Rozdział 33

*per. Kendalla*
Jestem w drodze do domu po kilkudniowym pobycie u rodziców. Taki wyjazd z miasta w sumie dobrze mi zrobił. Odetchnąłem, przemyślałem niektóre rzeczy na spokojnie, a co najważniejsze wreszcie spotkałem się z rodzinką, której już dość dawno nie widziałem. Żałuję, że nie mogę spotykać się z nimi częściej niż raz na kilka miesięcy, ale cóż, taka praca. Zazwyczaj muszę być na miejscu, gotowy na nagrywanie nowej piosenki.
W tej branży prawie nigdy nie ma dokładnych dat. Po prostu, kiedy któryś z nas napisze dobrą piosenkę, dzwonimy do managera i jedziemy do studia nagrywać. Czasami chciałbym to wszystko rzucić i zaszyć się gdzieś, gdzie nie będę rozpoznawalny, ale tak naprawdę są to tylko chwile słabości. Dobrze wiem, że nigdy w życiu nie rzucę muzyki. Za bardzo kocham to robić, żeby ot tak to zostawić i zająć się czymś innym, chociaż nie powiem, większą ilością wolnego czasu bym nie pogardził.
Wzdycham cicho i parkuję na dobrze mi znanym podjeździe, po czym wysiadam z auta, wyjmując z niego niewielką torbę z ubraniami i podstawowymi środkami higieny, takimi jak pasta do zębów czy szczoteczka.
Wchodzę do domu już od progu słysząc śmiechy dochodzące z salonu. Czuję, że coś mnie ominęło, ale tak szczerze, to chyba nie chcę wiedzieć, co. Teraz najbardziej mam ochotę przemknąć po cichu do mojego pokoju i odespać nocki zawalone przy konsoli z braćmi. Nie jest mi to jednak dane, bo żeby dostać się do mojego pokoju muszę niestety przejść obok salonu.
- Kendall, nareszcie jesteś! No ile można na Ciebie czekać? Miałeś być już wczoraj. A zresztą, nieważne. Chodź i siadaj brachu. Co tam u Twojej rodzinki? - pyta z szerokim uśmiechem James, który chyba dostał małego słowotoku.
- A Ty co taki podekscytowany? Halston jest w ciąży, czy o co chodzi? Co mnie ominęło? - siadam na kanapie, patrząc niepewnie na szatyna.
- Haha, nie. Listy od fanek przyszły. - chłopak wskazuje na dość duży wór, stojący w rogu pomieszczenia, a jego uśmiech z każdą chwilą robi się coraz większy. No tak, zapomniałem, że kiedy dostajemy co miesięczną porcję wiadomości od Rusherek, to właśnie James cieszy się najbardziej. Czasami mam wrażenie, że ta dostawa poczty jest dla niego niczym Gwiazdka dla małego dziecka.
- No to świetnie stary, a mogę przynajmniej odnieść do pokoju rzeczy? - wskazuję na leżącą w przedpokoju torbę, odrywając na chwilę wzrok od Maslowa.
- No co Ty, nie ma na to czasu, później odniesiesz. - słyszę głos przyjaciela, a kiedy z powrotem na niego patrzę, on siedzi już z workiem listów na kolanach. Teleportował się, czy jak? Wzruszam ramionami, po czym usadawiam się wygodniej na sofie i biorę do ręki pierwszy list, otwierając go.
Kolejne godziny mijają nam na czytaniu korespondencji od fanek z całego świata. Ich listy są do siebie bardzo podobne, a zarazem bardzo inne. Niektóre dziewczyny piszą krótko i zwięźle, prosząc jedynie na końcu o autograf, a inne zwierzają się nam ze swoich problemów. To w sumie miłe wiedzieć, że ktoś Ci ufa, nie znając Cię na co dzień.
Uśmiecham się lekko, kończąc zapoznawać się z treścią kolejnego listu, kiedy nagle z przedpokoju daje się słyszeć pisk i dość cichy huk. Szybko odkładamy listy i jak jeden mąż patrzymy w tamtą stronę. Z salonu na szczęście przedpokój widoczny jest w całej swojej krasie, dzięki czemu możemy dostrzec siedzącą na ziemi Halston, trzymającą się za stopę. Obok niej leży moja torba z ubraniami, co nie wróży zbyt dobrze.
- Kto postawił tu tę głupią torbę?! - krzyczy Sage, podczas gdy James pomaga jej wstać.
- Przepraszam bardzo, ale Twój chłopak nie pozwolił mi zanieść jej na górę. - bronię się, zanim cała złość blondynki skupi się na mnie.
- To ja Ci pozwalam, ale masz to zrobić teraz, a nie za dwie godziny, jasne? - dziewczyna patrzy na mnie morderczym wzrokiem, a następnie kieruje się do swojego pokoju, głaszcząc po drodze Fox'a, który przybiegł, zwabiony hałasem. Ja natomiast czym prędzej wstaję i zanoszę torbę do swojej sypialni, nie chcąc, żeby Alex'ie przytrafiło się to samo, co Halston, bo ona już mi nie odpuści.
Kiedy wracam do salonu na stole leży już tylko jedna koperta, a na moim kanapowym miejscu siedzi Fox, wpatrując się z postawionymi uszami w nieotwarty jeszcze list. Biorę więc pieska na ręce i zajmuję z powrotem swoje miejsce, sadzając zwierzę na kolanach, po czym biorę do ręki lekko różowawą kopertę i przelatuję wzrokiem po zawartych na niej informacjach. Nadawca nieznany? Nie powiem, trochę to dziwne, no ale nic. Może po prostu ktoś był tak zaaferowany, że zapomniał wpisać swoich danych? Takie rzeczy przecież się zdarzają, prawda? Z lekkim niepokojem otwieram kopertę, z której wyciągam równie różową kartkę. Okay, ktoś tu bardzo lubi ten kolor. No nic, jedziemy z tym.

"Cześć Kendall!
Jedynym powodem, dla którego do Ciebie piszę jest chęć wyrzucenia z siebie tego wszystkiego, co chcę powiedzieć Ci przez ostatnie lata. Nie spodziewaj się więc listu od fanki z wychwalaniem Cię, bo niczego takiego tu nie znajdziesz.
Wiesz co Ci powiem? Jesteś zwykłym dupkiem Schmidt! Ufałam Ci jak nikomu innemu, a Ty mnie okłamałeś i zostawiłeś na pastwę losu. Wiesz, jak bardzo ośmioletnią dziewczynkę boli strata najlepszego przyjaciela? Strata, która miała nigdy nie nadejść? Strata, o której nie wiedziała, chociaż mogła? Tyle razy pytałam Cię, czy wszystko w porządku. Tyle razy prosiłam, żebyś powiedział mi, jeśli coś się dzieje. Ty jednak milczałeś. Milczałeś nawet wtedy, kiedy powiedziałam Ci wprost, że o wszystkim wiem. A nie, wtedy nie milczałeś. Wtedy postanowiłeś mnie okłamać, a ja głupia Ci uwierzyłam.
Tamtego ranka, kiedy obudziłam się, a Ciebie nie było, moje całe życie runęło jak domek z kart. I to nawet nie dlatego, że mnie okłamałeś, ale dlatego, że rodzice powiedzieli mi o Twoim wyjeździe. O wyjeździe, o który dzień wcześniej Cię pytałam. O wyjeździe, który miał być tylko wymysłem Twoich rodziców na postraszenie mnie.
Po Twoim wyjeździe odechciało mi się wszystkiego, wiesz? Nie chciałam pić, jeść, spać, bawić się, czy chodzić do szkoły. Chodziłam, bo musiałam, ale z radosnej dziewczynki, zamieniłam się w smutną, błąkającą się po korytarzach masę. Na lekcjach zaczęłam siadać w ostatniej ławce, na przerwach stałam sama, gdzieś z boku, patrząc jak moi rówieśnicy świetnie się bawią. Nieraz zdarzało się, że przestawałam kontrolować emocje i wybuchałam płaczem. Nieważne, czy byłam w trakcie pisania ważnego sprawdzianu, czy stałam osamotniona na szkolnym boisku. To zdarzało się wszędzie. Rodzice nawet chcieli wysłać mnie do psychologa, wiesz? Ja jednak nie chciałam, bo w głębi serca ciągle wierzyłam, że za chwilę wrócisz. Że nie wyjechałeś na zawsze. Że będzie jak dawniej.
Ze stratą Ciebie poradziłam sobie chyba dopiero jakoś na początku gimnazjum. Wtedy już byłam wyśmiewana przez rówieśników, którzy w podstawówce widzieli mój płacz. Wytykali mnie palcami, obgadywali, śmiali się. A ja? A ja wkładałam słuchawki w uszy i zamykałam oczy, starając się nie zwracać na nich uwagi. Czasem zamykałam się w łazience, czasem zostawałam w sali lekcyjnej. W skrócie, robiłam wszystko, aby jak najmniej przebywać z ludźmi. Chyba po prostu nie chciałam za bardzo się do nikogo przywiązywać, żeby znów nie zostać zraniona, tak jak zostałam przez Ciebie. W sumie, robię to nadal. Nadal nie rozmawiam ze zbyt wieloma ludźmi, ale chcę z tym skończyć. Chcę wreszcie być normalna. Chcę być taka, jaka przez Ciebie nie potrafiłam być.
Teraz kończę już ten list, tak samo jak kończę z Tobą Schmidt. Dzięki napisaniu tego wszystkiego wreszcie mogę zamknąć pewien rozdział i zacząć żyć normalnie. Ty już dawno zapomniałeś o mnie, więc ja chcę zapomnieć o Tobie.
Żegnaj,
Domi."
Wpatruję się z niedowierzaniem w zapisaną kartkę papieru, czując że robi mi się słabo. Mrugam kilka razy, mając wrażenie, że treść listu jest wynikiem mojego przemęczenia i za chwilę na jego miejscu pojawi się zwyczajna wiadomość od fanki, ale tak się nie dzieje. Naprawdę dostałem list od Domi. Mojej Domi.
Jak za mgłą słyszę głosy chłopaków. Chyba pytają, czy wszystko w porządku, ale nie jestem do końca pewien. Chwilę potem ktoś podaje mi szklankę z wodą, a Fox zaczyna szczekać. Dopiero wtedy udaje mi się oderwać wzrok od lekko różowej kartki i spojrzeć na moich współlokatorów. Odbieram od Alexy szklankę wypełnioną do połowy przezroczystą cieczą i upijam trochę, próbując się uspokoić, ale nic to nie daje. Myślami wciąż wracam do tego, co przed chwilą przeczytałem. Dominika mnie nienawidzi. Skończyła ze mną. To boli, ale wiem, że sobie na to zasłużyłem. Okłamałem ją i zraniłem.
Nie zważając na pytania chłopaków idę do pokoju, w ręku nadal ściskając list. Nie wierzę, że to naprawdę koniec. Nawet nie zdążyłem jej przeprosić, czy wyjaśnić czegokolwiek. Teraz nie mam już szansy. I nie będę jej miał.
_______________________________________________________________________________________________________________________
No hej!
Jako że to już 33 rozdział, postanowiłam zacząć wyjaśniać i ujawniać niektóre sprawy. Cieszycie się? Ja w sumie też. Tak w ogóle, spodziewaliście się, że Dominika napisze do Kendalla list, w którym wszystko mu wygarnie, czy może raczej myśleliście, że załatwią to twarzą w twarz?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Marta, Kamila jest znacznie bardziej dojrzała niż sądzisz.
Nie szefem. Współpracownikiem.
No wiesz, musiałam jakoś pokazać, że pomimo wszystko się dogadują i mama Kamili wcale nie jest taka zła.
Twoja teoria niestety nie jest poprawna.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Do następnego.

Komentarze

  1. Kendall odetchnął, to dobrze.
    Przydałaby mu się peleryna-niewidka. James jest zbyt wyluzowany jak na kogoś, kto ma mieć dziecko lada chwila. Ale to chyba przez to, że ostatnio widziałam reakcję 19-latka, który się dowiedział, że jego dziewczyna wpadła. Nie ważne...
    Tak się przyglądam Jamesowi i myślę... On nie ma przypadkiem jakiegoś ADHD, czy coś w tym rodzaju?
    Listy od Rusherek: Międzynarodowy telefon zaufania.
    A Sage jest chyba trochę wredna. Bo jak będzie wredna, to przyda jej się szałwia. Wiesz, to taki żart z serii "śmieszne, ale tylko po angielsku". Nie powinnam tak często zaglądać do tej książki.
    Ale mu wygarnęła... A ona na pewno napisała ten lis? Bo po tej szopce sprzed kilku rozdziałów to by było nawet logiczne. Z resztą, powinnam spasować z tymi teoriami.
    Serio można być czyjąś fanka z takim urazem?
    A Kamila to co?
    Kendall myśli, że ma haluny. Serio, i kto tu naćpał się tojadu , chyba, ze jest pełnia, to już całkiem zmieni postać rzeczy (jak chcesz, żebym Ci to wyjaśniła, to napisz maila).
    Aż mu się słabo zrobiło... No, nieźle....
    Rozdział super! Czekam na nn! Pozdrawiam i przypominam o jednorazówce na Tlenie: http://youre-my-oxygen.blogspot.com/2018/01/nic-nie-dzieje-sie-przypadkiem-oneshot.html#comment-form

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Wydarzenia przedstawione w opowiadaniu są jedynie wytworem mojej wyobraźni i nie miały miejsca w realnym świecie.
Wszelkie zbieżności imion i nazwisk są przypadkowe.
Niektóre informacje zostały zmienione na potrzeby opowiadania.
Enjoy! :D

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 72

Rozdział 53

Rozdział 55