawiam!
    xo

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Wydarzenia przedstawione w opowiadaniu są jedynie wytworem mojej wyobraźni i nie miały miejsca w realnym świecie.
Wszelkie zbieżności imion i nazwisk są przypadkowe.
Niektóre informacje zostały zmienione na potrzeby opowiadania.
Enjoy! :D

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 72

Rozdział 53

Rozdział 55