Rozdział 20

*per. Kamili*
Siedzę na parapecie, wpatrując się w krople deszczu, rysujące wzorki na szybie zamkniętego okna. W moich uszach znajdują się słuchawki, z których płyną pierwsze dźwięki jednej z moich ulubionych piosenek, czyli "Intermission" zespołu Big Time Rush. Idealnie pasuje do mojego dzisiejszego nastroju i pogody, panującej na zewnątrz.
Wzdycham cicho i odrywam wzrok od okna, przenosząc go na zegar w telefonie. Piąta. Szybko zleciała ta noc. Przecieram zmęczone oczy i znów zaczynam wpatrywać się w strugi deszczu. Tej nocy w ogóle nie mogłam spać. Ciągle myślałam o dzisiejszej konfrontacji mojej mamy i dyrektorki. Okropnie boję się, co wydarzy się podczas rozmowy, zważywszy na to, że kobiety nie pałają do siebie nawet najmniejszą sympatią. Za każdym razem, kiedy się spotykają, co robią najrzadziej, jak się da, wybucha awantura. I o ile moja mama stara się być spokojna i nie zwracać uwagi na docinki pani dyrektor, o tyle czasami po prostu puszczają jej nerwy. Zaczynają wtedy na siebie wrzeszczeć, wytykając sobie wszystko, co kiedykolwiek zrobiły źle, a ja siedzę między nimi i słucham tych wszystkich wyzwisk, udając odważną. Prawda jest jednak taka, że mam wtedy ochotę po prostu uciec i nigdy nie wrócić, bo aż za bardzo takie awantury działają mi na psychikę. Muszę jednak udawać, że mnie to nie rusza. Muszę grać twardą. Nie mogę dopuścić, żeby ktokolwiek z zewnątrz poznał moje prawdziwe myśli i uczucia. Wiem, że jeśli bym na to pozwoliła, ludzie zaczęliby to wykorzystywać. Zaczęliby mnie ranić. Szczerze mówiąc, już bardziej wolę, żeby się mnie bali.
Z zamyślenia wyrywa mnie dźwięk mojego budzika. Chwilę później z salonu daje się słyszeć budzik mamy i skrzypienie starej kanapy, co znaczy, że kobieta już wstała i za kilka minut będzie robić śniadanie. Schodzę więc z parapetu i drepczę niechętnie do szafy, skąd wyciągam pierwsze lepsze ubrania, a po dłuższym zastanowieniu także moją ukochaną skórzaną kurtkę, coby nie przemoknąć w drodze do szkoły i z powrotem. Co prawda dawno jej nie nosiłam, ale powinna być jeszcze dobra.
Z tą myślą kieruję się do łazienki, z której akurat wychodzi moja mama. Wymijam ją i wchodzę do pomieszczenia, gdzie wykonuję wszystkie poranne czynności i przymierzam kurtkę. Tak, jak myślałam, jest na mnie idealna, pomimo długiego nieużywania. Zdejmuję ją na czas śniadania, po czym wchodzę do kuchni, gdzie moja rodzicielka kończy już przygotowywanie kanapek. Podkradam jedną z kilku gotowych i zaczynam ją konsumować.
Chwilę później mama wychodzi z kuchni z kilkoma kromkami chleba w rękach, żeby po kilku minutach wrócić z moim plecakiem, ale już bez jedzenia. Domyślam się, że dała mi te kanapki na drugie śniadanie, więc z uśmiechem odbieram od niej tornister, przełykając ostatni kęs pysznego posiłku.
Spoglądam z niepewnością i strachem na zegar, wiszący w kuchni. Wpół do ósmej. Wzdycham cicho, po czym ubieram skajkę oraz czarne, skórzane trampki za kostkę z białą podeszwą oraz ćwiekami po jednej stronie każdego buta*, a na ramię zarzucam równie czarny plecak. Moja rodzicielka czeka już na mnie przy drzwiach, więc czym prędzej do niej podchodzę i po chwili, już razem, wychodzimy z kamienicy, a mama od razu otwiera zabrany z domu parasol. Mi wystarcza kaptur zakładanej przez głowę bluzy, którą mam na sobie.
Drogę do budynku szkoły pokonujemy w całkowitej ciszy, przerywanej jedynie odgłosami miasta. Po wejściu w szkolne mury, od razu kierujemy się do gabinetu dyrektorki. Mama bierze głęboki wdech i puka dwa razy do drzwi. Po usłyszeniu standardowego "Proszę", wchodzimy do środka. Dyrektorka siedzi z nosem w papierach i wygląda na to, że nie ma zamiaru zwrócić na nas uwagi. Dopiero po odchrząknięciu mamy, sugerującym że miło by było porozmawiać, patrząc na siebie, kobieta podnosi wzrok znad dokumentów i przenosi go na nas.
- No proszę. Kogo ja tu widzę? - pyta z kpiną, patrząc z wyższością na moją rodzicielkę.
- Chcę porozmawiać o sytuacji mojej córki. - mówi mama, ignorując ton pani dyrektor.
- Nie ma o czym rozmawiać. Twoja córka bez żadnego powodu napadła i pobiła Bogu ducha winną dziewczynę. - twierdzi, zmieniając ton na oficjalny.
- Nieprawda. Nikogo nie pobiłam. Owszem, potrząsnęłam trochę Julią, ale nie pobiłam jej. - zaprzeczam szybko.
- Tak? To może ją zawołamy i wysłuchamy jej wersji? - proponuje kobieta, na co bez namysłu się zgadzam. Kilka minut później do drzwi gabinetu puka Julka, wezwana przez radiowęzeł.
- Dzień dobry. Wzywała mnie Pani? - słyszę jej przesłodzony, próbujący imitować niewinność, głosik, przez który robi mi się niedobrze. Patrzę na blondynkę z niechęcią i zamieram zszokowana. Olszewska ma sine oko, a jej twarz jest cała podrapana.
- Tak Julka. Opowiedz proszę, co stało się wczoraj na jednej z przerw. - prosi dyrektorka, zachęcając dziewczynę wzrokiem.
- Rozmawiałam sobie spokojnie z przyjaciółkami i nagle ta wariatka zaczęła mnie szarpać i bić. - mówi cicho ze łzami w oczach, spoglądając na mnie ze strachem.
- No błagam, przecież ona gra. Ja nawet nie mam długich paznokci, żeby w jakikolwiek sposób ją podrapać. - mówię zirytowana, pokazując zewnętrzną część dłoni.
- Spiłowałaś je. - twierdzi plastik, udając zdziwienie.
- Słucham? Dziewczyno, nie kompromituj się. Ja nigdy w życiu nie miałam długich paznokci. Poza tym, mam świadków na to, że Cię nie pobiłam, więc lepiej zacznij mówić prawdę. - radzę jej, wkładając dłonie do kieszeni kurtki.
- Kamila! Przestań wreszcie grozić tej biednej dziewczynie. - rozkazuje mi dyrektorka, powoli wyprowadzając mnie z równowagi.
- Po pierwsze, nie grożę jej, tylko stwierdzam fakty. Bójkę widziała cała szkoła, więc ktokolwiek może potwierdzić moją wersję. A po drugie, przestań jej tak bronić. Jeśli tak bardzo boisz się stracić dofinansowanie, to znajdź wreszcie uczciwego sponsora. - mówię, starając się zachować resztki spokoju.
- Kamila, przestań. Ta dziewczyna nie zrobiła sobie sama tego siniaka i zadrapań. Powiedz prawdę. Co się wczoraj stało? - pyta nagle moja mama, a ja patrzę na nią z niedowierzaniem.
- Przecież mówiłam, że tylko nią potrząsnęłam. Nie wiem, skąd ma te siniaki i zadrapania. - upieram się przy swojej wersji, ale widzę, że mama mi nie wierzy.
- Dziecko, zrozum, że Ty nawet możesz zostać wydalona ze szkoły. Powiedz wreszcie prawdę i przeproś tę dziewczynę. - rozkazuje moja rodzicielka, a do moich oczu napływają łzy.
- Mówiłaś, że mi wierzysz. Myślałam, że przynajmniej na Ciebie mogę liczyć. - szepczę zszokowana, łamiącym się głosem i wychodzę z gabinetu, kierując się tam, gdzie nikt mnie nie znajdzie.
_______________________________________________________________________________________________________________________
Hej!
Powracamy do dziewczyn, bo trzeba jakoś rozwiązać ich problemy z dyrektorką. No i oczywiście wymyślić, w jaki sposób spotkają chłopaków.
Marta, chłopcy niczego sobie nie przysięgali. Po prostu są przyjaciółmi i nie mają przed sobą zbyt wielu tajemnic. Za szybko wymiękł, bo Kendall to Kendall (ale wyjaśniłam... wow). Poza tym, musiał się komuś wygadać. Zawód Kenta będzie zdradzony w którymś z następnych rozdziałów. Wiesz, na ten moment nie planuję zrobić z Jamesa porywacza dzieci, ale w sumie ciekawy pomysł.
Rose, przyznaję, prawdziwy z Ciebie detektyw. Chłopaki na pewno w jakiś sposób dotrą do którejś z dziewczyn i Kendall z nią porozmawia.
* - nie wiedziałam, jak prawidłowo opisać wygląd tych butów, więc daję Wam po prostu ich zdjęcie:


Do następnego.

Komentarze

  1. Kamila nie spała, tylko słuchała muzyki? Przez całą noc? Jak tak dalej pójdzie, to jeszcze ogłuchnie. Wiem, że to było dla niej ciężkie, ale nie może się tak zaniedbywać.
    Kiedyś widziałam taki tekst po angielsku ze zdjęciem Scarlett Johanson. Po polsku to idzie jakoś... „Im silniejszą udajesz, tym słabsza jesteś.”, czy coś koło tego. Bo lęk, to nie jest szacunek. To dwie zupełnie różne rzeczy. I może Kamila tak na prawdę potrzebuje szacunku? Widzę, że przed Dominiką jest szczera, ale to za mało.
    Błagam, niech Kamila jeszcze raz wytarga Julkę za włosy... A Dyrektorkę niech ktoś uprowadzi na tortury. Bo nad Derekiem to tamta psychopatka się mogła znęcać. A tydzień temu jeszcze inna psychopatka znęcała się nad Jacksonem i Ethanem. Fakt, Jacksona nie lubię, ale to już inna historia. A w drugim sezonie Scott prawie umarł w męczarniach przez tę popapraną mamuśkę. W sumie na początku tamtego sezonu zmusili dyrektora szkoły torturami do rezygnacji ze stanowiska, więc może... I tak, jestem pewna, że to ta pieprznięta mamuśka była na tyle chora, żeby na coś takiego wpaść.
    Tak, biła i szarpała, ale chyba niedostatecznie mocno. W sumie, z pustego nawet Salomon nie naleje, a to główna cecha głowy tej paniusi.
    Rozdział super! Czekam na nN! Pozdrawiam!
    Ej, to nie był żaden pomysł, tylko żart. Ale teraz zastanawia mnie jedna rzecz. Jakim cudem Dominika nie poznała Kendalla, ani trochę, skoro jest jego fanką? Wiem, Rushers, ale próbuję jakoś sensownie ułożyć to zdanie, ale jak zobaczyłam która godzina, przerwałam pisanie rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej. Nie mogę wytrzymać , jak słyszę słowa dyrektorki i Julki. Jak można tak kłamać ? Mam nadzieje ze pojawienie się BTR zmieni życie Dominiki i Kamili.
    Rozdział mega. Pozdrawiam i czekam na następny

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Wydarzenia przedstawione w opowiadaniu są jedynie wytworem mojej wyobraźni i nie miały miejsca w realnym świecie.
Wszelkie zbieżności imion i nazwisk są przypadkowe.
Niektóre informacje zostały zmienione na potrzeby opowiadania.
Enjoy! :D

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 72

Rozdział 53

Rozdział 55